KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189281.93 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.64 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w kategorii

>200

Dystans całkowity:11208.25 km (w terenie 199.50 km; 1.78%)
Czas w ruchu:455:42
Średnia prędkość:24.60 km/h
Maksymalna prędkość:61.67 km/h
Suma podjazdów:20319 m
Maks. tętno maksymalne:174 (93 %)
Maks. tętno średnie:144 (77 %)
Suma kalorii:105706 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:233.51 km i 9h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
261.84 km 0.00 km teren
11:49 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:55.92 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2066 m
Kalorie: 8516 kcal
Rower:żwirek

Szosowa włóczęga

Sobota, 15 kwietnia 2023 · dodano: 18.04.2023 | Komentarze 0

W ubiegłym roku wybierałem się na tę imprezę, była także super lokalizacja (Góry Świętokrzyskie), ale ostatecznie pojechałem gdzie indziej w tym czasie. W tym roku do objechania jest Jura Krakowsko-Częstochowska, a do odwiedzenia ciekawe miejsca, w tym kilka Orlich Gniazd. Na Jurze byłem raz. MPP 2016 rok. Spaliśmy w Mirowie, rzut beretem od tegorocznej bazy. Widziałem praktycznie nic, bo ile można zobaczyć docierając przed północą i ruszając o świcie, mając w nogach przejechane 700 kilometrów...

Bardzo podoba mi się formuła, bo jest zupełnie inna niż pozostałe eventy, gdzie masz trasę którą trzeba pokonać i limit czasu na jej przejechanie. Tutaj jest do zaliczenia 10 miejsc, z których wystarczy wybrać 5 i trasę zaplanować samemu. Narysowałem kilka wariantów, obczaiłem możliwość wycofu poprzez podwózkę koleją i pozostało dojechać do Bobolic. Gosia niestety nie mogła wziąć udziału, startuję więc sam. 

Wieczorem krótka integracja, pakowanie się na poranny start i wczesne lulu, wszak budzik zadzwoni jeszcze nocą. Ruszam przed świtem, jest całe 5 stopni, za to wcale nie wieje. Do pierwszego punktu w Ogrodzieńcu docieram o 7mej rano, pusto, cicho, przyjemnie. Nie chcę mi się myśleć co się tu będzie działo za kilka godzin, albo w niedzielne popołudnie. Kawałek dalej fajny podjazd z serpentynką, zjazd też niczego sobie, za to na skręcie w środku miejscowości tylny hamulec odmawia współpracy. Dobrze że już się trochę wypłaszczyło i tak szybko nie jechałem. Zamieniam miejscami klocki, trochę regulacji i udaje się jako tako ustawić, choć nie wiem jak długo to podziała. Ostry podjazd pod górkę z widokiem na Pustynię Błędowską, potem Zamek Rabsztyn, Cztery są. Dalej daleki przerzut do Zamku Tenczyn, po drodze zaliczając gminy Bolesław, Bukowno, Trzebinia i super odcinek szutrowy przez Puszczę Dulowską. Zmierzam w kierunku "królowej" i wbijam na Wiślaną Trasę Rowerową poprowadzoną na wale przeciwpowodziowym. Super pomysł, może kiedyś uda się przejechać jakiś dłuższy odcinek. Wjeżdżam na chwilę na most, bo granica gminy położona jest na rzece. Wcześniej planowałem podjechać pod Muzeum w Auschwitz, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że z rowerem zwiedzać nie będę, a z zewnątrz nic nie zobaczę. Tak więc odhaczam tylko gminę i jadę dalej. Robi się płasko, teren mocno zurbanizowany, raczej nieciekawy, ale nie ma czasu na nudę, bo hamulec się właśnie skończył. Dobrze że nie ma górek, ale z jednym nie poradzę sobie na pewno w końcowej części trasy. Pytam wujka gugla o najbliższe sklepy rowerowe, ale jest problem taki, że godzina po 13tej, a w kalendarzu sobota. Udaje się jednak znaleźć jeden otwarty do 15tej, z tym że na drugim końcu Jaworzna. Przebijam się przez miasto, udaje się kupić nowe klocki, pożyczyć szczypce do zagięcia zawleczki i sprawinie je wymienić. Wracam na trasę, odbijam po gminę Sławków i wracam znów do Dąbrowy Górniczej. Ależ to miasto jest rozległe...Moja trasa wiedzie drogą rowerową wzdłuż brzegów sztucznych jezior pokopalnianych. Super miejsce do wypoczynku i rekreacji, jest tu nawet Jacht Klub, kto by pomyślał...

Kolejny zamek na trasie to Siewierz, szybka fotka i lecę dalej, kolejny skok w bok przekroczyć granicę gminy Poręba. Został ostatni punkt programu, niestety jest pod wiatr a przede mną deszczowe chmury. Umawiam się z Gosią w Ostrężniku, tam postanawiam skończyć wycieczkę i rozprostować plecy wspinaczką na skałę, na której położone są ruiny zamku. Wyprzedza mnie pod górkę gość na szosie, doganiam go i siadam na kole, za chwilę dołącza do nas jego kolega. Niestety 35 km/h pod wiatr to dla mnie stanowczo za bogato, do tego chłopaki chcą jechać dalej główną drogą na której jest spory ruch. Ja wyznaczyłem sobie trasę wąskim asfaltem przez las. Super droga, na początek dwucyfrowy podjazd, dobrze że mam sprawne hamulce...Dojeżdżam na parking, żony brak, zasięgu w telefonie brak. Jadę z telefonem w ręku kawałek w jedną, kawałek w drugą stronę, nadal głucho. Zaczynam się niepokoić, ale bez telefonu nic nie zdziałam, dodatkowo robi mi się zimno. Postanawiam jechać na metę zaplanowaną trasą i szukać zasięgu gdzieś wyżej. Za kilka minut udaje nam się złapać, okazuje się że szukaliśmy się nawzajem w dwóch różnych miejscach, a ja na parking nie wrócę. Nie wrócę dlatego że przed chwilą Garmin pokazał wartość 20%, a drugi raz pałować się nie mam zamiaru, jedyny plus tego jest taki, że już nie jest mi zimno :) Docieramy prawie równocześnie do bazy. Udało się przejechać całą zaplanowaną trasę zaliczając 8 na 10 miejsc.

Jura to miejsce gdzie trzeba by się wybrać na przynajmniej tydzień aby obejrzeć choć fragment znajdujących się tam zabytków. Trzeba tam koniecznie wrócić, jeszcze nie wiem kiedy, bo planów dużo, a kalendarz i portfel niestety nie są z gumy...Kondycyjnie nad podziw dobrze, myślałem że w końcówce będę bardziej wypruty, okazało się że spokojnie był jeszcze zapas sił do jazdy. Dolny odcinek kręgosłupa pobolewał mnie tylko chwilami, w momentach większego wysiłku, czyli na stromych podjazdach i w momencie gdy musiałem mocniej przyciskać aby zdążyć przed zamknięciem sklepu. Pozostaje więc jeździć turystycznie, bez pośpiechu i w miarę możliwości unikać ciężkich odcinków terenowych (nierówności).

Zaliczone gminy - 19: Kroczyce, Łazy, Bolesław, Bukowno, Trzebinia, Alwernia, Chrzanów, Babice, Libiąż, Chełmek, Oświęcim (gmina miejska), Chełmek, Jaworzno, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza, Sławków, Siewierz, Poręba, Myszków



Kategoria >200


Dane wyjazdu:
239.44 km 0.00 km teren
11:16 h 21.25 km/h:
Maks. pr.:61.67 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1366 m
Kalorie: 7026 kcal
Rower:żwirek

Gminne plombowanie. Lubelskie. Dzień 2.

Wtorek, 19 lipca 2022 · dodano: 22.07.2022 | Komentarze 0

W nocy trochę popadało, spało mi się całkiem nieźle jak na warunki polowe, rano o dziwo zdecydowanie mniej mnie boli kręgosłup niż zazwyczaj. Zbieram się niespiesznie, bo Tomek dotrze dopiero koło 7mej, kawka, śniadanko i składanie majdanu. Jest przyjemnie, jeszcze nie gorąco, ale dziś już wiatr tak wczoraj pomagać nie będzie.

Jedzie się dużo przyjemniej niż samemu, większość drogi przegadaliśmy jadąc obok siebie. Plan na dziś równie ambitny jak wczoraj aż 240 km, aby nie spać gdzieś w krzakach chcemy dociągnąć do samej mety w Zamościu i tak jak wczoraj noc spędzić na polu namiotowym. Krótki stop pod sklepem na colę i bułkę, objeżdżamy jezioro Firlej i na chwilę stajemy w Lubartowie. Coś tam z nieba pokropiło, ale nie ma co siedzieć, bo w taki dzień deszczyk jest całkiem przyjemny. Odbijamy za Wieprz po gminę Serniki i zmierzamy w stronę Lublina. Byłem tu już kiedyś, kończyliśmy wycieczkę na dworcu PKP, więc można rzec że miasta nie widziałem. Tym razem przejeżdżamy przez rynek i koło zamku, to też żadne zwiedzanie, może kiedyś się uda dotrzeć tu na butach...

W Świdniku przerwa obiadowa, super pomidorówka i meksykańskie kaszotto. Zostało jeszcze dobrze ponad 100 km. Jedzie się całkiem dobrze, plecy o dziwo nie bolą, jedynie słonce pali gdy wylezie zza chmury. W końcówce kilka większych podjazdów, w tym jeden 1,5 km z maksymalnym nachyleniem 11%, było co kręcić na obładowanym rowerze. Do Zamościa docieramy już w szarówce, słońce zaszło kilka minut wcześniej. 

Meldujemy się, rozbijamy obóz, prysznic i jedziemy w miasto :)


Zaliczone gminy 17 - Końskowola, Kurów, Abramów, Baranów, Michów, Firlej, Serniki, Niemce, Świdnik, Łopiennik Górny, Siennica Różana, Kraśniczyn, Skierbieszów, Izbica, Stary Zamość, Zamość (gmina wiejska), Zamość (gmina miejska)
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
256.15 km 0.00 km teren
10:39 h 24.05 km/h:
Maks. pr.:44.52 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1092 m
Kalorie: 7936 kcal
Rower:żwirek

100lica spontanicznie

Niedziela, 24 kwietnia 2022 · dodano: 25.04.2022 | Komentarze 0

W sobotni wieczór zerkam w prognozy, u nas słabo, ale na południu ma być całkiem przyjemnie. Robię zakupy i nastawiam budzik, aby się w sytuacji rozeznać, bo wg pogodynki ma lekko padać. Tak też jest, lekko mży, obserwuję radar, ale z niego wynika, że niby nic nad głową nie wisi, a coś tam ciągle z nieba kapie. Przeczekiwanie nie ma sensu i tak straciłem dobre 40 minut. Faktycznie lekko mży przez jakieś 2 godziny. Nieznany fragment od Białej Piskiej do Grabowa, w którym kiedyś już byłem. Dalej wzdłuż S61 (niedawno tędy jechałem) aż do jej końca, czyli Kisielnicy. Odbijam na zadupia, przejeżdżam przez Łomżę, a potem DW677. Kiedyś nie odważyłbym się tam wjechać, ale teraz ruch leci nową drogą. Kolejna porcja kilometrów po wioskach, niestety w tym rejonie nie ma na czym oka zawiesić. Dobijam do S8 wzdłuż której zamierzam jechać. Nie wiem czy to dobra opcja, niby jest ciągły szum, ale za to jest dobra nawierzchnia i nie trzeba się ciągle za biegającymi psami oglądać, nie ma gówna na drodze i obornikiem nie śmierdzi. W Ostrowi Mazowieckiej robię krótką pauzę na kanapkę i telefon do żony. Została stówka.
Wiatr niestety nie pomaga, jest boczny i raczej przeszkadzający, za to z każdą chwilą słabnie, czyli tak jak miało być. Widzę że opcja zahacznia jeszcze o Łazienki odpadnie, stalowym kowadłem nie da się jechać tak szybko jak szosą. Dodatkowo nie mogę kupić online biletu na pociąg, więc będę musiał zaliczyć wizytę w kasie. Robi się ciepło, zaczyna się aglomeracja, wiec sporo lepszych i gorszych DDRów. W samym mieście kupa ludzi, jakoś przed startem nie pomyślałem że wizyta w słoneczne, ciepłe niedzielne popołudnie to nie jest dobry pomysł.

Docieram z małym zapasem, z czego sporo zeszło w kolejce, stałem tylko po to żeby się dowiedzieć że w kasie też biletu nie kupię. Podobno komplet. Wbijam jednak do pociągu, bo nie mam innej opcji, okazuje się że jest miejsce siedzące oraz miejsce na rower. Brawo PKP IC !!!. Potraficie skutecznie podnieść ciśnienie.


Kategoria >200


Dane wyjazdu:
251.97 km 0.00 km teren
10:08 h 24.87 km/h:
Maks. pr.:46.37 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1513 m
Kalorie: 8019 kcal
Rower:żwirek

Grunwald, Źródła Łyny i Grzegrzółki.

Sobota, 9 kwietnia 2022 · dodano: 12.04.2022 | Komentarze 0

Jakiś czas temu przypadkiem trafiłem na mapie na miejscowość Grzegrzółki. Żadna to atrakcja, za to nazwa ma w sobie aż dwa błędy ortograficzne, no nie do końca oczywiście, bo jest to nazwa własna. Pozostało dorysować trasę i ruszyć. Nie było to takie proste, bo miało bardzo mocno wiać z zachodu, a na stukilometrową walkę z wiatrem nie miałem zupełnie chęci. Sprawdzam dokąd uda się dojechać rano - Malbork i Iława. Hmmm, a może by tak na Grunwald? W zeszłym roku tam się wybierałem, ale się nie udało. Niech będzie. Potem przypomniałem sobie o Źródłach Łyny, kiedyś tędy przejeżdżałem i miałem w przyszłości wrócić. Przy planowaniu trasy brałem też pod uwagę kwadraty, więc spora część poprowadzona drogami, którymi wcześniej nie jechałem. Po około 200 km wplatam OS Łuknajno, aby sprawdzić jak zareaguje mój kręgosłup na 15 km gównianej drogi.

Podróż przyjemna, w Olsztynie krótka przejażdżka po mieście, w Iławie ruszam od razu w trasę, pomijam zwiedzanie. Muszę tu kiedyś skończyć trasę i na spokojnie się po mieście pokręcić, a może nawet spróbować zrobić dokładniejszą eksplorację okolic Jezioraka. Jedzie się bardzo przyjemnie, dobra droga, wiatr miło popycha. Na odcinkach z bocznym trzeba się trochę posiłować. Na polach Grunwaldu trwa budowa nowego muzeum i wjazd do pomnika jest zagrodzony, jakoś udaje mi się bokiem po błocie tam dostać. Na szczycie nie ma żywej duszy, super, szybka fotka, rzut okiem na makietę i jadę dalej. Z asfaltu zjeżdżam zobaczyć Łyński Młyn, robię tu krótką pauzę na telefon do domu i coś na ząb. Przyjemne miejscowości nad jeziorem Omulew, zresztą już kiedyś stwierdziłem, że ta część Mazur położona między Szczytnem a Olsztynkiem jest dla mnie najpiękniejsza. Przed Jedwabnem wbijam na leśną DDR, całkiem fajna droga, pomijając kilka podjazdów w tym jeden 14% !!!, na rekreacyjnej drodze dla dzieci i rowerów z koszyczkami. Czad. Odbijam na Pasym, niedawno byłem tu przejazdem w pociągu, mijam miasto i kieruję się w stronę Grzegrzółek. W Dźwierzutach moja trasa krzyżuje się z nowopowstałą DDR po nieczynnej linii kolejowej, w zeszłym roku widziałem już tę atrakcję będąc w Szczytnie. Jest więc plan-pomysł na kolejną wycieczkę. Gównianym asfaltem docieram do Mikołajek (przynajmniej kwadratów sporo wpadło), gdzie robię kolejną pauzę dumając czy jechać po wertepach czy dołożyć 10 km i sunąć po gładkim. Kręgosłup mocno nie dokucza, odzywa się w zasadzie tylko gdy jest słaba droga. Jadę, sprawdzę, przecież to tylko 15 km. Będąc tutaj pierwszy raz powiedziałem "nigdy więcej", a jestem tu po raz trzeci... Wiem za to czego się spodziewać - tarki, bruku i na koniec asfaltu takiego, że chętnie zamieniłbym go na tarkę z początku...Niestety jest słabo, muszę jeszcze to przemyśleć, ale chyba trzeba będzie zrezygnować ze wszystkich gravelowych imprez. Końcówka to jeżdżona dziesiątki razy szesnastka, wiatr w końcu się uspokoił, słońce poszło spać, a temperatura powoli zbliżała się do zera. 

Na ostatnich kilometrach zaczyna doskwierać lewe kolano, już w Mikołajkach zauważyłem że ciężko wypiąć lewy but z bloków. Okazuje się że odkręciły się śrubki, w domu ustawiam tak jak powinno być zerkając na pozostałe buty.

       

 
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
210.93 km 0.00 km teren
08:49 h 23.92 km/h:
Maks. pr.:41.22 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:773 m
Kalorie: 6430 kcal
Rower:żwirek

Wzdłuż eski, pomnik w Jedwabnem i Łosiostrada

Niedziela, 20 marca 2022 · dodano: 21.03.2022 | Komentarze 0

Rano wyjechać nie mogłem, powstał więc plan na bazie trochę dłuższego wyjazdu, skrócony o fragmenty po zadupiach które wypadłyby nocą. W Wojtelach wbijam na gotową betonową nawierzchnię na budowanej S61, jadę kawałek i zjeżdżam przed końcem, bo nie chcę wbić się na wylot na ruchliwą DK61. Puściutki Szczuczyn, szok, kiedyś tędy się nie dało jechać, dalej równie pusta stara DK61. Wzdłuż nowej eski jadę prawie do Kisielnicy, a potem odbijam na zadupia. Nie lubię tych rejonów, niby to Podlaskie, ale bardziej jest  to nudne Mazowsze. Łąki, krowy i nieciekawe zabudowania. Docieram do pomnika pamięci pogromu Żydów z Jedwabnego, chwila refleksji, telefon do żony i trochę rozciągania, bo niestety bolą plecy. Na równym asfalcie nie jest źle, ale trafił się fragment szutrowy i niestety mocno to odczułem. Coraz czarniejsze myśli mnie ogarniają jeśli chodzi o kolejne wyjazdy i cały ten sezon. Droga w kierunku DK64 jest w remoncie, tutaj też są fragmenty z zerwanym asfaltem, więc znów mnie boli. Wreszcie równa krajówka, a potem równie piękna droga przez BBN, byłem tu już kilka razy, ale nigdy rowerem. Jest spory ruch, dużo ludzi te piękne tereny odwiedza, tym bardziej że pogoda jest super. Dobre się niestety kończy, słońce coraz niżej, a temperatura cały czas spada. W planowanej trasie był jeszcze zjazd do Goniądza, ale za chwilę będzie ciemno, więc odpuszczam, staję tylko przy wejściu na kładkę ubrać się i coś przekąsić. Do domu jakieś 50 km dość ruchliwą DK65, ale z reguły nocą jedzie się bezpieczniej niż za dnia, bo kierowcy nie mijają na gazetę. Staję na chwilę w Grajewie na batonika i telefon do domu i cisnę końcówką do domu. Na termometrze już mniej niż zero, do tego cały czas (lekko co prawda) wiatr wieje w pysk. Kręgosłup nie boli na szczęście, za to czuję lekko prawe (??) kolano, napieprza mnie kark (od jazdy na lemondce) i nadgarstki (nie mam pojęcia czemu).
Kilka miejsc jest wartych odwiedzenia jeszcze, na pewno Góra Strękowa i ścieżki w Biebrzańskim Parku Narodowym.


           
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
223.41 km 0.00 km teren
08:59 h 24.87 km/h:
Maks. pr.:43.56 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1135 m
Kalorie: 7172 kcal
Rower:żwirek

Wigry - wersja szosowa, a jako że pojechałem gravelem, to na dokładkę jeszcze Święte Miejsce.

Niedziela, 12 września 2021 · dodano: 13.09.2021 | Komentarze 0

Dokończyć objazd planowanej trasy, a ściślej sprawdzić asfalty po północnej stronie jeziora Wigry.

Ruszam przed świtem, jesienią łatwiej, bo można się normalnie wyspać, a nie zrywać w środku nocy. Trochę mgieł, temperatura spada poniżej 10 stopni, zimno przestało mi być gdzieś za Kalinowem. Przed Suwałkami staję zdjąć wiatrówkę, miasto mijam możliwie najkrótszą drogą, jest sporo nadających się do jazdy DDRów. Wciągam kanapkę jadąc drogą do Sejn, skręcam w stronę Wigier, jest pusto i cicho. Chwilę odpoczywam na pomoście najpiękniejszego moim zdaniem jeziora w Polsce, a sporo ich widziałem, niestety trzeba się zwijać dalej. Stąd zaczyna się cel mojej wycieczki, asfalty niestety słabe, nie ma spektakularnych dziur, ale przyjemnie się po tym nie jedzie. Na pewno nie nocą i mając 400 km w nogach. Zajeżdżam na stację po colę, wciągam drugą kanapkę. Z szesnastki skręcam znów w stronę Suwałk, obiło mi się o oczy, że w końcu wyremontowano drogę Bryzgiel - Płociczno, trzeba to sprawdzić. Jest faktycznie nowy dywan, a przy okazji natknąłem się na przejeżdżającą ciuchcię. Niestety tym razem trasa nie współgra z wiatrem, będzie przeszkadzał aż do samego domu. Jako że pojechałem gravelem można przy okazji zaliczyć Święte Miejsce, niestety jest sporo stonki, więc cały urok tego miejsca jakim jest cisza trafia szlag. Robię tylko zdjęcie kapliczki (nawet udało się bez żadnej postaci) i uciekam czym prędzej. Jestem tu czwarty czy piąty raz, ale zawsze byłem sam. Jeszcze tylko wpych pod górę po piachu i jadę w kierunku domu przepychać się z wiatrem. W Borzymach jest otwarty sklep, biorę kolejną colę, wodę i coś na ząb i postanawiam okrążyć jeszcze Selmęt, co by nie jechać dwa razy ta samą drogą.

Jest już gotowa cała trasa, pincet kilo wśród jezior i lasów Mazur i Suwalszczyzny.







Kategoria >200


Dane wyjazdu:
229.46 km 0.00 km teren
08:47 h 26.12 km/h:
Maks. pr.:45.72 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1534 m
Kalorie: 7663 kcal

Sprawdzić czy gdzieś przypadkiem nowego asfaltu nie położyli.

Niedziela, 5 września 2021 · dodano: 06.09.2021 | Komentarze 0

Sprawdzić kilka dróg którymi wcześniej kiedyś jechałem i jedną którą zawsze omijałem.

Niestety nadal nie zrobiono części w dolinie Głaźnej Strugi, droga przez Wierciejki nadal słaba, da się przejechać, nie ma tragedii. Półwysep Kula to nadal tragedia, odkąd pamiętam. Nowy fragment, gdzie jeszcze nigdy nie byłem to Bogaczewo - Szczybały Giżyckie, pod gravel to się nada, na szosę nie bardzo. Z Kętrzyna do Gierłoży piękny asfalt, dalej do miejscowości Parcz też w porządku, ale kolejne fragmenty już słabe. Przejechać się da, ale trochę mięsa z ust poleciało, dobrze że bruku pamiętającego Hitlera już nie ma. W sumie jakieś 7-8 km kamyków zatopionych w lepiszczu. Harsz - Ogonki to samo, przejechać się da, w sumie nie jest najgorzej, ot normalna mazurska droga jakich wiele w okolicy. Zajeżdżam na chwilę do sklepu, potem w odwiedziny kolegów na Maraton MTB i jadę sprawdzić ostatnią część. Węgorzewo - Jakunówko zrobione, choć nie sprawdziłem do końca, tak samo bodajże Kuty - Pozezdrze, droga przez Stęgielek taka jak poprzednie, da się ale równo nie jest. Potem potwierdzam świetną nawierzchnię równoległej do krajówki drogi przez Pieczarki a także dalej do Spytkowa, kawałek do Pieczonek taki sobie. Końcówka już jeżdżonymi wielokrotnie drogami.



Kategoria >200


Dane wyjazdu:
207.76 km 0.00 km teren
08:47 h 23.65 km/h:
Maks. pr.:52.56 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1500 m
Kalorie: 6747 kcal
Rower:żwirek

Śladem zwiniętych torów...

Sobota, 17 lipca 2021 · dodano: 19.07.2021 | Komentarze 0

Gdy byłem na początku czerwca w Puszczy Rominckiej powiedziałem sobie że jestem tu po raz pierwszy, ale na pewno jeszcze wrócę. Czas na powrót właśnie nadszedł.
Ruszam przed piątą, miałem nadzieję że będzie chłodniej, ale jest 20 stopni. Jadę DK65, rzadko to robię, ale w sobotni poranek ruch jest znikomy, więc można zrobić wyjątek.
Po zjeździe z krajówki zaliczam stację Górne, gdzieś tam w trawie leżą sobie nieużywane szyny. Trochę dalej widać miejsce gdzie rozchodzą się linie prowadzące z Gołdapi w stronę Olecka oraz Żytkiejm, z których ta druga mnie dziś interesuje. Niestety nie da się do tego miejsca dojechać, a na przełaj dziś nie mam czasu, siły ani chęci. Chwilę później wielkie wiadukty nad rzeką Jarką, może nie tak monumentalne jak te najbardziej znane, ale widok robi wrażenie. Dalej zaliczam po drodze mosty i wiadukty starając się jechać starotożem tam gdzie tylko się da. Asfaltowe GV w stanie opłakanym, tego się można było spodziewać, asfalt z naturą nie wygra, a droga zrobiona byle jak.
Zaczyna się robić gorąco i zarazem sucho w bidonach. Odhaczam ostatnią stację na terenie Polski w Żytkiejmach, ostatni most i jadę na zakupy. Lodzik, zimna woda ( cześć wylałem na głowę) i cola z zamrażarki!!!. Pakuję do plecaka bo pić się nie da, podczas drogi przystawać będę co i rusz na łyka zimnego. Słońce pali niemiłosiernie, w tym roku jeszcze w takich warunkach nie jeździłem. Masakra. W Filipowie nowym mostem nad Rospudą, schodzę nad rzekę, ale woda jest tylko mokra, a miałem nadzieję, że choć trochę się schłodzę. Tankuję jeszcze w Bakałarzewie, tak żeby starczyło do końca i męczę pozostałe do mety kilometry.




Kategoria >200


Dane wyjazdu:
255.34 km 0.00 km teren
11:04 h 23.07 km/h:
Maks. pr.:52.92 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1864 m
Kalorie: 8012 kcal
Rower:żwirek

Puszcza knyszyńska kolejny (na pewno nie ostatni) raz. GraveLOVE Podlasie.

Środa, 12 maja 2021 · dodano: 13.05.2021 | Komentarze 0

Miał być dłuższy wyjazd z wiatrem, ale wizja spędzenia 8 godzin w powrotnym pociągu mnie odrzucała. Gravelem w lesie będzie zdecydowanie trudniej, pomimo mniejszej liczby kilometrów. 
Pierwszy od dawna świt w siodle, kawa u Janka w Supraślu, singiel na górze św. Anny, drugie śniadanie w Tatarskiej Jurcie i pamiętna baza harcerska w Borkach. Kupa szybkich leśnych autostrad, sporo piachu (kilka razy z buta), bruku i asfaltów trochę. 90% w lesie, ale i tak wiatr swoje harce pokazał. Trasa super, warta przejechania, trochę za dużo kopnego piasku, chętnie zamieniłbym go na bruk, bo po nim choć niewygodnie przynajmniej da się jechać. W porównaniu do połówki GLG którą przejechałem, tutaj zdecydowanie łatwiej, dużo leśnych dróg gdzie da się jechać na lemondce, wszystkie (choć nieliczne) asfalty w stanie dobrym, bądź idealnym. Sporym utrudnieniem jest totalne zadupie, po drodze sklepy są tylko w Czarnej Białostockiej, Supraślu i zjeżdżając kawałek z trasy w Waliłach. Warto zaplanować coś na ząb w Kruszynianach, choć po covidowej przerwie ceny wystrzeliły mocno do góry, za to jedzonko jest naprawdę pyszota :)

IMG-20210512-045052020  IMG-20210512-062032222  IMG-20210512-063633313 IMG-20210512-062140173  IMG-20210512-073101936-HDR  IMG-20210512-063312872    IMG-20210512-093610280-HDR  IMG-20210512-093714097  IMG-20210512-095452340  IMG-20210512-095733458-HDR IMG-20210512-101916846-HDR  IMG-20210512-122249191-HDR IMG-20210512-115416565-HDR  IMG-20210512-082945788-HDR  IMG-20210512-100228459  IMG-20210512-143922475-HDR  IMG-20210512-142405328-HDR  IMG-20210512-164223450-HDR


Kategoria >200


Dane wyjazdu:
255.74 km 0.00 km teren
11:32 h 22.17 km/h:
Maks. pr.:50.76 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2290 m
Kalorie: 8316 kcal
Rower:żwirek

Korzystając z ostatniego dnia dobrej pogody. GraveLOVE Mazury & Warmia.

Środa, 21 kwietnia 2021 · dodano: 22.04.2021 | Komentarze 3

Trasę zaplanowałem wg śladu ubiegłorocznego GLG, nie obyło się bez wtop, chyba to na czym się wzorowałem było kreślone palcem po mapie.

Wsiadam w poranne Regio i trochę po szóstej jestem w Kętrzynie, po drodze obserwowany przez okno kolejny czerwony świt. Chmury się rozchodzą i zaraz za miastem zaczyna się full lampa, wszechobecne brukowe drogi i co rusz pięcio- sześcio- procentowe podjazdy skutecznie podgrzewają niską jeszcze temperaturę. Po godzince muszę już stanąć zdjąć z siebie wiatrówkę, czapkę i ciepłe rękawice. Tutaj też pierwsza wtopa, droga prowadzi polem, podmokłym, z błotnymi koleinami wysokości 30-40 cm. Nie da się tym jechać, część prowadzę, część objeżdżam. Większość dróg w pierwszej pięćdziesiątce to bruk, po płaskim i pod górę jeszcze jakoś idzie, ale zjeżdżać po tym...Lecą pierwsze bluzgi. Dalej kilka fajnych szutrów, w tym piękna gładka autostrada z drobnym żwirkiem. Wzdłuż mojej trasy widać pozostałości nieistniejącej linii wąskotorowej z Kętrzyna do Mrągowa.
Wiatr zaczyna wiać w odpowiednim momencie, właśnie wtedy kiedy odwracam się na południe i niedługo po tym na wschód. Do tej pory na mijanych jeziorach widać było lusterko, teraz odczuwalnie pomaga. Tutaj znów trafiam na pozostałości linii kolejowej, tym razem LK224, z Czerwonki do Lidzbarka Warmińskiego, serce się kraje z powodu zaorania tylu linii na tym terenie.
Na jednym ze zjazdów wpadam w dziurę, wylata bidon (na szczęście się nie uszkodził) i co dziwne obróciła mi się kierownica w mocowaniu do mostka. Staję na naprawę, przy okazji można zjeść wiezioną na plecach buławę i poprawić colą. Robi się ciepło. W pewnym momencie kończy się droga, to co jest na mapie OSM zupełnie nie pasuje do rzeczywistości, a to co jest wokół nie nadaje się zupełnie do jazdy. Błoto, koleiny, zręby z tysiącem połamanych gałęzi, na na koniec kończy się też to co może być uznane za drogę. Cisnę z buta na skraj lasu rzucając kolejną porcję bluzgów, całe szczęście łąką da się jechać i na przełaj docieram do jakiejś przejezdnej drogi. Przed Mrągowem sporo fragmentów asfaltowych, na tych lepszych można odpocząć na lemondce. Mijam miasto opuszczając je promenadą nad jeziorem Czos, a potem singlem którym w końcu dostaję się do jakiejś porządnej drogi. Kawałek nieznanych ale w miarę fajnych dróg, w Prawdowie trafiam na sklep w bliskiej okolicy Obajtkowej stacji. Napiłbym się kawy, ale zadowalam się zimną colą. W Mikołajkach staję na chwilę przy Królu Sielaw i zmierzam w kierunku Łuknajna, kiedyś powiedziałem sobie że nigdy więcej, ale jak widać lepiej nie rzucać takich słów. Bruk jest tam wybitnie dający w kość. Dalej już lepsze i gorsze szutry, piękna szeroka autostrada wzdłuż jeziora Tyrkło dla mnie nowość, na pewno do powtórki. Potem trochę znajomych dróg oraz najlepsza gravelówka w okolicy z podjazdem pod nadajnik w Miłkach, funkiel nówka drobny żwirek, da się tutaj jechać na leżaku. Dochodzi jeszcze kolejny fragment po starotorzu, którego jeszcze nie przejechałem, pomiędzy Staświnami a Upałtami. Na koniec dziurawa druga wzdłuż Wydmińskiego i wreszcie można dać dłoniom i plecom odpocząć, bo ostatnie trzy dychy to przejechane pewnie ze sto razy asfaltowe drogi z Wydmin.

Kondycyjnie bardzo dobrze, żadnych dolegliwości z kolanami, siła do jazdy jest. Ucierpiały mocno nadgarstki i dolny odcinek kręgosłupa, na obecną chwilę nie jestem w stanie wyobrazić sobie pokonanie całych 550 km na raz. Ale kto wie...

IMG-20210421-155815914 IMG-20210421-093413190 IMG-20210421-140740900-HDR IMG-20210421-121955140-HDR IMG-20210421-115211571 IMG-20210421-144611299 IMG-20210421-075854367 IMG-20210421-065826885 IMG-20210421-110811557-HDR IMG-20210421-072819414 IMG-20210421-105230340 IMG-20210421-083749900 IMG-20210421-143645767 IMG-20210421-131355084 IMG-20210421-082044655 IMG-20210421-121750655 IMG-20210421-093003830 IMG-20210421-131455487-HDR

Kategoria >200