KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:17462.22 km (w terenie 558.00 km; 3.20%)
Czas w ruchu:734:23
Średnia prędkość:23.78 km/h
Maksymalna prędkość:62.15 km/h
Suma podjazdów:28512 m
Maks. tętno maksymalne:170 (91 %)
Maks. tętno średnie:151 (81 %)
Suma kalorii:156943 kcal
Liczba aktywności:149
Średnio na aktywność:117.20 km i 4h 55m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
106.10 km 30.00 km teren
05:00 h 21.22 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

poprawka

Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 09.05.2016 | Komentarze 0

Wiedziałem, że planowany jest wyjazd do Puszczy Boreckiej, zdecydowałem się pojechać. Pospałem może z 15-20 minut, szamię trzecie już tego dnia śniadanie i jadę na zbiórkę. Pierwszy raz na krótko w tym roku i góra i dół. Zapowiada się piękna pogoda. 

Ruszamy trochę dziwnie, zamiast przed Mleczno jedziemy ruchliwą krajówką...no ale nie ja tutaj dowodzę. Malinówka, Piaski, w końcu zaczyna się teren. Cud - miód droga przez Krzywe, rzadko tam bywam, a tam jest kwintesencja mazurskich krajobrazów, urocze Świętajno, przecinamy szosę i kawałek dalej wjeżdżamy do Puszczy. Z tej strony jeszcze nie byłem. Runda po lesie, trochę zniszczonych asfaltów, trochę kamienistych szutrówek, pod kątem jazdy szosówką - słabo. Jest gorąco, zostało kilka łyków tylko, trzeba się za sklepem rozejrzeć, niestety w Szczecinowie jest zamknięty. Edward jedzie coraz wolniej, do Starych Juch dojeżdża sporo później niż reszta. Big Milk, pepsi i butelka wody, po kilku minutach jestem gotowy, jakoś w krew weszło tempo z ultramaratonów, koledzy i koleżanki mają widać trochę dłuższy horyzont czasowy jeśli chodzi o wizytę w sklepie. W Liskach skręcamy na szutrówkę, żegnam się z grupą i jadę mocniejszym tempem sam do domu. Dla nich stówka to już spory dystans, tempo było turystyczne cały czas, ale zmieniło się w emeryckie. Dmucha w pysk dosyć mocno, przed miastem kilka kropel deszczu spadło. Złapana pierwsza w tym roku kolarska opalenizna, zaliczony całkiem niezły trening i kupa pięknych widoków.





Kategoria >100


Dane wyjazdu:
145.20 km 0.00 km teren
05:28 h 26.56 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

pierwsza szosa

Niedziela, 6 marca 2016 · dodano: 06.03.2016 | Komentarze 3

Po wczorajszej wycieczce w jeansach, kurtce, butach bez zatrzasków i po chodniku, za to na szosówce rozsmakowałem się na amen. Odpinam szosę z chomika, tam się i tak tylko kurzy, nie ma szans abym kręcił w mieszkaniu. Prognozy podawały +2 z samego rana, więc nie powinno być ślisko, deszcz też miał nadejść dopiero późnym popołudniem, tylko ten wiatr mnie martwił.

Ruszam chwilę przed 6tą, szyby w autach pozamarzane, coś nie bardzo się pogodynka spisała, całe szczęście na asfaltach przyzwoicie. Chwilę trwało zanim się do roweru przyzwyczaiłem, pół roku nie jeździłem nim. W planie mam 150 km, najchętniej w dwóch pętlach przez poligon. Jedną realizuję, droga bez historii, z dwoma postojami na rozciąganie i jednym na siku. Wiatr przeszkadza jedynie na odcinku Ruska Wieś - Bartosze no i w samym mieście, po którym robię rundkę zagospodarowując czas pozostały do 9tej. W miejscu zbiórki spotykam Tomka i Darka na MTB i Jarka na szosie. Reszta ma dołączyć też na szosach. Fajnie. Niestety moje plany się rozwiały, chłopaki mają inną koncepcję, nicto pojadę z nimi. To był niestety błąd. On jadą na trening. Jazda mocno interwałowa, dla mnie za mocna, potem czekanie i tak w kółko. Odczepiam się z Tomkiem i kierujemy się w stronę domu, do wykonania planu mam jeszcze dwadzieścia kilka km. Do tej pory było dobrze. Ze wszystkim, oprócz braku pary aby trzymać tempo kolegów. Niestety w Woszczelach dopadła mnie kumulacja. Skończyła się woda, wiater wieje w pysk niemiłosiernie, plecy przypomniały o swojej obecności. A było tak fajnie, dużo lepsza pozycja tu niż w codziennym rowerze. W Ełku żegnamy się z Tomkiem, jadę dokręcić brakujące kilometry, ale wtedy odcina mnie zupełnie. Miałem jednego żela w zapasie, wciągam go, ale gówno to daje, a ja nie mam siły kręcić. Odpuszczam. Po przyjściu do domu przez dobre 5 minut nie mogłem złapać normalnego oddechu. Następnym razem na dłuższą trasę wezmę coś więcej i zjem porządne śniadanie.

Znowu jadąc Focusem mam problem ze ścięgnem za lewym kolanem, to samo było na trenażerze. Poza tym nogi w porządku, gorzej z kręgosłupem. Ćwiczę dalej, następny wypad na jakieś 170-180 km kiedy trafi się pogoda.



Nad strumykiem "Święcek" © dodoelk
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
101.20 km 0.00 km teren
04:14 h 23.91 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

setka całkiem niechcący

Niedziela, 14 lutego 2016 · dodano: 15.02.2016 | Komentarze 0

Miało padać więc budzika nie nastawiam. Budzę się po siódmej, zerkam za okno - mokro, ale na chodnikach widać że zaczyna przesychać. Zbieram się więc zastanawiając gdzie się tu wybrać. Do głowy przychodzi mi Tama, ale zaraz potem także myśl "ile razy można w tym samym kierunku jeździć?" W takim razie Stare Juchy a potem się zobaczy.

Ruszam przed 8mą, pełen niepewności pod adresem kręgosłupa. Początkowo jest dobrze, wieje lekko w plecy, mgły tylko trochę do tego jest ciutkę na plusie. Po drodze sporo przygód z psami, w Juchach postanawiam jechać dalej do Wydmin i wrócić przez Zelki. W samych Wydminach odzywa się krzyż, staję gdzieś na przystanku, rozciągam plecy i jak ręką odjął, przestaję je wogóle czuć. Staram się także jechać tam gdzie się da w pozycji wyprostowanej, choć pod wiatr nie jest to wcale takie łatwe. Dumam co dalej, do Ełku 10 km, kiedy zaczyna kropić. PKP. Zjeżdżać do domu? Czasu jeszcze w bród. W dupie. Jadę. Zobaczymy. 

Na liczniku 62 km, dokładnie tyle samo jest do Wydmin obiema drogami. Co dalej? - Regiel, a jak już jestem w Reglu to można Regielskie okrążyć. Gdy zbliżam się do miasta po raz drugi, bez planu na dalszą jazdę gotów byłem jechać wcześniej do domu. Tak też robię, ale gdy jestem na Jeziornej i widzę jezioro Ełckie do głowy przychodzi mi genialny plan. Mam jeszcze 40 minut - może by tak "Ełckie zrobić" ? Patrzę na licznik...hmm...jakbym ciut dokręcił to i setka by wyszła. Tak też czynię, gdy jestem pod domem po raz trzeci mam 97 km na liczniku. Ciągle kropi ale jakoś tak specjalnie ten deszcz nie przeszkadza, nawet mnie nie przemoczył. Jadę na plażę, tam przygotowania do kąpieli dla odważnych, ale że impreza wcale mnie nie interesuję i czas zbliża się nieubłaganie do limitu jadę dalej. Trochę miejskimi ulicami i z trzyminutowym spóźnieniem docieram do domu, zaliczając pierwszą w tym roku setkę.

Ogólnie jest dobrze, kondycja jest. Ciężko będzie zrobić coś więcej w najbliższym czasie, nawet gdy będzie pogoda, bo nie ma szans na urlop. Zostaje jeszcze jazda po nocy...hmmm...czemu nie...

Jeszcze i takie miejsca można znaleźć © dodoelk


Pierwsza setka 2016 © dodoelk
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
100.40 km 30.00 km teren
04:53 h 20.56 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

setka całkiem niechcący

Niedziela, 20 grudnia 2015 · dodano: 20.12.2015 | Komentarze 2

Obudziłem się o 6tej, bez sensu było w łóżku gnić, więc siadam i jadę. Jeszcze ciemno, pusto, trochę dmucha. Selment a potem się zobaczy... Wyszło szybciej niż planowałem, trochę wiatr pomógł, potem był boczny, ale nie przeszkadzał mocno. Wydłużam o Chełchy, mając po drodze premię sprinterską (ucieczka przed psem), trochę walki z wiatrem przed samym miastem, robię jeszcze jedną premię pod wiatr do tablicy "Ełk". Jako że do 9tej jest jeszcze od groma czasu kręcę się po mieście, zajeżdżając na zbiórkę parę minut wcześniej.

Miałem w planie max 2 godziny, ale wyszło ciut więcej. Tempo spokojne, dużo wolniej niż samemu, ale w ten sposób można sobie pogadać.

Kategoria >100


Dane wyjazdu:
130.20 km 90.00 km teren
07:53 h 16.52 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Harpagan H-50 Sierakowice

Sobota, 17 października 2015 · dodano: 19.10.2015 | Komentarze 2

Nie powinienem był wcale startować, ale wpisowe poszło, urlopy wzięte, małżonka ma chęć wielką...trzeba jechać. Założenie jedno - jak będzie boleć to kończę.

Noc była tragiczna, każda zmiana pozycji to pobudka, potem parę minut leżenia (gdy udało się znaleźć odpowiednią pozycję) zanim ból się rozejdzie. Pospałem w sumie może ze 2 godziny. Jak co dzień po nocy chodzić nie mogę, jakby ktoś prądem raził od pośladka po kolano. Nicto, gdy siądę na rower będzie lepiej.

Ruszamy w lekkiej mżawce, najpierw na wschód wybierając "tłuste" punkty. Nawigacyjnie nie było trudno, motaliśmy się trochę przy wjeździe na szczyt górki bo droga prowadziła przez prywatny teren i na "skrzyżowaniu przecinek", bo dojazdu tam nie było i trzeba było pchać po jagodach. Reszta punktów praktycznie bez skuchy. Pogoda nie rozpieszczała, choć i tak było lepiej niż w piątkowej prognozie kiedy to miałoby lać cały dzień. Mżyło tylko przez pierwsze 2 godziny, a potem już regularnie padało w końcówce (nam to tylko jakieś pół godziny, zjechaliśmy 3 godziny przed limitem czasu). Boleć kręgosłup zaczął już po jakichś dwóch godzinach jazdy, wytrzęsło mi tyłek nieźle. Na którymś punkcie łykam pigułkę, nie pomaga wcale, na razie o odpuszczeniu nie mówię nic. Żaba także ma kryzys, prędkość spada bardzo, w terenie jedziemy 10-12 km/h więc zastanawiam się czy jest sens oddalać się po kolejne "tłuściochy" na skraj mapy. Ostatecznie rezygnujemy, zbieramy jeszcze dwa punkty, jeden po drodze, drugi trochę mniej i o 15.33 meldujemy się na mecie.


fotek robić mi się nie chciało, zrobiłem tylko kilka

Kategoria zawody, z Gosią, >100


Dane wyjazdu:
120.00 km 105.00 km teren
07:20 h 16.36 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Abentojra 2015

Sobota, 5 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 3

Porażka na całej linii. Kupa wtop, nie tyle nawigacyjnych (szukania punktów) co obranej strategii. Początkowo szło nieźle, od jakiegoś 40 km zaczęło boleć kolano (czego się spodziewłem), na dobrych drogach jeszcze szło jechać, ale po gałęziach i korzeniach już rąbało solidnie. Biało-niebieska pigułka sprawę bólu załatwiła, ale od mniej więcej połowy czas zaczął uciekać przez palce...Wtopy, wtopy, wtopy...wpychanie pod 40 metrową górkę (zakosami bo inaczej nie szło), pchanie po gałęziach, pchanie po świeżo zaoranym polu, gdzie człek zapadał się w spulchnioną glebę do połowy łydki.

Rzucam mięsem, w pewnym momencie żyłka pęka. Pierdolę. Mam to w dupie. Było jakieś 2 godziny limitu jeszcze...ledwieśmy zdążyli (8 minut przed czasem) olewając punkty kilometr, a czasem i mniej od trasy przejazdu. Strategia zakładała, że zostawiamy je na koniec, jako te które same się zaliczą...przecież są praktycznie po trasie...

Na obecną chwilę mam dość terenu. Wcześniej żałowałem, że nie mogę się na Zażynek w tym roku wybrać, teraz nie wiem czy mi się jeszcze by chciało. Harpagan stoi pod wielkim znakiem zapytania, ale może jeszcze mi się odmieni.

Żeby nie było że tylko narzekam. Impreza super, świetna organizacja: pokoje w akademikach, porządne jedzenie, ognisko, kiełbaski, piwko, super nagrody dla zwycięzców oraz do znalezienia na trasie (abentojry). Może nie było już tak kameralnie jak rok temu, ale na pewno impreza warta polecenia. Poza tym świetne tereny, górki, lasy, milion małych jeziorek. To co kocham...

zdjęcia


Kategoria >100, z Gosią, zawody


Dane wyjazdu:
138.80 km 0.00 km teren
04:54 h 28.33 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Podkrakowskie gminy

Środa, 19 sierpnia 2015 · dodano: 19.08.2015 | Komentarze 1

Ruszam po ciemnicy, kiedy wszyscy jeszcze śpią. To jedyny moment w wypełnionym atrakcjami dniu. Chłodno, ale da się jechać z gołą łydą, w sumie to bardziej wychładzał wschodni wiatr niż temperatura (13 stopni). Wieje w twarz, ale nie ma jeszcze biedy, wzmaga się dopiero po świcie. Całe szczęście wtedy już jest boczny, a na sporym odcinku daje ostrego kopa i można cisnąc na luzie prawie cztery dyszki. Drogi w większości dobre, nawet te gorsze fragmenty są o niebo lepsze niż w na Mazurach, duże zagęszczenie zabudowań, po drodze może z 10-20 km było przez pola czy las.

Mały problem z oboma kolanami, na przemian raz lewe, raz prawe, poza tym cały czas problem z pachwinami (ciągnie się już drugi tydzień). Oprócz tego jest OK, choć to 1/10 trasy i praktycznie po płaskim czuję się dobrze. Za 4 dni start, a ja odpoczywam od roweru dalej.
gminy:
Kocmyrzów-Luborzyca, Koniusza, Proszowice, Igołomia-Wawrzeńczyce, Nowe Brzesko, Koszyce, Szczurowa, Borzęcin, Brzesko, Rzezawa, Bochnia (obszar wiejski), Drwinia, Niepołomice, Kłaj.
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
106.40 km 0.00 km teren
04:09 h 25.64 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Augustów

Niedziela, 28 czerwca 2015 · dodano: 30.06.2015 | Komentarze 0

Weekend szczelnie wypełniony różnymi pracami i atrakcjami i już wydawało się że na rower czasu nie będzie. Udało się jednak wszystko tak poukładać i przede wszystkim zorganizować transport, maksymalny czas powrotu do domu - 11.00.

Ruszamy trochę po 6tej, cieplutko, słońca brak, wiatru niby też - a jednak coś tam w twarz wieje. W tamtą stronę sprawnie, tylko hopki w okolicach Kalinowa jak zwykle Małgosi ciężko wchodzą. W mieście pusto, cały tranzyt przeniósł się na nową ósemkę, więc jedziemy rowerem tam, gdzie wcześniej się nie dało, odbijamy na Sejny i spory kawałek, aż do ul. Turystycznej. Tam dosyć kiepską drogą wzdłuż torów (pierwszy raz mam okazję widzieć dworzec kolejowy) docieramy do Yacht Clubu. Parę minut nad jeziorkiem, fajne miejsce na cypelku, cisza, spokój (choć pewnie z racji młodej godziny). Na przejazd w stronę Raczek nie mamy już czasu, zresztą Gosia chce jeszcze na chwilę do sklepu. Powrót już ciężki, górki wchodzą zdecydowanie ciężej niż rano (piszę o małżonce), to nie był dobry dzień...

P1000J zapowiada się ciężko, formy brak, a w upale Gosia ma zawsze problemy. Czwarty raz w Świękitach i znowu upał i wiatr w ryj - tak z prognoz wynika...

Augustów. Jezioro Białe © dodoelk
Yacht Club oficerski © dodoelk
Pomnik poświęcony JP2 © dodoelk


Kategoria >100, z Gosią


Dane wyjazdu:
101.20 km 0.00 km teren
03:30 h 28.91 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

wieczorno-nocna setka z Dariem

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 0

Darek zaproponował wyjazd w tygodniu, tak aby trochę nocnej jazdy zaliczyć. Lukam w pogodę i odpisuję - środa. Domowe obowiązki w miarę ogarnięte, chłopcy już na tyle duzi że mogą zostać sami (choć miałem po drodze telefon o jakichś zgrzytach), zbieram się szybko i przed 20 startujemy. Tym razem na lekko, przepakowuję niezbędny sprzęt do plecaka, żadnych ubrań nie biorę oprócz tego co mam na sobie.

Początek leniwy, 11go Listopada rozkopane (zresztą pół miasta w remoncie), jakoś się przebiliśmy i w okolicach zjazdu do Bartosz zaczynamy jechać normalnie. Noga kręci niesamowicie, są świetne warunki bo nie wieje wcale (widać "lusterka" na mijanych jeziorach) a temperatura wynosi 18 stopni. Zmiany co 5 km, w sam raz aby się nie zarżnąć i móc odpocząć, choć gdyby była jeszcze jedna - dwie osoby byłoby idealnie. Średnia cały czas rośnie, na liczniku co i raz 4 dychy, na zjeździe przed j. Ublik Mały postanawiam zobaczyć ile się uda...dokręcając cały czas udaje się wycisnąć marne 53,3 km/h (w sobotę było 68 km/h bez kręcenia i mus było hamować). Po skręcie z krajówki w Kąpie zapalamy światło (średnia 31,1), od teraz już spokojniej, częściej obok siebie niż w pociągu i tak aż do domu. Czas leci szybko na rozmowie, jedyny minus jest taki że są miejsca z bardzo zimnymi masami powietrza, ależ ciągnęło po nogach...już tylko jakaś dyszka na termometrze.

W sobotę kiedy ja mierzyłem się z upałem i górami kolega przejechał po trasie P1000J z Kruklanek do Wydmin, podobno mocno pogorszyła się nawierzchnia pomiędzy Szypliszkami a Sejnami (w zeszłym roku szału nie było, ale nie pamiętam abym jakoś specjalnie tą drogę przeklinał), ale są też fragmenty nowych asfaltów. 

Przy okazji ustanowiłem życiówkę w dniu kiedy normalnie szedłem do pracy - ponad 160 km :)

Kategoria >100


Dane wyjazdu:
122.10 km 0.00 km teren
04:23 h 27.86 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Krócej niż było w planach

Sobota, 30 maja 2015 · dodano: 31.05.2015 | Komentarze 0

Pisałem do Darka czy nie ma ochoty na nocne 200-300 km, ale nie odzywał się, więc wyruszyłem sam. W planach była wizyta w domu w okolicach zmierzchu i wyjazd na drugą część trasy. Tyle założeń.

Jadę pod mocny SW wiatr, gorąco, na tym wietrze sumarycznie komfortowo. Jadąc na leżaku pod koło wybiegł mi lis, jakieś 10 cm przemknął przede mną, słychać tylko było darcie pazurów po asfalcie.  Uff, ale mi ciśnienie skoczyło...Droga do Drygał to mozolne odliczanie kilometrów, wieje w pysk strasznie, po skręcie do lasu na orzyski poligon duża ulga, tylko droga kiepska. Po wyjeździe na krajówkę wracam w stronę Ełku, zatrzymuję się na pierwszym przystanku: rozciąganie, siku, batonik i smarowanie tyłka. Jest nieźle, tyłka się najbardziej obawiałem. Po wrzodzie zostało wyczuwalne pod skórą zgrubienie, gdy się dobrze usiądzie jedzie się normalnie, bez nieprzyjemności. Chwilę po tym niebo zasnuwa czarna chmura, zaczyna kropić, dojeżdżam na następnego przystanku i czekam, dwie, może trzy minuty. Nie pada mocno więc jadę dalej, ale z każdym kilometrem coraz bardziej mokry asfalt. Uwaliłem się mocno, w butach potop, wiatr zamiast pomagać zmienił się na boczny i w momentach gdy nie ma słońca jest mi zimno. Docieram do Ełku, pod wieżą ciśnień jest nadal mokro, ale pod domem nie ma znaku deszczu. Hmm co tu robić??

Jadę w przeciwnym kierunku, tam gdzie nie padało, choć po głowie chodziła jeszcze jedna pętla prze poligon. Słońca brak, wiatr nadal boczny, choć już tak nie zabija jak po wyjeździe. Przerwa na kanapkę i batonika, marznę cały czas, czekam na słońce, ale go nie widać. W Kalinowie zawijam na rondzie, szukam przystanku aby się ubrać bo granica akceptowalnego zimna już pękła. Chwilę po ruszeniu atakuje mnie kolejna chmura, deszcz towarzyszy mi już do końca. W mieście wreszcie wyszło słonko, ale tylko po to aby w efektowny sposób schować się za horyzontem

Gdyby przeschło wyjechałbym jeszcze na jakieś 2-3 godzinki gdzieś blisko domu, ale że jest bardzo mokro odpuszczam. Jestem nieźle umordowany walką z wiatrem. Co ciekawe nie miałem ŻADNYCH nieprzyjemnych odczuć ze strony kolan, zacząłem pić FLEXIT liquid (tak jak w ubiegłym roku) i chyba dzięki temu wszelkie nieprzyjemności zniknęły. Acha i zmieniłem spodnie na dmtex'owe, tych bbtourowych chyba więcej na długie dystanse nie założę

Kategoria >100