KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189058.27 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.65 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2020

Dystans całkowity:2384.64 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:93:27
Średnia prędkość:25.52 km/h
Maksymalna prędkość:57.24 km/h
Suma podjazdów:8771 m
Suma kalorii:50869 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:103.68 km i 4h 03m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
14.80 km 0.00 km teren
00:43 h 20.65 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:żwirek

do/z pracy

Poniedziałek, 31 sierpnia 2020 · dodano: 01.09.2020 | Komentarze 0

W mżawko-mgle, tempo spacerowe, niestety nadal czuć.

Dwa dni praktycznie bez ruchu, jest trochę lepiej, widać szybkiej poprawy nie ma się co spodziewać.


Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
11.50 km 0.00 km teren
00:34 h 20.29 km/h:
Maks. pr.:27.72 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 27 m
Kalorie: 191 kcal
Rower:żwirek

do pracy emeryckim tempem, podjazdy lewą nogą niestety...

Piątek, 28 sierpnia 2020 · dodano: 29.08.2020 | Komentarze 0

Ależ mi się chce na rower...

Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
14.57 km 0.00 km teren
00:36 h 24.28 km/h:
Maks. pr.:49.32 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:109 m
Kalorie: 481 kcal

Przejażdżka na koniec świata

Środa, 26 sierpnia 2020 · dodano: 29.08.2020 | Komentarze 0

Szlag mnie trafiał od nicnierobienia, więc chociaż na chwilę wsiadłem na rower. Po płaskim, a w zasadzie po leciutkim w górę, jest nie najgorzej, w zasadzie czuję tak samo jak przy chodzeniu. Bardzo mocny wiatr z boku, ze dwa razy niebezpiecznie rowerem zabujało. Za Wołosatem widzę piękny asfalt z zakazem ruchu, ale go olewam (znaczy zakaz, nie asfalt), niestety daleko nie dojechałem, bo mnie haltuje SG. Rozmowa była miła, pan mi przypomniał że zakaz obejmuje także rowery, a szkoda, bo droga piękna. Do granicy nie docieram, zawracam i lecę dłuuuuugim zjazdem walcząc z bocznymi podmuchami.

IMG-20200826-170213309


Kategoria <50


Dane wyjazdu:
1018.62 km 0.00 km teren
38:27 h 26.49 km/h:
Maks. pr.:57.24 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:5427 m
Kalorie:33592 kcal

Bałtyk-Bieszczady Tour po raz piąty.

Sobota, 22 sierpnia 2020 · dodano: 28.08.2020 | Komentarze 1

Dojazd do Świnoujścia nocnym pociągiem, decyzja podjęta świadomie, bo ostatnim razem się ta opcja sprawdziła. Zakupy na drogę, krótka wizyta nad morzem na strasznie zatłoczonej plaży i porządne uzupełnianie kalorii przed startem. Cały dzień jestem lekko nieprzytomny, spania w pociągu nie było prawie wcale, więc koło 22-giej padam jak zabity. Noc mija w trybie ON/OFF, dawno tak dobrze nie spałem, całe szczęście spadła temperatura, bo dzień był bardzo upalny.Gdy zalewam sobie poranną kawę spada mocny deszcz, ocho będzie się działo. Ubieram od razu nieprzemakalne skarpety, kurtkę mocuję do lemondki aby mieć do niej szybki dostęp. Deszcz nie pada długo, a na start jedziemy ze Sławkiem już po praktycznie suchym asfalcie.


Ruszam w ósmej grupie startowej, początek dosyć spokojny, nie ma co szaleć, trzeba się najpierw rozkręcić. Zaczyna padać, niezbyt mocno, a że jest prawie 20 stopni nie staję się ubrać, tak samo jak koledzy z którymi jadę. Jak to bywa na początku, jest sporo tasowania, ktoś dojeżdża, ktoś się doczepia, ktoś odpada. Nie wnikam w to na razie zupełnie. Punkt w Płotach wyposażony tak jak zawsze - słodka bułka i kanapka, tylko miejsce inne. Postanawiam nadal jechać tak jak startowałem, jedynie z rękawkami na przedramionach. Odcinek do Drawska upływa również w padającym w kratkę deszczu, jedziemy w jednej grupie, współpraca się układa wyśmienicie. Na punkcie jest kawałek daszku, więc chociaż przez chwilę na głowę nie pada. Po mojemu stoimy za długo, zjadłem, uzupełniłem bidony i kieszonki i jestem gotowy, ale chłopaki się jeszcze nie ogarnęli. Nie ma się z kim zabrać więc czekam.

Długi, bo prawie stukilometrowy odcinek do Piły, tutaj chyba działo się najwięcej na całej trasie. Jedziemy w sporym, ponad dziesięcioosobowym peletonie, jest zdecydowanie za mocno. W tym rejonie jest sporo hopek, nie chciałem tam przesadzać, ale kilka razy poczułem znak-sygnał z lewego kolna. Wyprostowanie nogi i rozciągnięcie łydki pomaga na szczęście. Jazda z prędkością 35-38 km/h to sporo za szybko, ale jadąc gdzieś pod koniec peletonu można trochę odpocząć, no i kilometry zdecydowanie szybciej uciekają. Dociągamy tym wariackim tempem tylko do punktu i od tej pory aż do mety jedziemy we czwórkę.

Odcinek do Nakła jakoś bez historii, nie pamiętam czy tutaj popadywało, jeśli już to raczej niewiele. Na punkcie zupa, ciastka, kawa (bo już czas najwyższy na dawkę kofeiny) i arbuz. Również za długo tu siedzimy, ale ja na wynik nie jadę, więc specjalnie mi na tym nie zależy. Jest możliwość odpoczynku, rozciągania i spokojnej wizyty w toalecie, a o tyłek warto zadbać, bo za kilkanaście godzin może być słabo.Po przesychającym asfalcie docieramy do pierwszego DPK, jechało się całkiem przyjemnie, patrząc na czas raczej rekordu z poprzedniej edycji nie pobiję. W Solcu Kujawskim szama, kibelek, rozciąganie, poleżałem chwilę na ławce czekając aż się chłopaki zbiorą do drogi. Do worka wrzucam wiatrówkę, ale postanawiam się jeszcze nie ubierać, bo temperatura jest w zasadzie bez zmian.

Odcinek do Kowala niestety beznadziejny. Początkowo w dużym ruchu po mokrym asfalcie, a gdy zjeżdżamy na boczne drogi podłoże staje się tragiczne. Skutkiem tego jest guma i na naprawę schodzi trochę czasu. Nadal nie decyduję się na założenie wiatrówki, nie jest zimno, wolę wyschnąć niż się grzać. W Kowalu dobre jedzonko, czuć już zmęczenie w nogach, ale morale ciągle wysokie. W tym rejonie kręciłem się kiedyś zbierając gminy, pamiętam dziurawe drogi. Jest dokładnie tak samo, są miejsca gdzie jest po prostu DRAMAT, nie wiem czy organizator przejechał kiedykolwiek ten fragment. Masakra. Kryzys dopada w zasadzie całą grupę przed Łowiczem, zaczyna się zamulanie, nikt nie chce wychodzić na zmianę a prędkość jazdy dramatycznie spada. Doturlaliśmy się jakoś. Informuję kolegów że ja tutaj zostaję, muszę oko zmrużyć bo nie dam rady dłużej jechać. Najpierw jedzenie, bo głodny jestem, a potem kładę się na materacu.

Wypoczynek średni, jest głośno i jasno, na pewno godziny nie spałem, ale pewnie kilka blackoutów w tym czasie zaliczyłem. Nicto, trzeba się ruszyć, bo samo się nie przejedzie, dwie godziny poleciały a my ciągle w miejscu. Ruszamy już po jasności, temperatura trochę spadła, ale o dziwo nadal nie jest mi zimno. Od startu jadę tak samo ubrany. Po odpoczynku i w świetle dziennym od razu lepsza jazda, z nieba trochę pokropiło, ale bez dramatu. W Opocznie tradycyjnie - rozciąganie, toaleta, coś na ząb i coś na drogę. Niestety dopada mnie kolejny kryzys senny. Często tak mam, że gdy po spędzonej w siodle nocy wyjdzie słonko i zacznie się robić cieplej mnie dopada senność. Jadę kawałek próbując z tym walczyć, ale wiem że to nie jest dobre wyjście, a poza tym niebezpieczne. Zostawiam kolegów i kładę się na przystanku. Nie wiem ile minęło czasu, (pewnie kilka minut), nie wiem czy zasnąłem (pewnie tak), ale udało się mózg zresetować. Pełen wigoru ruszam w pościg, ale jak się potem okazało koledzy zjechali na stację benzynową, więc do Starachowic dojeżdżam samotnie. Bardzo dobrze mi się ten odcinek jechało, pewnie dlatego że w końcu zachodni wiaterek trochę pomagał. Bardzo fajne tutaj są tereny, sporo długich i dość wymagających górek. Jadę sam, więc nie muszę trzymać tempa grupy, ale i tak kolana oszczędzam wjeżdżając na młynku.

Punkt w Starachowicach taki sobie, jest zbyt mało miejsca przy stolikach i długa kolejka w oczekiwaniu na jedzenie. Za to można sobie wygodnie odpocząć na materacu z czego chętnie korzystam. Miałem w przepaku butelkę coli, więc najpierw wykorzystałem ją do rolowania mięśni ud - mocno już zbitych, a potem czarny napój wlewam w gardło. Zerkam w prognozy aby ewentualnie coś zmienić odnośnie odzieży, nie widać jakiegoś załamania, ale są zapowiadane mgły, czyli niespecjalnie miła końcówka nas czeka. Kolejny fragment do Sandomierza całkiem przyjemny, przed nami widać idący front burzowy, ci którzy są ze 100 km przed nami na pewno mają gorzej. Jest ciepło, ale nie upalnie, spać się w końcu nie chce, siła do jazdy jest, tylko zaczyna mnie to już nużyć. Kilometry stoją w miejscu. W końcówce trochę górek, znów się lewe kolano odzywa przypominając o sobie i o tym aby nie szarżować. Punkt położony nad Wisłą, sporo turystów, my mamy przystanek pod namiotem. Liczyłem na coś bardziej treściwego niż zupa, wiec dopycham się chlebem, ciasto które tam widziałem niestety się skończyło. Przed nami kolejny długi przelot, chyba trzeba będzie zaliczyć jakąś stację bo na batoniki nie mogę już patrzeć, a nie da się jechać z pustym żołądkiem.

Tak też robimy, wpadamy na szybką colę z hot-dogiem i trza cisnąć dalej. Niedługo potem zaczyna się druga noc na trasie, ciekawe jaka będzie? Odpowiedź przychodzi już niedługo, zaczynają się mgły, zaczyna się robić chłodno. Nie mam ciśnienia na wynik, przez głowę przechodzi mi nawet myśl aby w Łańcucie walnąć się w kimę na całą noc i ruszyć dopiero po świcie. Dojeżdżam na autopilocie w trybie zombie, w środku jest bardzo ciepło, bardzo przyjemnie, a działający nadmuch działa usypiająco. Nie jem, nie piję, kładę się od razu na materac i zasypiam w czasie lotu na poduszkę, za którą służy zwinięta pod głowę śmierdząca po 40tu godzinach jazdy koszulka. Pomysł spania całą noc zarzucam, popsułbym tym cały poniedziałek Gosi oczekującej na mnie na mecie, dwie godziny wystarczą. Kalorie uzupełniam po wstaniu, jestem wypoczęty, trzeba to wreszcie zakończyć. 

Początek fajny, po pustej, gładkiej i płaskiej drodze, w sam raz aby po odpoczynku znów się wkręcić na obroty. Potem zaczyna się gruby podjazd, miejscami dobrze ponad 10%, jadę na młynku, kolana nie czuję, ale za to odezwała się prawa piszczel. Pięknie. Jadąc na luzie po płaskim jest w porządku, ale pod górę już dobrze nie jest. Ten problem miałem podczas Rajdu Wyszechradzkiego, wtedy byłem jeszcze świeżakiem, nie wiedziałem co się dzieje i udział w imprezie zakończył się DNF. Drugi raz już się nie poddałem, było to podczas mojego pierwszego BBT w 2014 roku. Teraz też trzeba zęby zacisnąć i zmierzać ku mecie. Mgła nadal gęsta, pod górę nie ma to znaczenia, ale na zjazdach trzeba bardzo uważać.

W Birczy znów długi postój, trzeba coś zjeść i porozciągać się. Została niecała stówka. Od razu ostro w górę, znów dobrze ponad 10%, kolana w porządku, ale ból piszczeli się nasila niestety. Pięknie. Zamiast iść w góry będę garował w łóżku. Dojeżdżamy do Ustrzyk Dolnych tym razem z zupełnie innej strony. Kolejna długa nasiadówka, jest smaczna zupa (mnie się po niej niestety odbijało aż do mety, ale podobno niektórzy mieli dolegliwości żołądkowe), ciastka i kawa. Kilka minut po wyjeździe staję zdjąć wiatrówkę, bo jest już zbyt ciepło i niestety jestem zmuszony łyknąć pigułkę przeciwbólową. Rzadko to robię, ale wiem że będzie jeszcze jeden wymagający (ale nie aż tak jak dwa poprzednie) podjazd, a nie chciałbym go pokonywać z buta. Ketonal zaczyna działać, o nodze można zapomnieć i górka za Czarnym wchodzi całkiem nieźle. Ruch samochodowy jest kosmiczny, czyżby cała Polska ściągnęła w Bieszczady? Wśród aut mogę jeździć, nie jest to problem, ale tutaj się wszystkim spieszy, non stop wyprzedzają nas na przysłowiową gazetę. Wreszcie jest słynny znak "Ustrzyki Górne 14", tym razem aż tak jak ostatnio mi się nie dłuży. Z czasem 50h51min docieramy w końcu na metę.

Podsumowując. Przejechane, ale tak w sumie na siłę, może gdybym miał jakiś cel byłoby lepiej, samo ukończenie to przecież żaden wyczyn. Po drodze jak nigdy problemy ze spaniem, dawno mi się już to nie zdarzało. Organizacja w porządku, choć było kilka niedociągnięć, porównywalnie do wszystkich poprzednich edycji w których brałem udział. Za to trasa wg mnie sporo gorsza. Zamiast pustej DK91 z Torunia do Włocławka tłukliśmy się po dziurach nocą, tak samo było przed Łowiczem. Bardzo ruchliwa DK19, zresztą odnośnie ruchu to problem dotyczy chyba wszystkich dróg. Jest coraz więcej aut, ludzie zostali w kraju na wakacje i znacząco wzrósł ruch na wszystkich drogach. Początkowo narzekałem na odcinki górskie, ale z perspektywy czasu były one w porządku. Czasy gdy jechało się non stop po ruchliwych krajówkach, gdzie było cały czas płasko, a po drodze większe górki dopiero za Sanokiem chyba już nie wrócą. Nie wiem jaki był powód przeciążenia prawej piszczeli, czy to był źle zapięty but, czy podświadome oszczędzanie lewego kolana, czy może coś jeszcze. Będę się z tym niestety bujał przez dosyć długi czas. Dwa lata temu miał być ostatni start, ale na kolejny namówiła mnie małżonka więc pojechałem. Na obecną chwilę także to także mój ostatni przejazd, ale czy tak się stanie zobaczymy za dwa lata.


Zaliczone gminy - 18: Koneck, Bądkowo, Brześć Kujawski, Kowal (obszar wiejski), Kowal (teren miejski), Baruchowo, Szczawin Kościelny, Ćmielów, Stalowa Wola, Nisko, Jeżowe, Kamień, Sokołów Małopolski, Czarna, Łańcut (obszar wiejski), Łańcut (teren miejski), Markowa, Kańczuga.
Kategoria >300, zawody


Dane wyjazdu:
14.00 km 0.00 km teren
01:00 h 14.00 km/h:
Maks. pr.:28.08 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: 231 kcal

100lyca i Świny ujście

Czwartek, 20 sierpnia 2020 · dodano: 29.08.2020 | Komentarze 0

W oczekiwaniu na pociąg spacerek na starówkę. Natomiast w Świoujściu dojazd na nocleg i z tegoż na start.


Kategoria <50


Dane wyjazdu:
77.05 km 0.00 km teren
02:57 h 26.12 km/h:
Maks. pr.:46.80 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:566 m
Kalorie: 2533 kcal

ostatnie testy i poprawki

Środa, 19 sierpnia 2020 · dodano: 19.08.2020 | Komentarze 0

Wiem że poważna zmiana przed startem to nie jest dobry pomysł, ale z drugiej strony problem z tyłkiem to moje główne zmartwienie w tym roku. Oprócz kolan oczywiście, ale to jest przecież oczywista oczywistość. Zapłaciłem małą fortunę za spodenki, czuć różnicę, ale nadal nie jest dobrze, jeśli to nie to, to musi być siodło. Ryzykować zmianę czy nie? W sumie kupię i sprawdzę. W nowym jest szersza i dłuższa dziura, oraz zagięty w dół nos - powinna być odczuwalna różnica w jeździe na lemondce. Dwa razy staję na drobne korekty, w sumie jest wygodnie, ale pod koniec czuję w zasadzie takie samo gniecenie jak wcześniej. Jeśli przyczyną nie są spodnie i nie siodło, to w takim razie trzeba się wybrać do urologa, przecież PESEL coraz wyższy. W normalnym życiu nie zauważyłem żadnych poważniejszych zmian, ale chyba coś się dzieje, bo czuć to na rowerze.

IMG-20200819-050655963-MP
IMG-20200819-053909754-HDR

Kategoria >50


Dane wyjazdu:
7.00 km 0.00 km teren
01:20 h 11:25 km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Przetestować nowe buty

Wtorek, 18 sierpnia 2020 · dodano: 19.08.2020 | Komentarze 0

Jako że w przyszłym tygodniu czeka nas sporo chodzenia ruszamy na mały wypad w teren w celu rozchodzenia butów. Spory kawałek po praktycznie nieczynnych torach do Orzysza, fajnie wyglądają znane miejsca z innej perspektywy. Aura niespecjalna, w powietrzu wisi burza, kończymy w sam raz z zachodzącym słońcem i kilka minut przed ulewą.

IMG-20200818-192124862-HDR
Kategoria z buta, z Gosią


Dane wyjazdu:
34.20 km 0.00 km teren
01:31 h 22.55 km/h:
Maks. pr.:31.32 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 43 m
Kalorie: 241 kcal
Rower:żwirek

do/z pracy plus

Wtorek, 18 sierpnia 2020 · dodano: 19.08.2020 | Komentarze 0

Za oknem mżawka, zerkam na radar, niestety ma padać nadal. Jakiś czas potem widzę że jest szansa na koniec opadów, więc ruszam, chociaż już nie pojadę tam gdzie chciałem. Mżawka nie jest jakaś specjalnie upierdliwa, ale po chwili zaczyna padać mocniej, zawracam, przestaje, oddalam się od domu, znów się wzmaga. Pieprzę, to. Wiem że deszcz jest bardzo potrzebny bo już dawno nie padało, ale czy musi akurat teraz?. Wracam do domu na godzinkę i ruszam już do pracy drogą wokół jeziora, asfalty bardzo mokre.

Kategoria <50, dom/praca


Dane wyjazdu:
75.40 km 0.00 km teren
03:10 h 23.81 km/h:
Maks. pr.:43.56 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:510 m
Kalorie: 2229 kcal
Rower:żwirek

Nowe szutry i kolejny cmentarz

Poniedziałek, 17 sierpnia 2020 · dodano: 18.08.2020 | Komentarze 0

Niedziela bez roweru, wiec dziś na małym głodzie. Dzień ewidentnie krótszy, bo wcale nie zrywając się w środku nocy można trafić na wstające słońce. Zimno, staję ubrać wiatrówkę za miastem, trochę mgiełek i parujące jeziora. Wiatru brak. Za Zelkami odbijam w szutry z planem dotarcia do lasu, ale droga prowadzi jedynie do zabudowań. W sumie było coś na wprost, ale po krzakach jeździć mi się nie chciało. Wracam na asfalt i wbijam w następną, dawno taką fajną ubitą szutrówką nie jechałem, na pewno do powtórki. Wydminy omijam przez Cybulki, całkiem fajna wioska i całkiem zacny skrót terenowy. Wreszcie zaliczam cmentarz który mijałem do tej pory dobre kilkanaście razy, dziś wreszcie mam czas, nic mnie nie goni. W Ełku zamiast dokrętek postanawiam wymoczyć się w orzeźwiającej wodzie w rzece. To był super pomysł.

IMG-20200817-052859828-HDR IMG-20200817-054711992-HDR  IMG-20200817-073259810 IMG-20200817-073226831 IMG-20200817-073306696 IMG-20200817-073431071 

IMG-20200817-074751492  IMG-20200817-082748856  

Kategoria >50, dom/praca


Dane wyjazdu:
109.00 km 0.00 km teren
04:24 h 24.77 km/h:
Maks. pr.:40.32 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:579 m
Kalorie: 3331 kcal
Rower:żwirek

Spacerek z Małgosią

Sobota, 15 sierpnia 2020 · dodano: 17.08.2020 | Komentarze 0

Plan na sobotę był prosty, wyspać się i zrobić jakąś setkę zanim słońce zacznie asfalt topić. Za Kalinowem po odkrytych niedawno zadupiach, wszystko byłoby pięknie gdyby nie psy i zapachy gnojówki. Augustów odpuszczamy, był plan na lody, ale robi się gorąco, więc lepiej nie przedłużać. Będąc już w mieście pytam się żony czy nie ma ochoty podjechać na start Mazovii, jest wola więc jedziemy. Po drodze nie widziany nigdy obrazek - wąskotorówka na wiadukcie, niestety telefon zastrajkował i foty brak. Samych zawodów też nie widzieliśmy, pokręciliśmy się jedynie w okolicy startu.



Kategoria >100, z Gosią