KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189391.06 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.60 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2018

Dystans całkowity:1970.44 km (w terenie 30.00 km; 1.52%)
Czas w ruchu:86:06
Średnia prędkość:22.89 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:67.95 km i 2h 58m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
30.44 km 0.00 km teren
01:30 h 20.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Wtorek, 22 maja 2018 · dodano: 23.05.2018 | Komentarze 0

Po wczorajszym ciężkim dniu, (8h w pociągu i 3h tańców) ciężko było się z wyra zwlec. Trzeba jednak nóżki rozruszać, udaję się więc leniwym tempem do lasu. Na powrocie ciutkę wydłużam, udało się nawet na "plusa" załapać, bo wyszło 20 km

Kategoria <50, dom/praca


Dane wyjazdu:
367.10 km 0.00 km teren
16:01 h 22.92 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

powrót do Krakowa

Niedziela, 20 maja 2018 · dodano: 23.05.2018 | Komentarze 1

Ruszamy we trójkę razem z Wilkiem, po porządnym śniadaniu i dwóch kawach :) Na dzień dobry, już na 6 km trasy czeka nas porządny podjazd, ponad 250 metrów do góry. Mariusz tradycyjnie zostaje w tyle, ja jadę na raty, bo bez sensu stać raz długo na szczycie, lepiej dwa razy uspokoić serce. Ubrany jestem na długo, wydawało się optymalnie na starcie, bo nie było słońca. Zdejmuję buffa z głowy, ale to nie jest dobry pomysł, bo pot zaparowuje okulary, poza tym wiatr jest nadal północny, więc zimny. Drugi duży podjazd, pokonany dokładnie tak samo, potem ulgowy fragment wzdłuż Sanu. Moją uwagę przykuwają przydrożne kapliczki z charakterystyczną "bambułką" na dachu na której umiejscowiony jest krzyż. Jedzie mi się słabo, fizycznie jest OK, nogi kręcą, ale gdy spoglądam na licznik kilometry stoją w miejscu. Trzeci duży podjazd to kopia poprzednich, zarazem jest to najwyższy punkt trasy. Dobre jest to, że większość jest w lesie, jest więc trochę osłony od słońca, które coraz bardziej grzeje. Cykam fotki kolegom, potem staję jeszcze na foto podczas zjazdu po serpentynach, które pokonuję bardzo asekuracyjnie. Przed Sanokiem znajdujemy otwarty sklep, co jest sporym szczęściem zważywszy na niehandlową niedzielę i Zielone Świątki. Woda, cola, cebularz na drugie śniadanie i pizzerinka do worka na czarną godzinę. 

Poprowadziłem ślad tak aby zahaczyć o rynek w Sanoku, chłopakom się nie chcę, jadę więc sam pod górkę. Niestety sensu to większego nie miało, bo cały (bardzo mały) rynek zajmują food-trucki. Szkoda. Cykam tylko zdjęcie jednej z dojazdowych uliczek i gonię chłopaków szeroką wjazdówką z miasta (pamiętam jaki był tu tłok gdy jechałem pierwszego BBToura). Fragment do Krosna jakoś zleciał, w samym mieście trafiamy na rynek, może by coś zjeść? Wszak zapas czasu mamy duży. Sporo ludzi, bo pora obiadowa, wszędzie trzeba długo czekać, rezygnujemy więc z oczekiwania na żarcie. Za to śmietankowego loda z automatu nie mogłem sobie odmówić, przy okazji zdejmując nogawki i zmieniając skarpetki na lżejsze. Wreszcie buty mam suche i wcale tak bardzo z nich nie śmierdzi :)

Na wylocie z miasta jeszcze tankowanie na Orlenie, kawy mi się nie chciało, za to kilka chwil dalej czuję, że jednak popełniłem błąd. Przegapiłem czas dostarczenia kofeiny do organizmu, dobrze że Mariusz ratuje mnie kilkoma łykami coli. Przed Jasłem jeszcze dwie małe hopki i jedna większa za miastem. Odliczam kilometry do następnego przystanku w Bieczu, przed miastem trochę się motamy zastanawiając czy jechać przez miasto czy obwodnicą. Wybór obwodnicy był słuszny, bo przy stacji BP był także bar, gdzie zjedliśmy obiad w postaci rosołu ze schaboszczakiem. Rozrabiam prochy antynasenne na noc, wciągam colę do trzewi, a na nogi nogawki, lada chwila zajdzie słońce.

Tak jak myślałem, po starcie było trochę zamulania, ale droga przez Pogórze Ciężkowickie (przynajmniej mnie) rozbudziła. W pewnej chwili z tylnego hamulca Mariusza dochodzi metaliczny szczęk, stajemy zobaczyć co się dzieje, wygląda na to że skończyły się klocki. Lipa. Przedni działa słabo, do mety jeszcze ponad 100 km, niby największe podjazdy mamy za sobą, ale po płaskim na pewno nie będzie. Jedyna słuszna opcja to zjazd do Tarnowa. Szkoda. Rozstajemy się z kolegą i ruszamy żwawszym tempem, po to tylko aby za chwilę stanąć na przystanku. Jedziemy wzdłuż rzeki Białej, ziąb straszny, jest zaledwie jakieś 5-6 stopni. Jeszcze przed wyjazdem zastanawiałem się czy jest sens brać zimową czapkę i rękawiczki na mały mróz. Okazuje się, że warto było ciągnąć to wszystko pod siodłem 500 km. Teraz już można jechać normalnie. Tempo nam rośnie, bo bez Mariusza możemy ruszać się  szybciej, a mi w końcu zaczęło się dobrze jechać. Solidna górka przed Lubinką. z pięknym widokiem na oświetlony Tarnów poniżej i zimny zjazd do Zakliczyna. Tam robimy postój na stacji, tym razem o kawie nie zapomniałem, a mini-pizza wieziona przez pół dnia na plecach ląduje w żołądku. Nie ma co przedłużać, lecim dalej wzdłuż Dunajca, płasko, ale nadal zimno. Wreszcie oddalamy się od rzeki, jest trochę do góry więc i komfort termiczny rośnie. W oko wpadł mi ładny rynek w Lipnicy Murowanej, a potem w Nowym Wiśniczu. Małe zwiedzanie, oprócz studni miejskiej jest też ciekawy pomnik Stanisława Lubomirskiego trzymającego dokument przywileju królewskiego nadającego Wiśniczowi prawa miejskie. Fenomenalny zjazd do Bochni, jest druga w nocy, więc spokojnie można ciąć środkiem pachnącego jeszcze świeżością asfaltu puszczając zupełnie klamki.

Przy drodze nie ma żadnej stacji, Michał miał ochotę na coś na ząb, trudno może coś się znajdzie potem. Przelot puściutką krajówką, siedzę Wilkowi na kole a prędkość niżej niż 30 km/h nie spada. Chyba nigdy nie miałem tak fajnej końcówki, zawsze było to żmudne odliczanie kilometrów i ciągnący się w nieskończoność czas. Zjeżdżamy na boczne drogi, biegnące przy autostradzie, chyba lepiej było zostać na DK94, tam był żyleta asfalt, tutaj jest sporo słabiej. Co do jakości dróg, to Małopolskie i Podkarpackie mają jedne z najlepszych w Polsce. Na te ponad 700 km trafiło się może z 10-15 km naprawdę kiepskich nawierzchni. Stajemy jeszcze na chwilę pod latarnią, Michał przestawia blok w jednym z butów. Ma już od jakiegoś czasu problem z kolanem, z tym że to kolano nie jest po tej stronie w którym zmieniana jest pozycja bloku. Dziwne, ale okazuje się że pomaga :) Fotka z tablicą "Kraków", akurat dzwoni Mariusz z dworca. Wejść się da od strony dworca autobusowego, musimy więc zmodyfikować trasę. Zdaję się na Wilka, bo On wie jak tam dotrzeć. Na niebie już pierwsze oznaki nowego dnia, zaczął się także ruch na drogach. Na miejsce docieramy około 4tej. Spotykamy tam Małgosię, która także wraca do domu z pieszej wędrówki po Tatrach. Myję się w toalecie, przebieram w cywilki, niedługo potem odjeżdża pociąg Mariusza, a my czekamy walcząc ze snem na odjazd naszego.

Wyprawa na zlot bardzo udana. Deszcz podczas dojazdu mocno dał w kość, ale każdy wyjazd w niekorzystnych warunkach to dobry hart ducha. Dobrze że wyruszyłem na samotną stówkę po gminy, było bardzo przyjemnie, gdybym został pić piwo przez cały dzień pewnie potem bym żałował. Powrót ciężki, na 367 km mieliśmy 3670 metrów w górę, czyli dokładnie 1000m/100km, prawie jak na GMRDP. Bardzo dobrze jechało mi się w końcówce, rzadko zdarza mi się jazda z kimś mocniejszym, gdzie nie ma zamulania, mozolnego liczenia słupków przy drodze i tysiąca pytań: daleko jeszcze? Może jeszcze kiedyś uda mi się wyjechać gdzieś w dłuższą trasę z Wilkiem. Nie mówiłem tego Michałowi po drodze, ale to dzięki niemu, dzięki jego wyprawom i wycieczkom jestem teraz tu gdzie jestem. To On zaszczepił we mnie kilka lat temu zamiłowanie do dłuższych wycieczek, kupno szosowego roweru i możliwość zwiedzania naszego kraju z pozycji siodełka. Dzięki.

fotki

Zaliczone gminy (32): Bircza, Dydnia, Tyrawa Wołoska, Bukowisko, Zarszyn, Besko, Rymanów, Iwonicz Zdrój, Miejsce Piastowe, Krościenko Wyżne, Krosno, Chorkówka, Jedlicze, Tarnowiec, Jasło (obszar wiejski), Jasło (teren miejski), Kołaczyce, Brzyska, Skołyszyn, Biecz, Moszczenica, Łużna, Bobowa, Ciężkowice, Gromnik, Pleśna, Zakliczyn, Czchów, Gnojnik, Lipnica Murowana, Nowy Wiśnicz, Bochnia (teren miejski)
Kategoria >300


Dane wyjazdu:
117.10 km 0.00 km teren
04:39 h 25.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

gminy, gminy...

Sobota, 19 maja 2018 · dodano: 23.05.2018 | Komentarze 0

Leniwie dzień się rozpoczął, ale tak przecież miało być. Po śniadaniu trzeba zmyć błoto z roweru, zajrzałem do przerzutki, wyczyściłem kółka (prawdopodobna przyczyna dziwnych dźwięków) i wymieniłem tylne klocki, bo wczorajsza trasa zjadła je prawie do końca. Wczoraj podczas dojazdu do Perły Sanu mówiłem, że "raz tam tylko dojechałem i raz będę wyjeżdżał". Z drugiej strony siedzieć cały dzień na dupie... Z takimi mieszanymi uczuciami walczę jakiś czas, wreszcie stwierdzam że się przejadę. Przynajmniej buty mi doschną na nogach.

Ruszam wzdłuż Sanu wąskim, przyjemnym asfaltem pokrywającym się ze szlakiem GreenVelo. Dwie solidne górki przed Pruchnikiem, wyszło słonko więc się mocno zapociłem, za to na zjazdach północny wiatr mocno ziębił. Jak żyć? Dalej już praktycznie po płaskim, z wiatrem w plecy, tak to można jechać :) Mijam Radymno i kieruję się na Medykę. Mignął mi znak objazdu, ale go ignoruję, przecież dam radę...Kolejny już przed samą Medyką informuje o remoncie mostu... ups. Zerkam w Garmina, jest jakiś skrót przez tory kolejowe. Trafiam na zamknięty szlaban, omijam go i dostaję się na teren Terminala Przeładunkowego PKP CARGO. Ciekawy obiekt rodem z lat pięćdziesiątych, w sumie niezły bonus na nudnym fragmencie trasy. Co wiatr dał wcześniej zabrał na krajówce do Przemyśla. Tam małe błądzenie, bo źle skręciłem, przejeżdżam koło dworca PKP (tutaj zakończyła się moja przygoda w MRDP), krótka wizyta na rynku (już tu byłem na GMRDP), fotka ze Szwejkiem i jadę na poszukiwanie Kebsa. Wyjazd bez Kebsa się wszak nie liczy...Pakuję żarcie do podsiodłówki i czas wracać do bazy. Po drodze spotykam kolegę który wraca ze sklepu rowerowego (awaria piasty), odpuszczam skrót bo wygląda że będzie tam sporo więcej przewyższeń i jadę DK28.

Na miejscu browar, kebab, kąpiel, browar, ognisko i spać. Jutro czeka nas niezła wyrypa.

"I tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi."

fotki

Zaliczone gminy (6): Rokietnica, Roźwienica, Pruchnik, Chłopice, Stubno, Medyka
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
269.00 km 0.00 km teren
13:02 h 20.64 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

dojazd na zlot

Piątek, 18 maja 2018 · dodano: 23.05.2018 | Komentarze 3

W tym roku postanowiliśmy na zlocie odpocząć, nie popełnić błędu z zeszłego roku, gdy byliśmy wypruci długą trasą i straciliśmy wieczorne ognisko. Plan na teraz to: w miarę krótki dojazd, spokojna trasa gminna i trochę dłuższy powrót. Wszystko na papierze wyglądało dobrze, dopóki nie zacząłem śledzić prognozy pogody. Po trzech tygodniach bez deszczu musiało w końcu zacząć padać, a na Podkarpaciu i w Małopolsce miało padać solidnie. Nicto, przecież nie pierwszy to raz...

Spakowany jadę do pracy, urywam się wcześniej i po ośmiu godzinach w pociągu jestem na miejscu już zmęczony, a przecież się jeszcze nie zaczęło...Na dworcu w Krakowie spotykam Mariusza. Ubieramy się w kurtki , nieprzemakalne skarpety i rękawiczki, jedziemy na chwilę na rynek i w strugach deszczu opuszczamy starówkę. Początek nawet przyjemny, kawałek po DDRach, potem przedmieścia, Niepołomice i w końcu Puszcza. Droga przez środek Puszczy Niepołomickiej jest super, ale nie nocą i nie w deszczu, obaj łapiemy zamułę. Kawałek serwisówkami wzdłuż autostrady, przestało padać w końcu, więc próbuję jechać szybciej wszak dmucha porządnie w plecy. Mariusz niestety dalej zamula, 25 km/h w takich warunkach wietrznych to zdecydowanie za wolno. Robimy dwie kilkuminutowe przerwy na zamknięcie oczu na przystankach, ale niewiele to pomaga. W sumie nigdzie nam się nie spieszy, ale zawsze lepiej to lepiej krócej siedzieć na siodełku. W Tarnowie zaliczamy stację, wciągam hot-doga z kawą, kolega kupuje energetyka, może będzie lepiej...Nie ma co przedłużać i siedzieć w cieple więc ruszamy dalej. Minutę po wyjeździe nieźle nas zlało, no ale wcześniej jakąś godzinę nie padało... Mijamy miasto, na rynek nie dotarliśmy, bo w takich warunkach zwiedzanie nie ma sensu. Kawałek za Tarnowem zaczynają się górki. Nie spodziewałem się że niektóre z nich będą tak ostre. Mariusz zostaje w tyle jedzie swoje, ja wjeżdżam i czekam na niego na szczytach. Tak będzie już do końca wycieczki. Jest już ranek, można zajrzeć do sklepu na śniadanie. Dwie drożdżówki, jogurt i cola zamiast kawy. Chowam się pod daszkiem sklepu w Dobrzechowie bo cały czas kapie z nieba.

W tych terenach już kiedyś byłem, przypominam sobie lody w Pilznie (ależ wtedy było gorąco) i spanie na przystanku w Niebylcu (Gosia zasypiała podczas jazdy). Miło tak sobie powspominać...Najpiękniejszy fragment trasy to odcinek między Niebylcem a Baryczem. Wąski, równy asfalt z pięknymi widokami i chwilowym brakiem deszczu. Co się odwlecze...dopada nas w Dynowie. Zjazdy z siekącymi w oczy igłami to jakaś porażka i proszenie się nieszczęście. Bez sensu jechać w takiej ulewie, więc spędzamy chwilę pod wiatą w sklepie. Zaczynam dygotać, nie ma sensu dalej stać i czekać. Ruszamy. To była mądra decyzja, bo po chwili przestaje, a kilka kilometrów dalej są praktycznie suche asfalty i na kilka chwil błyska słońce !!!! W końcu da się jechać przyzwoicie, jedyny problem to dziwnie działająca tylna przerzutka. Rzęzi już od kilku godzin, mam nadzieję że się nic poważniejszego nie stanie, a odgłosy są tylko skutkiem deszczu. Wreszcie widać metę, robimy małe zakupy w sklepie w Krasiczynie, dojeżdżamy do Krasic, przeprawiamy się przez San i ...i... znowu zaczyna lać. Padło wtedy sporo różnej maści słownych wiązanek, bo oprócz deszczu doszła kamienista szutrówka i błotnisty zjazd, poprzedzony małym błądzeniem. Meldujemy się w bazie. Kąpiel połączona z praniem ubrań (chyba nigdy w życiu tak nie śmierdziałem), piwo, zupka chińska i dwie godziny snu.

fotki



Zaliczone gminy (16): Dębno, Wojnicz, Wierzchosławice, Tarnów (obszar wiejski), Tarnów (teren miejski), Dębica (obszar wiejski), Dębica (teren miejski), Ropczyce, Wielopole Skrzyńskie, Wiśniowa, Błażowa, Dynów (obszar wiejski), Dynów (teren miejski), Dubiecko, Krzywcza, Krasiczyn.

Kategoria >200


Dane wyjazdu:
7.00 km 0.00 km teren
00:20 h 21.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Czwartek, 17 maja 2018 · dodano: 22.05.2018 | Komentarze 0

Do roboty objuczoną szosą, urywam się wcześniej i cisną na PKP.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
9.00 km 0.00 km teren
00:28 h 19.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Wtorek, 15 maja 2018 · dodano: 16.05.2018 | Komentarze 0

Krótko, bo na więcej nie ma czasu. Pokropiło nieznacznie i rano i na powrocie, ale deszczu nadal od dobrych 3 tygodni nie było.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:59 h 20.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Poniedziałek, 14 maja 2018 · dodano: 15.05.2018 | Komentarze 0

Rano na chwilę do lasu, pierwszy raz od dłuuuugiego czasu nie było słońca. Dziwnie jakoś...
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
182.00 km 0.00 km teren
06:32 h 27.86 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

plany były inne...

Niedziela, 13 maja 2018 · dodano: 14.05.2018 | Komentarze 0

...ale się posypały.
Ruszam sam trochę po 6tej. Chciałem zajechać nad Ublik Mały, ale wtedy by mi zegar tykał nad głową, więc wizytę tamże odkładam na następny raz. Zjeżdżam tylko z serpentynki przed Pamrami i wracam do domu na śniadanie i po Gosię. Wspólne jedziemy na zbiórkę, choć wiem że może być ogień i po kilku kilometrach zostaniemy sami. Jednak jedziemy wspólnie, czekając na dziewczyna na pagórkach, tempo zacne, zważywszy na wiatr w twarz. Dawno się tak nie napracowałem będąc na czele peletonu. W Augustowie mały popas, potem oglądamy walkę na trasie maratonu MTB, dopingując kolegów i walcząc z latającymi krwiopijcami. Powrót bajkowy, bo wiatr w końcu oddał to co wcześniej zabrał.

Kategoria >150, z Gosią


Dane wyjazdu:
31.60 km 0.00 km teren
01:20 h 23.70 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Sobota, 12 maja 2018 · dodano: 14.05.2018 | Komentarze 0

Rundka wokół jeziora. Dalej cieplutko. W drodze powrotnej na chwilę do lasu.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
40.70 km 0.00 km teren
01:44 h 23.48 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

odpoczynek

Piątek, 11 maja 2018 · dodano: 12.05.2018 | Komentarze 0

Odpocząć najlepiej na rowerze :) Mała rundka po lesie razem z zachodzącym słońcem.
Kategoria <50