KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w kategorii

>200

Dystans całkowity:11208.25 km (w terenie 199.50 km; 1.78%)
Czas w ruchu:455:42
Średnia prędkość:24.60 km/h
Maksymalna prędkość:61.67 km/h
Suma podjazdów:20319 m
Maks. tętno maksymalne:174 (93 %)
Maks. tętno średnie:144 (77 %)
Suma kalorii:105706 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:233.51 km i 9h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
224.00 km 5.00 km teren
08:05 h 27.71 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Michałowo

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 3

Kolejny dojazd do żaby na Maraton Kresowy, plan był od dawna, tylko wyjazd potwierdził się w ostatniej chwili.


Ruszam standardowo, chwilę przed wschodem słońca. Początek to jeszcze szarówka, kolejny w tym roku świt zastaje mnie kawałek za Gołubką.



Jedzie się jakoś tak ciężko, choć wcale nie wieje, do tego mam jakieś dziwne wzdęcia. Przed Augustowem jest już OK, samo miasto mijam jakimś takim zygzakiem :) Nad Sajnem robię krótki przystanek, telefonicznie potwierdzam że Gosia wstała, bark nadal boli ale jedzie.



Droga do Lipska mija całkiem przyjemnie, tutaj zaczyna się dziać ciekawa sprawa z wiatrem, a mianowicie zaczyna mocno kręcić. Raz 25-26, za chwilę prawie 40 na liczniku. Krótki kawałek do Dąbrowy Białostockiej, tu założyłem sobie odpoczynek i tankowanie na stacji znanej mi z ubiegłorocznej 300.


Lipsk z oddali.

Posiedziałem całkiem sporo, jakieś 15 minut, zaraz po wyjeździe widzę zakaz ruchu, jakieś objazdy...ale tak sobie myślę że zerwany asfalt jakoś przeboleję (i tak w planie jest kawałek szutrem), a mostów na tej drodze chyba żadnych nie było. Miałem rację, było jakieś 200-300 metrów bez drogi tylko.



W okolicy Nowego Dworu zaczyna się znany właśnie z ubiegłorocznych brevetów 200 i 300 spory fragment super asfaltu ciągnącego się wzdłuż granicy aż do Krynek, ruch samochodowy praktycznie zerowy, fajne widoki na krajobraz i charakterystyczne podlaskie wsie. Wiatr dalej to zabiera to oddaje, a kierunek jazdy mam przecież niezmiennie południowy.


całe połacie łubinu przy drodze


przydrożna kapliczka (z drzwiami)


W niektórych miejscach do granicy dosłownie możnaby beretem dorzucić :)


podlaskie krajobrazy


podlaskie krajobrazy


podlaskie krajobrazy


podlaskie krajobrazy


podlaskie krajobrazy


podlaskie krajobrazy

W Kuźnicy przymusowy postój na zamkniętym szlabanie, przetaczają białoruskie wagony...zeszło się pewnie z 10 minut. Zaraz za miasteczkiem dwa fajne podjazdy jeden 20 m do góry, drugi ponad 30 (góry toto oczywiście nie są, ale piszczel zaczął mnie boleć). Na niebie zbierają się ciemne chmury, jest strasznie parno a to dopiero koło 9tej rano. Wiem że pogodynka dziś mnie w jajko nie zrobi, lunie wcześniej czy później...W Krynkach robię postój w parku w środku ronda od którego odchodzi 12 ulic !!!


12 wyjazdów z ronda wiedzieli ? w Krynkach takie mają :)


Krynki. Park wewnątrz ronda.

Dalej nieznaną już sobie drogą, chmura wielka wisi nade mną, czekam wiec na wyrok, po drodze rozglądając się za miejscem gdzie ewentualnie możnaby się schować. Zaczyna kropić, a dosłownie 200 m wcześniej widziałem przystanek, więc hamuję, biorę nawrót (ostro) i dzieje się rzecz dziwna, czuję że mam kapcia z tyłu. Dotarłem mokry nie od deszczu a z powodu parnoty na przystanek, zająłem się dętką i stwierdziłem ciekawą rzecz. Przy braniu ostrego łuku musiał puścić drut w oponie, bo to on przedziurawił dętkę. Jako że padało dosyć długo i mocno, a miałem łatki załatałem dziurawca do znalezienia dziury wykorzystując kałużę :)


serwis :)


kałuża do czegoś się przydała


lało dobre 20 minut, a 1,5 km dalej było kompletnie sucho.

Spędziłem godzinę czasu czekając na koniec opadu, po przejechaniu może 1,5 km jest sucho !!!! Żeby nie ten pociąg na burzę wcale bym się nie nadział i na flaczora też :). W Kruszynianach oglądam meczet (jest ich kilka w okolicy) i kawałek dalej kończy się asfalt. Właśnie tego fragmentu się bałem, sporo ostrych kamieni, miejscami luźny piasek, ale udało się te 4,5 km pokonać to to całkiem niezłym tempem.


Kruszyniany. Meczet.


4,5 km bez nawierzchni.

W Bobrownikach dostrzegam gościa z sakwami, skręca tam gdzie ja więc na niego chwilę poczekałem. Jechaliśmy razem wzdłuż kolumny ciężarówek czekających na odprawę kilka kilometrów, rozmowa była dziwna, bo to on gadał, ja słuchałem :) głównie przechwałki na swój temat, wg mnie mocno przekolorowane, ale co mi tam...słuchałem :) tylko średnia mi mocno spadła:)


Kolejka do odprawy. Zdjęcie wrażenie robi w oryginalnym wymiarze.


Gdy zostawiłem kolegę z tyłu zerwał się wiatr a przede mną pojawiła się kolejna czarna chmura, trochę zmokłem ale znowu trafiłem na przystanek. Tym razem przyjemnie mokry, bo od chłodnego deszczu a nie od potu. Ruszam gdy tylko zelżało, nad asfaltem momentalnie powstała mgła więc zrobiło się lekko niebezpiecznie, na szczęście zaraz odbiłem w lewo na Gródek. W mieście o mały włos nie wjechałbym na pijaczka, który bez rozglądania wpakował mi się pod koło.
Deszcz pada non stop, byłem już mocno spóźniony, gdy dotarłem na miejsce, już sporo osób ukończyło półmaraton. Pojechałem kawałek gdzie był wyjazd z lasu, cyknąłem kilka fotek, poczekałem na żabcię i wróciłem na metę.

Z planu dojazdu do Białegostoku i dalej pociągiem niestety nici, grzmi i błyska.... Udało mi się znaleźć transport, prawie do domu - do Kopijek, więc miałem jeszcze okazję zrobić 18 km pod domem w zupełnie innej, upalnej pogodzie (w Ełku lało z samego rana, po 7mej)
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
204.87 km 0.00 km teren
07:47 h 26.32 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Puszcza Augustowska

Wtorek, 4 czerwca 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 2

Wycieczka przeniesiona z niedzieli, wtedy się nie udało, dziś wyszło kosztem dnia wolnego w pracy, ale nicto, mam jeszcze ponad 30 dni w tym roku do wykorzystania.



Wstaliśmy wcześnie, chwilę przed 4tą już w siodle. Kawałek za miastem wita nas słoneczko. W Augustowie sikustop na stacji Orlen, sam załatwiłbym potrzebę duuuuużo szybciej :) ale cóż...siła wyższa. Koło 6tej tradycyjna fota z Zygmuntem, potem koło Albatrosa (tego z piosenki o siedmiu dziewczętach...), mostem nad Nettą wyjeżdżamy z zawalonego ciężarówkami miasta.



DK 16 jest prawie pusta, szybko docieramy do Studzienicznej, kościół jeszcze zamknięty, więc jedziemy dalej. Na pierwszej śluzie (Przewięź) zatrzymałem się na chwilę, żaba pojechała dalej i musieliśmy zawrócić na właściwa drogę, choć gdybyśmy pojechali prosto też do Płaskiej byśmy się dostali.





W lesie jak to w lesie, cisza, spokój, super zapachy, tylko droga strasznie się skiepściła od zeszłego roku. Dziur mnóstwo, trzeba uważać, więc trudniej się rozglądać. Po drodze fotki przy śluzach Gorczyca



i Paniewo (Ze względu na największą różnicę poziomów jest to jedyna dwukomorowa śluza na kanale augustowskim. Czas śluzowania wynosi około 40 minut).





Do śluzy Perkuć nie sposób dojechać niestety szosowym rowerem, a szkoda, bo podobno jest ze wszystkich najładniejsza. W Mikaszówce remont śluzy skończony, pojechaliśmy do Rygola na miejsce połówki ubiegłorocznej brevetowej trzysetki



Dalej z wiatrem w stronę Lipska, a potem prostą jak strzała drogą do Augustowa, zrobiło się ciepło, więc trzeba było się rozebrać. W Mieście znowu na rynek, zjedliśmy lody pod fontanną, w cieniu, bo Zygmunt stał na słońcu :)


nad jeziorem Sajno



Znalezionym dzięki GPS skrótem opuszczamy miasto unikając sporego ruchu i zakazu jazdy dla rowerów (chociaż i tak nigdy go nie przestrzegam po tym jak będąc na DDR złapałem tu 3 lata temu gumę). Żaba jakoś nie narzeka, a ja obmyślam plan dokręcenia gdzieś kilometrów, bo zabraknie coś koło 15tu. Ostatecznie przed samym Ełkiem, w Sędkach odbijamy na rundę dookoła Selmentu. Fajnie się jedzie w przeciwnym kierunku niż zwykle...wszystko jakoś tak inaczej wygląda :)

Udało się. Z całkiem niezłym czasem, wyszła równa godzina przerw na trasie. Gosia spytana czy wyobraża sobie jeszcze 5h dodatkowo mówi, że tak, więc następnym razem ma być kilometrów czysta :)
Kategoria >200, z Gosią


Dane wyjazdu:
201.59 km 0.00 km teren
07:28 h 27.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

trójstyk granic + trochę górek

Czwartek, 9 maja 2013 · dodano: 09.05.2013 | Komentarze 3

Wycieczka ta od jakiegoś czasu chodziła mi już po głowie. Trasę tą przejechałem juz raz, to była moja pierwsza dwuseta, z tym że wtedy pokonałem ją w przeciwnym kierunku.



Wstałem o 5.00, wyszykowałem się i pół godzinki później wyjechałem. Fajnie, przyjemnie i jeszcze chłodno, wiaterek wieje i na dodatek popycha. Do Suwałk przyjemnie, z małym incydentem, kolejny raz koleś chciał mnie zabić idąc na czołówkę, tak się zastanawiam, może kiedyś nie zjeżdżać od razu z asfaltu a odbić do osi drogi ?? ciekawe co zrobi ?? W Suwałkch jestem koło 8mej, stojąc na światłach czuję już żar lejący się z nieba, gdy jadę jest w porządku, ale trzeba było ręce i twarz kremem z filtrem posmarować...
Za miastem krótki sikustop i przełożenie batonów do kieszonki, wciągam od razu dwa szykując siły na pierwsze podjazdy. Widoki super, co prawda nie przystawałem, ale mam kilka ujęć z poprzednich razów w tym miejscu.
W Rutce odbijam w prawo dobrze pamiętając fajną górkę na wylocie w stronę Szypliszek, wjeżdżam, robię nawrót, ehh szkoda że droga dziurawa i kończy się rondem, bo możnaby się bardziej rozpędzić :) Kilka km dalej w tle widać górkę - cel podróży. Oczywiście nie jest to żadna góra w górskim tego słowa ujęciu, ale w okolicy nic lepszego nie ma...





... na szczycie kilka wiatraków. Mijam Wiżajny, po drodze cały czas jakieś hopki, wiatr się wzmógł, ostro dmucha w lewy bok, dobrze że droga praktycznie pusta i w niezłym stanie, bo trochę mną rzucało (trzeba było się nie cieniować przed sezonem :P) Zalatuję na trójstyk granic Polski, Litwy i Rosji, akurat jest jakaś parka, więc cykają mi fotkę. Jest chwila przerwy więc wcinam kanapkę i kilka minut wiszę na telefonie (ehh te służbowe komórki).



Na zjazd nad mosty w Stańczykach się nie zdecydowałem, dwa lata temu były tam niezłe dziury a teraz to po prostu porażka, tankuję tylko bidony w pobliskim sklepie i wcinam loda, w cieniu oczywiście.

Od tego miejsca zaczyna wiać w twarz, nie było w tym nic złego gdyby nie fakt że droga to jakaś masakra - dziury, pozaklejane dziury, fałda na fałdzie, nie można złapać żadnego rytmu. Od Filipowa kawałek względnej drogi i dalej walka z gównianym asfaltem aż do Serdanek. Olecko omijam "moją obwodnicą", docieram do Wieliczek i robię pauzę na przystanku PKS. Bolą mnie plecy, dziwne, ostatnio odbyło się bez żadnych boleści, leżąc na plecach jem drugą buławę wsłuchując się w wycie wiatru. Do Wysokiego dalej wieje centralnie w ryj, za to droga nie jest najgorsza, więc można spuścić głowę, wrzucić małą tarczę i odliczać kilometry do 16. Faktycznie po skręcie da się już jechać szybciej niż 20-22 km/h, przed miastem kalkuluję kilometry i wychodzi mi że do dwóch setek muszę ciut dokręcić, jadę więc swoją standardową drogą do/z roboty.
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
251.12 km 0.00 km teren
09:04 h 27.70 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wasilków - żeby żaba nie była samotna

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 2

Kolejny trening. Pierwsze dwieście w tym roku, od razu z niezłym hakiem. Tym razem był cel (Maratony Kresowe w Wasilkowie), była godzina (tak około 10tej), trzeba było tylko do tego trasę dorysować. Narysowała się sama - ja tylko kręciłem :p - a wyszło tak:



Wyjazd chwilę po 5tej, na drogach puściutko. Jakoś ciężko te pierwsze kilometry wchodziły, złapała mnie kolka i miałem jakieś dziwne uczucie to chłodu to gorąca. W Grajewie kontrolnie telefon do domu sprawdzić czy żaba wstała, bo dzień wcześniej standardowa panika że nigdzie nie jedzie, nie da rady, nie ma formy itd...w każdymbądź razie wstała i jedzie :) Potem jechało się już fajnie, praktycznie płasko i sporo lasów. Przed Knyszynem zaczęło się robić mokro i im bliżej celu tym wody na drodze było więcej, na szczęście na mnie nic nie spadło. Kilka fajnych górek przed Białymstokiem i dosłownie 300 m przed wjazdem do miasta doganiają mnie koledzy. Ja postanawiam nie jechać obwodnicą tylko przebić się przez miasto. Zapomniałem o remoncie skrzyżowania i objazdach, więc kilka dodatkowych km wpadło, za to miałem okazję przejechać się funkielnówką asfaltową DDR wzdłuż ul. Kazimierza Wielkiego. Dotarłem jakoś przed 10tą, pogadaliśmy, zjadłem, pojechałem na rozgrzewkę z ekipą i po jakiejś godzince ruszyłem w drogę powrotną.






Miałem pojechać przez Sokółkę i Lipsk, ale ostatecznie wybrałem "8", ruch dziś mniejszy, ciężarówki na parkingach. Początek super, chyba naleśniki którymi małżonka posilała się przed startem dały mi niezłego kopa, no i chyba wiatr na chwilę przygasł. Droga momentami w bardzo kiepskim stanie, ale też sporo fajnych odcinków. Ruch spory, mnóstwo samochodów sunie do Augustowa/Suwałk z rowerami na górze - wszak majowy weekend. Po drodze robię zakupy w sklepie, potem chwila przerwy w geograficznym środku Europy. Żaba jeszcze jedzie bo nie odbiera telefonu :)W końcu wyszło słońce, rozebrałem się trochę ale na jazdę na krótko się nie zdecydowałem, jakoś tak mam po zimie...





Jak to bywa ze słońcem i wiatrem, jak świeci to i wieje, może nie jakiś straszny ale upierdliwy :) Dwieście mija całkiem nieźle, w zeszłym roku pierwszą dwusetkę jechało mi się duuużo gorzej. W Augustowie tym razem nie tradycyjnie pod Zygmunta, ale w cień pod fontannę kilka metrów dalej.



Chwila rozmowy z Małżonką, dojechała, czekają na wyniki. W Kalinowie jeszcze raz do sklepu, skończyły się napoje do tego organizm domagał się jakiejś dawki cukru, bo na górkach miałem zadyszkę przy tętnie 140. Dojechałem do domu zmęczony, ale za to nic mnie nie bolało, ani tyłek ani nogi ani co najważniejsze plecy.

Muszę znaleźć sposób na odżywianie po drodze, od słodkości robi się niedobrze, a zwykła bułka energii nie daje, a może więcej odpoczynków ??
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
225.89 km 1.50 km teren
07:53 h 28.65 km/h:
Maks. pr.:52.69 km/h
Temperatura:
HR max:174 ( 93%)
HR avg:142 ( 76%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

wypełnić białą plamę

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 2

Drażniła mnie ta biała plama na mapie zaliczgmine.pl w samym rogu naszego kraju. W końcu przestało padać, więc można było wyruszyć, poza tym przydałby się dłuższy trening przed następnym weekendem.

Ruszam dosyć późno, chwilę przed szóstą kierując się w stronę Suwałk. Droga poszła sprawnie, dosyć ciepło (13 stopni), trochę pochmurno i z delikatnym wiatrem który nie mógł się zdecydować z którego kierunku ma wiać. Kiepski kawałek nawierzchni od Raczek, ale o tym wiedziałem, dlatego jadę tędy rano a nie wracam, pamiętam jak w zeszłym roku podczas pierwszej dwusetki mocno mnie wymęczył. W Suwałkach nie zatrzymuję się, pokręciłem się trochę po centrum tylko.
Pamiętam, że podczas ubiegłorocznej dwusetki były super widoki, jadę więc w stronę Rutki-Tartak a nie bezpośrednio do Szypliszek.
kawałek za Suwałkami © dodoelk

Fajna droga do Jeleniewa, wychodzi słońce, robi się cieplej, ale zaczyna wiać.
okolice Jeleniewa © dodoelk

drewniany kościółek w Jeleniewie © dodoelk

Zaczynają się niesamowite widoki, zdjęcia piękna tych krajobrazów nie oddają, trzeba tam po prostu pojechać.
okolice Jeleniewa © dodoelk

okolice Jeleniewa © dodoelk

okolice Jeleniewa © dodoelk


okolice miejscowości Gulbieniszki © dodoelk


Dalej zaczyna się las, więc widoków takich już nie ma, za to droga jest jak z bajki. Super podjazdy i szybkie zjazdy, najlepszy podjazd na koniec na wyjeździe z Rutki-Tartak w stronę Szypliszek. Widoki się kończą, za to wiatr zaczyna wiać w plecy, można więc odpocząć. Za chwil kilka jestem w Szypliszkach, mijam drogę do granicy litewskiej (korciło mnie troszkę czy się za granicę nie wybrać) i skręcam w stronę Puńska.
Puńsk. W okolicy mieszka sporo litwinów, stąd dwujęzyczne tablice z nazwą miejscowości. © dodoelk

Miejscowość nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia, więc ją tylko mijam, wracam na drogę 651, ale po kilku km zjeżdżam w stronę Krasnopola. Fajnym asfaltem przez las, jest mokro, niedawno musiało padać. Przed samym Krasnopolem mijam grupę dzieci na rowerach, fajny widok, jakieś 20 szt dziesięciolatków w kaskach na małych rowerkach. Pomachaliśmy sobie, fajnie - rośnie młode pokolenie rowerzystów. W Krasnopolu zajeżdżam do sklepu, mało piłem po drodze i dopiero skończyły się bidony. Kawałek dalej wjeżdżam do Sejn, fajne miasteczko z XIX wieczną zabudową, nie zatrzymuję się jednak, zaczyna mnie łapać ból w lewej nodze, a do domu jeszcze setka. Trochę zwalniam, do tego mam teraz pod wiatr, coraz częściej jadę na małej tarczy. Dojeżdżam do szesnastki, ruch spory ale da się komfortowo jechać. Krótki foto-stop w Gibach:
sporo starych drewnianych domów na trasie było © dodoelk

drewniany kościół w Gibach, trafiłem chyba na odpust © dodoelk

stragany pod kościołem po drugiej strony drogi © dodoelk

Zaczyna się Puszcza Augustowska, las trochę chroni przed wiatrem, droga przyzwoita, a że nie przyciskam noga już nie boli. Dojeżdżam do Przewięzi, sporo turystów, niestety nie załapałem się na otwieranie wrót śluzy.
śluza w Przewięzi © dodoelk

Stąd już rzut beretem do Augustowa, chciałem zajechać nad Nettę, ale przegapiłem zjazd więc odpocząć postanowiłem "pod Zygmuntem". Na rynku tłum niesamowity, a wśród nich dwóch chłopaków z teamu "Augustowianka". Zamieniłem kilka słów, wcześniej ucinając pogawędkę ze starszym panem na temat klasyków (starych szosówek), co zdarza mi się stosunkowo często. Po jakichś 10 minutach ruszam, nie jadę przez Rajgród jak to było w planie, bo ruch ciężarówek spory, wracam szesnastką do domu.

Wymęczyła mnie trochę ta trasa, myślałem że będzie lepiej, niezbyt dobry to prognostyk przed następnym weekendem kiedy to mam w palnie wykręcić życiówkę, ale zobaczymy. Pogoda dopisała, nie złapał mnie deszcz, tylko wiatr trochę wymęczył.
AVG CAD = 81, czas brutto 8h35min
Zaliczone gminy: Szypliszki, Puńsk, Krasnopol, Sejny, Giby.
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
200.36 km 0.00 km teren
07:13 h 27.76 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:13.0
HR max:168 ( 90%)
HR avg:139 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Michałowo - Maratony kresowe tym razem w roli obserwatora

Niedziela, 3 czerwca 2012 · dodano: 03.06.2012 | Komentarze 5

Pomysł zrodził się już dawno, trasa na mapie wytyczona - czekałem tylko na pogodę. Jeszcze kilka dni wcześniej wg pogodynki w niedzielę miało padać, zapisałem się więc na start w wyścigu. Sytuacja jednak poprawiała się z dnia na dzień, więc w sobotę wiedziałem już że jadę. Wstałem o 3, zjadłem i musiałem czekać jeszcze kilka minut aż zrobi się jaśniej. Start 3.45, zimno (przez pierwsze 2,5 h max temperatura wyniosła 4,5 st.C), dobrze że na początek dmucha trochę w plecy. Kawałek za Sędkami zastaje mnie wschód słońca.
wschód słońca chwilę po czwartej za Sędkami © dodoelk

Do Augustowa sprawnie, ruch na drodze praktycznie zerowy, wiaterek raczej boczny więc przynajmniej nie przeszkadza, choć mocno wychładza, a słońce momentami oślepia. Dalej super DK8 z eleganckimi poboczami, w końcu zrobiło się trochę cieplej, las trochę przed wiatrem chronił więc można było podgonić. Dobra droga skończyła się w Sztabinie, potem już trochę dziur i kolein, co przy sporym ruchu ciężarówek było już małym problemem.
kościół w Sztabinie © dodoelk

W Suchowoli zrobiłem króciutką przerwę na fotkę w samiuśkim środku Europy, zadzwoniłem do żabci, która właśnie schodziła do piwnicy po rower (o 7 był wyjazd na maraton).
kościół w Suchowoli © dodoelk

Suchowola - geograficzny środek Europy © dodoelk

Dalej odbiłem na Janów, szkoda byłoby zostawić jedną gminę w okolicy. Droga wąska ale równiutka, wiatr w żagle, ruchu zero, ale co się dziwić jak jest siódma rano w Niedzielę. Od Janowa skończyła się niestety sielanka, droga dziurawa, wiatr tym razem już prosto w twarz. Dobrze, że tylko niecałe 10 kilometrów walki z przeciwnościami.
siku-stop przy dziurawej drodze między Janowem a Korycinem © dodoelk

Korycin - drewniany pomnik króla Zygmunta III Wazy © dodoelk

Drugi kawałek DW 671 w nieco lepszym stanie, ale kierunek wiatru dalej przeciwny. W Knyszynie zatankowałem bidony pod sklepem, jeść mi się wogóle po drodze nie chciało i ruszyłem w stronę Białegostoku. Droga kiepska, wielokrotnie pokonywana samochodem, ale rowerem zawsze miałem obawy przed wjazdem na nią. Obawy się potwierdziły, dwa razy ratowałem się zjazdem na pobocze przed jadącymi prosto na mnie autami. Sporo górek, stan drogi może fatalny nie był jak ten za Janowem, ale do porządnej dużo brakuje. Po drodze dostaję telefon że jeden z chłopaków zapomniał kasku. Odpalam dżipiesa i patrzę że mam 60 km do celu, równe 2 godziny i Białystok do pokonania. Plan ambitny, ale możliwy do wykonania, tym bardziej że wiatr miałem mniej więcej z tyłu. Do tej pory jechałem spokojnie, w okolicy 140 uderzeń/min, ale trzeba było zacząć jechać szybciej. Przed samym Białymstokiem łapie mnie mżawka i towarzyszy praktycznie przez całe miasto. Jadę asfaltami olewając DDR'y, całe szczęście nie ma zakazów jazdy dla rowerów, lekko wstrzymują mnie światła, ale myślę że średnią 30 km/h przejazdu przez miasto miałem. Dalej ruchliwą drogą do granicy w Bobrownikach, w międzyczasie kontaktuję się z chłopakami i stwierdzamy że ktoś po mnie wyjedzie, bo może zdążę, ale tylko "na styk". W planach miałem trasę do Gródka i stamtąd do Michałowa, ale koniec końców gminę Gródek zaliczyłem, bo fragment drogi przez jej tereny przebiegał. Zaraz po skręcie na DW 686 podjeżdża Sławek, daję mu kask, a że motywacji do szybkiej jazdy już nie ma więc końcówka już spokojnie, poza tym drogę stanowi "tarka z kamyczków". W Michałowie jestem 11:08 właśnie załapałem się na start półmaratonu, macham żabci życząc powodzenia i jadę na start zjeść i odpocząć.
do Michałowa wjeżdżam razem ze startującym półmaratonem © dodoelk

Trasa ostatecznie wyglądała tak:

Potem podjechałem cyknąć parę fotek w miejscu gdzie zawodnicy wyjeżdżali z lasu na asfalt. Dostępne tutaj. Po wyścigu tradycyjnie opowiadanie wrażeń, chwilę poczekaliśmy na dekorację, spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu. Wyniki w zawodach niestety kiepskie, cztery czwarte miejsca w kategoriach i jedno pudło małżonki.

Zaliczone gminy: Dobrzyniewo Duże, Gródek, Michałowo, Jasionówka, Janów, Korycin, Suchowola.
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
232.65 km 0.00 km teren
08:36 h 27.05 km/h:
Maks. pr.:50.80 km/h
Temperatura:13.0
HR max:170 ( 91%)
HR avg:144 ( 77%)
Podjazdy: m
Kalorie: 5040 kcal

Brevet na 200 km - Białystok

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 14.04.2012 | Komentarze 3

O imprezie dowiedziałem się od kolegi jakoś w lutym. Miałem chęć spróbować swoich sił i jak widać udało się. Pogodę zapowiadano odpowiednią więc wysłałem zgłoszenie i załatwiłem wolną sobotę w pracy. Dojazd pociągiem, to chyba najwygodniejszy środek transportu, dojeżdżam do Białegostoku 35 minut przed startem, dojazd na miejsce (trochę ponad 6 km to jakieś 15 minut).
W oczekiwaniu na odjazd przyświecał księżyc © dodoelk

W sumie uczestników było dziesięciu, z tym że o 8mej wystartowało nas sześciu. Dosyć chłodno, tylko 6 stopni (dobrze że założyłem ciepłe spodnie), początek do Supraśla spokojny, nawet bardzo. Próbowałem złapać kogoś do współpracy, ale nie było chętnych, a jazda w tempie 22-25 km/h to dla mnie zdecydowanie za wolno, więc chwilę za Supraślem ruszam sam, swoim tempem po straaaaaasznie kiepskiej drodze. W Krynkach podbiłem kartę w sklepie, właśnie dojechał Grzegorz (organizator), spytał się czy niczego nie potrzeba i ruszyłem dalej. Kierunek mojej trasy pokrywał się kierunkiem wiatru, do tego zaczęły się super nowiuśkie asfalty z zerowym ruchem samochodów, więc było lekko i szybko. Spodziewałem się bardziej płaskiej trasy, choć górki nie były bardzo wymagające było ich sporo.
Chyba największy podjazd na trasie © dodoelk

Trasa nie była oznakowana, dostaliśmy rozpiskę gdzie należy skręcić i jak się kierować, ale i tak nie uniknąłem pomyłek, w Drahlach skręciłem w lewo zamiast w prawo i w ten sposób miałem trochę gratisowych kilometrów, ale dzięki temu widziałem jeden z niewielu w Polsce meczetów.
Meczet w Drahlach © dodoelk

Na Podlasiu poza Białymstokiem nigdy nie byłem, ale muszę stwierdzić że to faktycznie ładne tereny, pagórki jak u mnie na Mazurach, dużo sosnowych lasów i urokliwe typowe dla tego regionu drewniane domy.
Typowy dom na Podlasiu, choć sporo widać opuszczonych i zniszczonych © dodoelk

W Kuźnicy zamotałem się drugi raz i w kolejnym punkcie kontrolnym doszło mnie dwóch chłopaków na góralach (którzy co ciekawe następnego dnia mieli jechać Giga na Mazovii w Piasecznie). Kawałek podjechaliśmy razem, ale współpraca jakoś wogóle się nie układała więc zacząłem jechać znowu sam sowim tempem na półmetek usytuowany w Nowym Dworze. Czas jazdy 3:50, średnia 29,1 km/h



Podbiłem kartę, zjadłem, uzupełniłem bidony, w międzyczasie dojechały jeszcze 3 osoby. Pogadaliśmy trochę i po jakichś 20 minutach ruszyłem za dwójką na góralach. Jechałem dalej swoim tempem sam, po jakichś 10 km doszedłem kolegów, jakieś 20 km jechaliśmy razem (tego mi właśnie brakowało, bo jazda była dużo lżejsza) ale chłopaki w końcu zwolnili i nie chcąc mnie wstrzymywać kazali jechać dalej. Wiatr na szczęście gdzieś zniknął, super bo teraz wypadałoby jechać pod, asfalty w tej okolicy świetne, więc wzdłuż Białoruskiej granicy kręciłem swoje. Przed Krynkami zjadłem kanapkę, na punkcie nie zatrzymywałem się poza zdobyciem wymaganej pieczątki. Tutaj dopadł mnie w końcu kryzys. Do mety trochę ponad cztery dychy, ale jadąc na początku wiedziałem że będzie ciężko. Asfalt to tarka, taka z kamyczków wtopionych w lepiszcze, ale żeby nie było zbyt pięknie z mnóstwem dziur, niektórych połatanych asfaltowymi plackami, niektórych nie. Kilometry na liczniku stały w miejscu, prędkość czasami spadała poniżej 20, a dupa, ręce i przede wszystkim kark w końcu się odezwały. Dłużyło się niesamowicie, na dwudziestu pięciu kilometrach do Supraśla zrobiłem w sumie dwie krótkie i jedną dłuższą przerwę na kanapkę. W Supraślu zajechałem do jednego z sześciu prawosławnych monasterów męskich w Polsce, zrobiłem fotkę i ruszyłem dalej w stronę mety.
Monaster Męski Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy Maryi i św. Apostoła Jana Teologa w Supraślu © dodoelk

W końcu ludzka droga, równy asfalt, las na wyciągnięcie ręki, a obok dziurawa DW 676, która tak mocno dała mi się we znaki.
Asfaltowa DDR pomiędzy Białymstokiem a Supraślem © dodoelk

Na metę dojechałem mniej więcej o jakiejś 16.30, czas jazdy z licznika też mniej więcej 7.45 (miałem na trasie problem z magnesem na szprysze), dystans 215 km, czyli o 5 więcej niż miała trasa, średnia 27,7.
Następna osoba na szosówce dotarła jakieś 10 minut później, a chłopaki na góralach w końcu rozdzielili się i też dotarli w mniej więcej 10 minutowych odstępach. Pogadaliśmy trochę o planach na przyszłe bevety i ruszyłem na powrotny pociąg. Było jeszcze sporo czasu więc zahaczyłem o Pałac Branickich...
Pałac Branickich w Białymstoku © dodoelk

...i pokręciłem się trochę deptakiem po Lipowej.
Katedra w Białymstoku © dodoelk

W domu byłem o 20.40

Impreza super, chyba wybiorę się jeszcze na 300 w czerwcu albo 400 w lipcu. Zainteresowanych zapraszam na stronę

Zaliczone gminy: Białystok, Supraśl, Szudziałowo, Krynki, Sokółka, Kuźnica, Sidra, Nowy Dwór.
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
204.65 km 0.00 km teren
07:03 h 29.03 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

północna "górska" pętelka

Środa, 21 września 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 3

Na ten dzień czekałem dość długo, jakieś półtora miesiąca. Trasa już dawno zaplanowana, pozostało wypatrywać pogody takiej jaka była dziś. Poza tym w końcu skończył się w pracy sezon urlopowy i bez problemu mogłem wziąć wolne.
Wyjazd dosyć późno - 7:45, bo od domowego porannego obrządku wolnego nie było, dzieciaki do szkoły i przedszkola odstawione. Plecak zatankowany, zapasy węglowodanów także, dętki, pompka klucze itd - w sumie ze 4kg wyszło.



W mieście widać lekką mgłę, ale gdy tylko opuszczam Ełk robi się gęsto. Słońce gdy się przez nią przebije powoduje że momentalnie znika, ale są takie miejsca gdzie widoczność sięga max 100 metrów. Trochę strach był jechać w takich warunkach, na szczęście kierowcy uważali, bo szybka jazda w takich warunkach byłaby po prostu głupotą. Ostatecznie mgła znikła w okolicy Wieliczek, a ja zaczynałem w końcu schnąć w promieniach słoneczka. Pierwszy krótki przystanek w Filipowie, tutaj zaczynają się górki. Dalej w stronę Przerośli drogą z praktycznie zerowym ruchem samochodów - super.

W dole jezioro Krzywólka, zdjęcie nie oddaje niestety piękna tego krajobrazu.

Chwilę potem zabytkową aleją jarzębów szwedzkich docieram do Stańczyków, no prawie, bo w dół do wioski i pod mosty nie zjeżdżam, byłem tam kilka razy, z rowerem na mosty włazić i tak nie zamierzam a i czas trochę goni.

Aleja z Jarzębów Szwedzkich

wybuchowe jezioro

W oddali widać jeden z mostów
Po powrocie na drogę 651 łapie mnie pierwszy kryzys, no ale ponad dziewięć dych w nogach a ja jeszcze nic nie jadłem. Robię więc przystanek pod sklepem w Żytkiejmach, wcinam kanapki i puszkę PEPSI. Dalej jedzie się już lepiej, asfalty w super stanie, świetne zjazdy z serpentynami i bardzo wymagające jak dla mnie podjazdy. Robię sporo przerw na uspokojenie serducha no i na fotki, bo krajobrazy są śliczne.

Trójstyk granic (Polski, Litwy i Rosji)

Gdzieś po drodze...

Wiatrowa farma


Opuszczam już Mazurskie "góry", gdzieś za Rutką-Tartak

Drugi kryzys łapie mnie za miejscowością Rutka-Tartak (swoją drogą bardzo uroczą, niestety nie zatrzymałem się na dłużej). Zrywa się wiatr, ten z grypy central wmordewindów. Jedzie się ciężko, choć tutaj górki już się kończą i w większości droga ma tendencję spadkową. Ostro styrany docieram do Suwałk, robię sobie z 10 minut przerwy, wcinam następną porcję węgli. Tutaj nadmienię tylko że przejazd przez miasto kosztował mnie jakieś -1,5 km/h średniej, raz że świateł kupa, na odcinku kilometra chyba z 5 czy 6 razy musiałem się zatrzymywać, a dwa że nie jechałem asfaltami, bo oczywiście zakaz. Tak więc o średniej z trójką z przodu trzeba zapomnieć. Dalszy kawałek to także droga pod wiatr, coraz bardziej zaczyna boleć mnie dolna cześć kręgosłupa, co ciekawe tyłek do siodełka już przywykł bo się nie odzywa. Odtąd przyjmuję strategię krótkich 2-3 minutowych przystanków co 10 km na odpoczynek kręgosłupa. Tak mija mi droga do domu, licznik równe dwieście pokazał mi na tablicy "Ełk". Nie dokręcam już nic, najkrótszą drogą do domu - cel osiągnięty - pierwsze dwie sety przejechane. W domu jestem równo o 16tej. Czas brutto 7:45.

Podsumowując:
- Pogoda super, lekki wiaterek (choć mógłby wiać w inną stronę) cały czas piękne słońce, temperatura w sam raz - 17 stopni (rano we mgle było lekko zimno, minimalną temp. licznik wskazał 8,7 st)
- Stan dróg oceniam na 4+, spodziewałem się że będzie gorzej. Fragmenty kiepskiej nawierzchni przed Przeroślą i droga Suwałki - Raczki z mnóstwem podłużnych pęknięć.
- Cele zaliczone, przejechana najdłuższa jak do tej pory trasa i doszły nowe gminy: Przerośl, Dubeninki, Wiżajny, Rutka-Tartak, Jeleniewo i Suwałki (obszar miejski)
Kategoria >200