KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w kategorii

>200

Dystans całkowity:11208.25 km (w terenie 199.50 km; 1.78%)
Czas w ruchu:455:42
Średnia prędkość:24.60 km/h
Maksymalna prędkość:61.67 km/h
Suma podjazdów:20319 m
Maks. tętno maksymalne:174 (93 %)
Maks. tętno średnie:144 (77 %)
Suma kalorii:105706 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:233.51 km i 9h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
200.40 km 0.00 km teren
08:50 h 22.69 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Wigry, Rospuda, Czarna Hańcza + dojazdy i dokrętka do dwójki z przodu

Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 28.07.2018 | Komentarze 0

Mieliśmy pojechać treningowego kwiatka wokół Ełku, ale do głowy przyszedł mi najpierw wypad do puszczy augustowskiej, a potem objazd Wigier. To drugie zdecydowanie bardziej atrakcyjne, bo w puszczy już byłem, a nad Wigrami nie. Rysuję naprędce trasę, tak byle jak, klik, klik klik. Wychodzi ciut ponad 200 km. Idealnie, bo 300 km na rowerze MTB to byłaby męka. Wiem bo już kilka razy próbowałem.

Ruszamy o 4.00 tak aby złapać wstające słonko w obiektyw i wrócić w miarę wcześnie. Słońce się na zdjęcie spóźniło kilka minut, przebiło się zza chmur, po czym niedługo się znowu schowało. Nam to pasuje, nie będzie gorąco. Do Janówki wiedziałem jak jechać, potem na azymut, posiłkując się tym co mi się kliknęło. Wychodzi słabo, bo nie ma przejazdu przez rzeczkę, a potem władowaliśmy się na czyjeś pole. Podobno nie my jedyni korzystaliśmy z tej drogi która widnieje na mapie. W końcu jesteśmy nad Wigrami.

Zjazd na kładkę widokową w trakcie którego zaliczyłem małą glebę, a Mariusz miał niezły ubaw. Bardzo czysta woda w jeziorze, te które są w mojej okolicy tak przejrzystej wody nie mają. Robimy przerwę na śniadanie w Starym Folwarku i można kierować się w stronę domu. Tereny wokół jeziora malownicze, śliczny singiel i kładka przy Czarnej Hańczy, muszę tu kiedyś wrócić. 

W drodze powrotnej okazuje się że kilometrów wyjdzie zdecydowanie mniej niż zakładane 208, siedząc pod sklepem w Cimochach radzimy co dalej. 15 to bym dokręcił, ale 30-40 to już mi się nie chce... Gdy ruszyliśmy rzucam plan jazdy przez Świętajno i Połom, Mariusz akceptuje, czyli dokręcamy. Komfortowo mi nie jest, mam małe problemy z dłońmi i duże z tyłkiem. Potrzebny kolejny sklep, Mariusz potrzebuje kalorii, w bidonach zaczyna wysychać bo coraz częściej zza chmur wychodzi żarówka. W Sajzach zlikwidowany, w Malinówce także brak, udało się w Bałamutowie. Posiedzieliśmy chwilę i od razu da się szybciej jechać. W mieście promenadą na nową plażę, aby dokręcić brakujące kilometry do 200.

zdjęcia


Kategoria >200


Dane wyjazdu:
269.00 km 0.00 km teren
13:02 h 20.64 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

dojazd na zlot

Piątek, 18 maja 2018 · dodano: 23.05.2018 | Komentarze 3

W tym roku postanowiliśmy na zlocie odpocząć, nie popełnić błędu z zeszłego roku, gdy byliśmy wypruci długą trasą i straciliśmy wieczorne ognisko. Plan na teraz to: w miarę krótki dojazd, spokojna trasa gminna i trochę dłuższy powrót. Wszystko na papierze wyglądało dobrze, dopóki nie zacząłem śledzić prognozy pogody. Po trzech tygodniach bez deszczu musiało w końcu zacząć padać, a na Podkarpaciu i w Małopolsce miało padać solidnie. Nicto, przecież nie pierwszy to raz...

Spakowany jadę do pracy, urywam się wcześniej i po ośmiu godzinach w pociągu jestem na miejscu już zmęczony, a przecież się jeszcze nie zaczęło...Na dworcu w Krakowie spotykam Mariusza. Ubieramy się w kurtki , nieprzemakalne skarpety i rękawiczki, jedziemy na chwilę na rynek i w strugach deszczu opuszczamy starówkę. Początek nawet przyjemny, kawałek po DDRach, potem przedmieścia, Niepołomice i w końcu Puszcza. Droga przez środek Puszczy Niepołomickiej jest super, ale nie nocą i nie w deszczu, obaj łapiemy zamułę. Kawałek serwisówkami wzdłuż autostrady, przestało padać w końcu, więc próbuję jechać szybciej wszak dmucha porządnie w plecy. Mariusz niestety dalej zamula, 25 km/h w takich warunkach wietrznych to zdecydowanie za wolno. Robimy dwie kilkuminutowe przerwy na zamknięcie oczu na przystankach, ale niewiele to pomaga. W sumie nigdzie nam się nie spieszy, ale zawsze lepiej to lepiej krócej siedzieć na siodełku. W Tarnowie zaliczamy stację, wciągam hot-doga z kawą, kolega kupuje energetyka, może będzie lepiej...Nie ma co przedłużać i siedzieć w cieple więc ruszamy dalej. Minutę po wyjeździe nieźle nas zlało, no ale wcześniej jakąś godzinę nie padało... Mijamy miasto, na rynek nie dotarliśmy, bo w takich warunkach zwiedzanie nie ma sensu. Kawałek za Tarnowem zaczynają się górki. Nie spodziewałem się że niektóre z nich będą tak ostre. Mariusz zostaje w tyle jedzie swoje, ja wjeżdżam i czekam na niego na szczytach. Tak będzie już do końca wycieczki. Jest już ranek, można zajrzeć do sklepu na śniadanie. Dwie drożdżówki, jogurt i cola zamiast kawy. Chowam się pod daszkiem sklepu w Dobrzechowie bo cały czas kapie z nieba.

W tych terenach już kiedyś byłem, przypominam sobie lody w Pilznie (ależ wtedy było gorąco) i spanie na przystanku w Niebylcu (Gosia zasypiała podczas jazdy). Miło tak sobie powspominać...Najpiękniejszy fragment trasy to odcinek między Niebylcem a Baryczem. Wąski, równy asfalt z pięknymi widokami i chwilowym brakiem deszczu. Co się odwlecze...dopada nas w Dynowie. Zjazdy z siekącymi w oczy igłami to jakaś porażka i proszenie się nieszczęście. Bez sensu jechać w takiej ulewie, więc spędzamy chwilę pod wiatą w sklepie. Zaczynam dygotać, nie ma sensu dalej stać i czekać. Ruszamy. To była mądra decyzja, bo po chwili przestaje, a kilka kilometrów dalej są praktycznie suche asfalty i na kilka chwil błyska słońce !!!! W końcu da się jechać przyzwoicie, jedyny problem to dziwnie działająca tylna przerzutka. Rzęzi już od kilku godzin, mam nadzieję że się nic poważniejszego nie stanie, a odgłosy są tylko skutkiem deszczu. Wreszcie widać metę, robimy małe zakupy w sklepie w Krasiczynie, dojeżdżamy do Krasic, przeprawiamy się przez San i ...i... znowu zaczyna lać. Padło wtedy sporo różnej maści słownych wiązanek, bo oprócz deszczu doszła kamienista szutrówka i błotnisty zjazd, poprzedzony małym błądzeniem. Meldujemy się w bazie. Kąpiel połączona z praniem ubrań (chyba nigdy w życiu tak nie śmierdziałem), piwo, zupka chińska i dwie godziny snu.

fotki



Zaliczone gminy (16): Dębno, Wojnicz, Wierzchosławice, Tarnów (obszar wiejski), Tarnów (teren miejski), Dębica (obszar wiejski), Dębica (teren miejski), Ropczyce, Wielopole Skrzyńskie, Wiśniowa, Błażowa, Dynów (obszar wiejski), Dynów (teren miejski), Dubiecko, Krzywcza, Krasiczyn.

Kategoria >200


Dane wyjazdu:
253.00 km 0.00 km teren
11:00 h 23.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Sezon na gminy nocą rozpoczęty

Niedziela, 8 kwietnia 2018 · dodano: 09.04.2018 | Komentarze 0

Plan doczekał się realizacji. Trasa wymyślona dawno, tak w sam raz na dłuższy wypad na początek sezonu.

Lukam w prognozy, w końcu jest ciepła noc, tylko ten wiatr... Mariusz nie może wcześniej się z domu wyrwać, więc opcja jazdy z Torunia, czyli szybko i z wiatrem niestety odpada. Nicto, będzie dobry trening, do tego mamy bardzo duży zapas czasu do powrotnego pociągu.
W Tczewie Mariusz robi ostatnie zakupy i ruszamy już po ciemku. Wiatr mocno przeszkadza, ale na szczęście nie zabija, do tego czasem na kilka minut gaśnie. Droga bez historii, nigdy wspólnie nie przejechaliśmy tyle "na kole", zazwyczaj jedziemy obok siebie gadając. Sporo krótkich przerw na rozciąganie, jedna dłuższa na kawę i hot-doga i jedna na krótką drzemkę kolegi. W mocy było chłodno, ale wystarczyło założyć ochraniacze na buty, aby było znośnie. Zimno tylko po postojach przez chwilę, zanim organizm znowu nie wszedł na obroty.
Do Torunia dojeżdżamy już w grzejącym słonku, fotka przy tablicy, bilety na Wschodnim i jedziemy na pustą o tej porze starówkę. Sporo czasu na odpoczynek na rynku, potem nad Wisłę i ostatnie zakupy. Zdegustowany jestem jedynie tym, że żaden Kebs nie był otwarty, a mi przez całą drogę ślina leciała...

Wiatr sporo przeszkadzał, w pewnej chwili obaj wpadliśmy na myśl, aby zawrócić i polecieć z żaglem do Gdańska. Słaby powód do wycofu, trza być twardym a nie mientkim. Bałem się o kolana, ale żadnych dolegliwości nie było. Nie cisnąłem, a podjazdy robione z siodełka (nie spodziewałem się że będzie aż tyle przewyższeń). Lekko doskwierał tyłek, a nadgarstków, które ostatnio wręcz bolały nie czułem wcale. Żadnych problemów ze spaniem, trzeci wyjazd na nowych prochach i wniosek z tego że działają.
20180408_073001

20180408072203

20180408050730

IMG_20180408_083750

IMG_20180408_092610


Zaliczone gminy - 17: Subkowy, Pelplin, Starogard Gdański (teren miejski), Bobowo, Skórcz  (teren miejski), Morzeszczyn, Gniew, Smętowo Graniczne, Nowe, Dragacz, Chełmno (obszar wiejski), Unisław, Kijewo Królewskie, Zławieś Wielka, Łubianka, Chełmża (teren miejski), Łysomice.
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
202.00 km 0.00 km teren
08:08 h 24.84 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

kilometrów szukanie

Środa, 4 kwietnia 2018 · dodano: 05.04.2018 | Komentarze 0

Plan był ruszyć z Gosią na jakieś 150-200 km. Trochę nam się rano rozjechało i ruszyłem sam, po jakichś 30 km zjechaliśmy się i już wspólnie jechaliśmy dalej. Początkowo trochę dziwnie (zimno) po zdjęciu zimowych ubrań, po spotkaniu z Gosią zdejmuję wiatrówkę, rękawiczki i buffa z szyi. Jest już dobrze ponad 10 stopni, gdy jest z wiatrem i słonko wygląda zza chmur jest cieplutko. Trasa przejechana wiele razy, ot po prostu zbieranie kilometrów. Część jezior już odmarzła, część połowicznie, ale nadal sporo takich jeszcze całkowicie skutych lodem. Po drodze ponad 10 sztuk bocianów, sporo skaczących i już rozjechanych żab i pierwsze przylaszczki. Dwa dłuższe przystanki na Pepsi i bułkę, kilka krótszych na siku, fotki i rozciąganie. W końcówce zostaję sam dokręcić do dwóch setek, Gosia wraca do domu. Tempo sporo mocniejsze, 2 razy podchodzę do KOM'a, ale sporo brakuje do podium.

Myślałem że będę gorzej zmęczony tym wyjazdem. Duży problem z nadgarstkami, lekki z tyłkiem i lędźwiowa częścią kręgosłupa. Za to zero problemów z karkiem i kolanami !!!!, chyba rolowanie zaczyna przynosić efekty.

20180404162203

20180404125736

20180404103409

20180404120820

WP_20180404_14_37_22_Pro

WP_20180404_14_37_57_Pro


Kategoria >200


Dane wyjazdu:
288.60 km 0.00 km teren
13:41 h 21.09 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Zażynek 2017 - Augustów

Sobota, 16 września 2017 · dodano: 18.09.2017 | Komentarze 0

Załatwiłem auto, aby mieć jak rowery dowieźć, zapłaciłem wpisowe i niestety nadal nie byłem pewien czy to był dobry pomysł. No ale przecież to Zażynek, jedna z moich ulubionych imprez, prawie pod domem, do tego 3 lub 4 pętle ze zjazdem do bazy po każdej z nich. Jeśli kolano padnie to odpuszczę, nic nikomu nie muszę udowadniać i nic na siłę robić. Gosia także od kilku dni na kolano narzeka...

Oglądam prognozy kilka dni przed startem. Deszcz, deszcz, deszcz. Mniejszy, większy, chwilowo lub całą noc. Ciekawie będzie, a to przecież nie szosa gdzie jest tylko mokro, tutaj piach wszystko oblepia i napęd rzęzić zaczyna. Pakujemy zapas suchych ubrań, nic nas nie ogranicza, to duży plus. W Augustowie jesteśmy trochę po 10tej, instalujemy się w bazie, drugie śniadanie, gadka-szmatka ze znajomymi, odprawa i chwilkę po 12tej ruszamy na pierwszą 100 km pętlę.

Jest z nami Tomek, przyjechał "na dziko" pojeździć po Puszczy Augustowskiej. Zaraz za miastem formuje się 12-to osobowy peleton, tak to można jeździć. Ciepło, w słońcu dla mnie trochę za bardzo, prawie bez wiatru - warunki do jazdy idealne. Znana trasa Płaska - Mikaszówka, potem szybką szutrówką wzdłuż Czarnej Hańczy z kilkoma kawałkami błota docieramy nad Wigry. Robimy drugi krótki postój (pierwszy gdzieś na moście nad Hańczą), rozciągam się, zjadam jakiegoś batonika i ruszamy. Średnia zacna, zazwyczaj pierwszą Zażynkową pętlę kończyliśmy w szarówce, a teraz jest 16ta !!! No ale trasa jest bardzo łatwa i szybka. W bazie zjadam dwa pączki, tankuję bidon i bodajże 15 minut potem ruszamy dalej - ubyły dwie osoby, a Tomka udało się namówić na kolejne (tym razem krótsze) kółeczko.

Dla odmiany - na południe, okrążyć jezioro Sajno. Trasa podobna jak za pierwszym razem, szybko i łatwo, choć pod koniec peleton zaczyna "pękać". Czuję się wyśmienicie, kolana nie doskwierają, zmęczenia brak. Zamiast obiecanych 50km wyszło 32..., coś się budowniczemu ostro licznik poprzestawiał...Chciałem z marszu ruszać na nocną setkę, aby uciec przed deszczem, ale właśnie dojechał makaron z sosem...hmmm...trzeba się przed nocką kaloriami naładować. Deszczowych ubrań nie zabieram, zmieniam tylko koszulkę na jesienną bluzę i wrzucam do plecaka wiatrówkę. 

Ruszamy dokładnie tak jak skończyliśmy pętlę nr. 2, tyle że w przeciwnym kierunku, robi się ciemno. W końcu. To najbardziej lubię na Zażynku. Tempo zdecydowanie siada, peleton się rozciąga, noc ma swoje prawa...do tego jest już sporo km w dobrym tempie w nogach. Ziewam co chwila, ale spać się nie chce, tylko droga zaczyna się dłużyć. Zaczynają się pierwsze wątpliwości do do trasy, coraz dłuższe przystanki aby podjąć decyzję - "tutaj - czy tam ?". Kilometrowo nadrabiamy tylko trochę za Rudawką dojeżdżając prawie nad kanał Augustowski. Tam też robimy drugi postój, a chwilę potem pojawiają się pierwsze krople z nieba. Regularna mżawka zaczyna się gdzieś koło Mikaszówki (znów tu jesteśmy, tym razem nocą), ciągnąca się w nieskończoność droga do Strzelcowizny, potem asfalt do miejsca gdzie na MRDP siedziała Gosia z Tomkiem i naleśnikami. Pada regularnie, więc stajemy się ubrać, dużo nie zdziałam wrzucając tylko wiatrówkę, która po kilku minutach i tak przemaka. Sporo asfaltu, można przyspieszyć, ale gdy się oglądam są ze mną jeszcze 3 osoby, a reszta światełek dobre 500 m z tyłu. Chwilowo przestaje padać, ale chyba tylko po to aby z kolejnej chmury dosypać grubszym strumieniem. Na dobicie dostajemy terenowe okrążenie jeziora Białego i w bazie meldujemy się trochę po pierwszej, tym razem było sporo więcej niż zakładana setka...

Z radarów wychodzi że około 2.00 powinna być przerwa w opadach. Przebieram się w suche, kanapka, makaron i kładę się poleżeć. Po dosłownie minucie słyszę krople bębniące o dach sali gimnastycznej, wstaję i ustalamy że idziemy w kimę do 5tej. To była dobra decyzja, bo podobno takich mocniejszych strzałów nocą było kilka, a gdy wstaliśmy mieliśmy już praktycznie suche chodniki. Czuję się dobrze, trochę bolą nadgarstki i niestety plecy. Droga znów się dłuży, poza tym super, nie pada, nie wieje, a i jest na czym oko zawiesić. Nad Rospudą nigdy jeszcze nie byłem, tutaj (w Świętym Miejscu) robimy krótką pauzę. Pierwszy raz kończę Żażynek wcale nie zmęczony, gdyby nie deszcz, można byłoby spokojnie skończyć przed świtem.

Super impreza, tak jak lubię, w kameralnym towarzystwie, bez ścigania i rywalizacji. Szkoda że termin koliduje z MPP, no ale nie można mieć wszystkiego. Start tutaj to była dobra decyzja, gdyby coś poszło nie tak, łatwo byłoby się wycofać nie pogłębiając dalej kontuzji. Dzięki temu mam kolejny test za sobą i wizję kolejnych dłuższych wyjazdów jeszcze w tym roku.




Kategoria z Gosią, >200


Dane wyjazdu:
290.40 km 0.00 km teren
11:23 h 25.51 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

kolejny "kwiatek", tym razem nocą

Sobota, 12 sierpnia 2017 · dodano: 14.08.2017 | Komentarze 0

Pogoda zmieniała się bardzo dynamicznie, a wyjazd musiał się odbyć maksymalnie do niedzieli wieczór. Początkowo planowaliśmy wyjazd w nocy lub bardzo wcześnie rano, ale około południa cały dront burzowy skręcił na wschód i dał zielone światło na drogę. Wyjazd po gminy niestety odpadł, ze względu na awarię auta - w odwodzie jest treningowy "kwiatek", który jechałem już kilka dni wcześniej.

Ruszamy koło 17.30. Nie jest dobrze, bo przed samym wyjazdem dowiedziałem się niezbyt miłej rzeczy..., no ale trening musi być odbyty...Mamy dosyć mocny czołowy wiatr do Drygał, Mariusz nic nie mówił, więc jechałem swoje, potem okazało się że za szybko :) Odcinek przez poligon, zachodzi słońce i robi się chłodno, ale tylko na chwilę, bo zaraz długi fragment po szesnastce z wiatrem w plecy. Odbijamy na Rożyńsk i przed samą wioską stajemy na pierwszą przerwę. Siku, rozciąganie i porcję assos'a. Kiepskie drogi wchodzą zdecydowanie lepiej niż ostatnio, wkurw mi przeszedł i od tej pory jedzie się elegancko. W Wydminach na chwilę do sklepu i jedziemy do domu na dłuższą przerwę. Za Starymi Juchami niebo co rusz rozświetlają błyski. Fejerwerki? Chyba jednak nie...Szybkość jazdy wzrasta, nie chcemy zmoknąć, a w domu się zobaczy co dalej. 

Gosia wita nas ryżem z sosem, zerkamy w pogodę - burza daleko - choć się nie chce, bo na kanapie wygodnie trzeba dupę ruszyć. Zakładam tylko długą potówkę, nogawki i długie rękawiczki na razie odpuszczam. Jest OK, chłodnawo ale ciągle komfortowo. Pusta na szczęście DK65, Malinówka, Piaski i fragment po ubitym piasku z kamieniami przed Sajzami, będzie nowy asfalt. Sprawnie do Świętajna, fajnie podświetlona wieża kościoła, na niebie cały czas rozbłyski. Rezygnujemy z kręcenia się po wioskach i ryzykowanie ataku psów i jedziemy główną do Olecka. Stajemy na ORLENie, chwila przerwy na zakupy i zerknięcie na radary. Burza jest w Białymstoku - ponad 100 km od nas... szok że tak daleko błyski widać. Zaczynam ziewać, ale spać sie nie che, a przed nami juz niecała setka. Kolejny postój na przystanku w Gołubce, rozciąganko i smarowanko. Czuję lewe kolano już od jakiegoś czasu, gdy rozciągałem czworogłowe zdecydowanie bardziej czułem ciągniecie w lewej nodze. Zaczyna się robić coraz jaśniej, dalej ziewam, dochodzi w końcu zmęczenie, ale koniec blisko. Przed samym miastem włącza się wiatr, który szczęśliwie w nocy był minimalny. W domu melduję się około 6tej rano, prysznic, śniadanie i na chwilę trzeba się położyć.

Ostatni wyjazd przed MRDP. Im bliżej tym więcej wątpliwości. Rower ogarnięty, problem z oponą rozwiązany, dodatkowo w razie czego biorę nową na zapas. Pozostało jeszcze kupić kilka rzeczy na drogę i spakować się. Nie zrobiłem wielu rzeczy które chciałem przed startem zrobić, trzeba ruszać z formą która jest. Będzie ciężko, bardzo ciężko, mus zacisnąć zęby i kręcić dalej w kierunku mety.

Kategoria >200


Dane wyjazdu:
294.40 km 0.00 km teren
10:56 h 26.93 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

pierwszy trening od samniewiemkiedy...

Czwartek, 3 sierpnia 2017 · dodano: 05.08.2017 | Komentarze 0

Wypatrzyłem w prognozach chłodniejszy dzień, wziąłem wolne i zacząłem planować. Gminy? Fajnie, ale samemu po nocy nie chciało mi się tłuc po wioskach, więc ten szybko skreśliłem. Bartoszyce, Węgorzewo? Kusiło sprawdzić godziny otwarcia stacji Lotos w Bartoszycach. A może zarośnięty kurzem plan sprzed 4 lat leżący na samym dnie RWGPS? Tak, ten jest w sam raz. Trasa wymyślona tak, aby nie oddalać się dalej niż 30 km od domu i nie przejeżdżać dwa razy przez to samo miejsce. W sam raz na trening, jazda dla jazdy, z kilkoma kawałkami naprawdę wrednej nawierzchni (unikam nawet jadąc czołgiem). Do decyzji przyczynił się też fakt, że od wieczora mam problemy żołądkowe, co zdarza mi się naprawdę rzadko. Trasa w sam raz na ewentualny wycof, zresztą tak została wymyślona, aby się szybko ewakuować w momencie kontuzji czy załamania pogody.

Budzik na 3.00, pół godziny potem dupa w siodle. Godzina w sam raz, na niebie pierwsze zorze, nim dojadę do lasu będzie jasno. Tak też jest, w Bajtkowie na jeziorze lustereczko, jedzie się super. Niestety wczorajsze problemy nie zniknęły. Nie jadłem nic wieczorem, nie jadłem nic przed wyjściem. Każdy łyk z bidonu powoduje kilka minut bólu brzucha. Poligon, szesnastka i jestem prawie w Ełku, ale muszę odbić w lewo. Wpycham w siebie snickersa, zobaczymy co się wydarzy. Standardowo boli tylko przez chwilę, poprawiam bułką, także nic, a za kilka minut czuję uczucie głodu. Ufffff, powinienem żyć :)

Słońca brak. To dobrze, za to wiatr się włączył, na szczęście taki w sam raz. Rozciąganie nad torami w Rożyńsku, dwa wredne odcinki "uwaga głębokie wyboje". Zauważam że kiepskie drogi są w jakiś sposób powiązane z fajnymi widokami. Im widoki przyjemniejsze tym drogi gorsze. Szkoda...W Wydminach czekam z 5 minut na Rybaka na zamkniętym przejeździe, dalsza droga całkiem fajna, ale zaczyna robić mi się ciepło. Ślad każe przy Wieży Ciśnień skręcać w lewo, ale gaszę Garmina i jadę do domu. zdejmuję nogawki, zmieniam potówkę na krótką, wskakuję na chwilę pod prysznic, a w międzyczasie wcinam kanapki. Zastanawiałem się nad świeżymi spodenkami, ale chyba byłoby to zbyt piękne. Jak trening, to trening, tego prysznica też być nie powinno. Bidony pełne - można ruszać. 

Bałem się trochę drogi do Stradun, ale na szczęście nikt nie próbował mnie zabić, skręcam do Malinówki i robi się cicho. Urocze jak zawsze Łaśmiady w Piaskach, na podjeździe do Sajz remont drogi - super to jeden z gorszych odcinków na mojej trasie. Jest bardzo przyjemnie, dwadzieścia stopni, tylko chmury na niebie mnie trochę niepokoją. Za Dudkami ścigam się znowu z psem (niezły sprinter i do tego wytrzymały), tym razem jestem na szybszym rowerze i wyścig trwa tylko jakieś 200-300 metrów. Olecko ze sporym ruchem, fajna droga wokół miasta, Wieliczki, słaba droga do Mikołajek i czas się rozejrzeć za sklepem. Znów muszę zjechać jakieś 1,5 km poza trasę. Woda, Cola i BigMilk. 

Kilometry umilam słuchaniem radia, które informuje że w Warszawie jest 29 stopni, a na Dolnym Śląsku 33. U mnie jest 23 :) Od wyjazdu z domu co 10 km podjadam HIT'a, przy okazji testując torebkę przymocowaną do ramienia lemondki. Przyda się na pewno na takie własnie podjadanie po drodze. Kilometry mijają całkiem szybko, może dlatego że znam każdy zakręt na trasie, nie ma długich przelotów po 30-40 km od miasta do miasta. Trochę zaniedbałem dosmarowywanie assos'em, dzięki temu wiem że aby było dobrze musi być kolejna porcja co 70-80 km, czyli jakieś 4 godziny. Kolejny raz DK65 na mojej trasie, także i tym razem obyło się bezpiecznie w stadzie aut. Do miasta wjeżdżam chwilę po 15tej i trafiam na największe korki. Latem zdecydowanie widać duuuużo większy ruch na ulicach.

Dokręcać do 300 km po mieście mi się nie chciało, można było trasę o kilka km wydłużyć, bo od czasu jej narysowania powstało trochę nowych asfaltów. Trening zaliczony. Pojechałem sporo mocniej niż jeżdżę zazwyczaj, siłując się z wiatrem czułem lewe kolano. Dupa super, ręce super, sporo więcej lemondki i dolnego chwytu niż zawsze. Wiem że formy już nie zrobię, że sporo planów na ten rok legło w gruzach z różnych przyczyn. Pozostało zrobić ostatni przegląd roweru i może jeszcze jakąś jedną trasę.

Kategoria >200


Dane wyjazdu:
200.10 km 0.00 km teren
07:55 h 25.28 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Puszcza Augustowska

Niedziela, 9 lipca 2017 · dodano: 10.07.2017 | Komentarze 0

Dzień zaczął się od wkurwu. Biorę rower, a z tyłu kicha. Jacieżniepier... Trzy tygodnie wisiał na haku, wczoraj tylko wyczyściłem i dopompowałem. Nie chciało mi się babrać ze zmianą dętki, biorę czołg, przekładam szpeje i ruszam. Nie wiem co mam zrobić, ręce mi się trzęsą tak, że w Dakocie zamiast bieżącego śladu kasuję wszystkie ustawienia. Nicto, po drodze poklikam i poustawiam, tylko co ze sobą zrobić?

Czasu mam do oporu - jak nigdy. Jadę więc zaplanowaną trasę, najwyżej będzie ciężko wracać (łatwo tak odkładać problemy na potem). Jest fajnie, pochmurno, lekki wiaterek w plecy, nic tylko jechać. Przed Augustowem wychodzi słońce, wiatr się wzmaga i prędkość znacząco rośnie. Miasto przejeżdżam Mostową po kostce, jest jeszcze rano więc cisza i spokój. Na DK 16 zadziwiająco duży ruch, ciągnie masa litwinów w przeciwnym kierunku, wreszcie docieram do celu, skrętu do Płaskiej. 

Jakiś czas temu wpadła mi w oko informacja, że wyremontowano drogę Przewięź - Rudawka, jadę więc to sprawdzić. Poza tym ostatni raz byłem tutaj 4 lata temu i od dawna kolejna wizyta chodziła mi po głowie. Odcinek do Gorczycy trochę spękany, ale równy, da się normalnie jechać. Miejscowość Płaska ze sporymi dziurami, na szczęście jest ścieżka rowerowa, co prawda z kostki ale równa. Wyremontowano jedynie odcinek z Płaskiej do Mikaszówki, z asfaltową rowerówką. Dalej do Gruszek jest tragedia, dziur mnóstwo do tego strasznie nierówno, końcówka do ronda w kratkę. Tak więc szału nie ma.

Wracając do trasy. Robię zdjęcia przy śluzach, w Mikaszówce rozbieram się z długiego rękawa i kupuję w sklepie wodę. W rowerze mam tylko jeden koszyk na bidon, dolewam, a butelkę wrzucam na plecy - do worka. Próbuje dojechać do śluzy Sosnówek, ale z drogi się tam nie dostanę. Dobrze że w las skręciłem, bo spadło na mnie tylko kilka kropel, a jadąc asfaltem wpadłbym w małą ulewę. Padało w sumie chyba 4 razy, ale nie był to żaden problem, deszcz dwu-trzy minutowy, a po chwili słońce. Robię jeszcze pauzę na parkingu leśnym (bolą plecy od targania wody) i MORze nad jeziorem Sajno. 

Pod wiatr lasem jeszcze jakoś się jechało, ale już przed Bargłowem zaczęło się robić ciężko. Dla pokrzepienia Big Milk i mielę pozostałe kilometry, w pewnym momencie chciałem już zrezygnować z dokręcania do dwusetki, ale będąc już w mieście mi przeszło :)

fotki


Kategoria >200


Dane wyjazdu:
265.00 km 0.00 km teren
10:31 h 25.20 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

gminobranie pod gwiazdami

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · dodano: 04.04.2017 | Komentarze 0

Trasa zaplanowana w tamtym roku, specjalnie pod WSPÓLNY i NOCNY wyjazd na początek sezonu. Czekamy na ciepłą noc. W końcu jest - można rzec superciepła - jak na początek kwietnia.

Dojeżdżam przed 9tą wieczorem. Na dworcu w Iławie jest mi zimno, ubieram wiatrówkę i czekam na lekko opóźniony pociąg z Gdyni. Przywitanko i ruszamy. Większość drogi jedziemy obok siebie rozmawiając, w ten sposób szybko mija czas. Rozgrzałem się szybko, jest mi dobrze w nogawkach i wiatrówce - Mariusz jedzie z gołą łydą, no ale każdy ma swój komfort cieplny. Odbijamy po dwie gminy, na powrocie DK15 wieje w końcu w plecy, więc można bez wysiłku trochę podgonić, ale koledze jest za szybko. Cały czas monitorujemy ETA do celu, pociąg powrotny o 9.15, dobrze byłoby na niego zdążyć zamiast kwitnąć na dworcu. W związku z tym postoje ograniczamy do minimum. Zimno zaczyna się robić przed Grudziądzem, gdzie mamy zaplanowany jedyny dłuższy postój na kawę na stacji benzynowej. Zamiast kawy z mlekiem wciskam latte i piję mleko z kawą, przynajmniej jest smaczne. Zakładam ochraniacze na buty, po kilku minutach postoju zaczyna się telepanie. W mieście jest mgła, to pewnie wpływ Wisły, z każdym kilometrem oddalania się od rzeki robi się cieplej. Czasowo wygląda dobrze, powinniśmy się spokojnie wyrobić, spada presja - nie lubię mieć nad sobą bata. Tutaj wypadło też sporo kiepskiej jakości dróg (był też fatalny odcinek przed Kisielicami), ale ogólnie jest dobrze. Tyłek trochę czuć, najgorzej z dłońmi, doskwierają nadgarstki i poduszki, lekko ćmi okolica lewego kolana. Dojeżdżamy z prawie godzinnym zapasem, trzeba się rozebrać, bo już po 8mej jest cieplutko. Kawałek wspólnej podróży z Mariuszem, potem walka ze snem w pociągu, nie było jak się zdrzemnąć, bo stałem na końcu składu trzymając rower. Po co w składzie który jedzie przez tak zupełnie nieturystyczne miejsca jak Trójmiasto czy Giżycko wagon rowerowy?

Wyjazd bardzo udany. Kondycyjnie dobrze, żadnych problemów ze snem i większych bóli. Przegadaliśmy większość trasy, snując plany na przyszłość i strategie na MRDP.





Zaliczone gminy- 24: Lubawa (teren wiejski), Lubawa (obszar miejski), Grodziczno, Rybno, Brzozie, Zbiczno, Kurzętnik, Nowe Miasto Lubawskie (teren wiejski), Nowe Miasto Lubawskie, Biskupiec, Kisielice, Łasin, Rogóźno, Grudziądz (teren wiejski), Grudziądz(obszar miejski), Lisewo, Płużnica, Wąbrzeźno (obszar miejski), Dębowa Łąka, Książki, Radzyń Chełmiński, Gruta, Świecie nad Osą, Jabłonowo Pomorskie
Kategoria >200


Dane wyjazdu:
284.00 km 0.00 km teren
10:52 h 26.13 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Grunwald z Gosią i Darkiem

Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 23.05.2016 | Komentarze 1

Od trzech lat Gosia miała ten wyjazd obiecany, zawsze coś stawało na przeszkodzie. Ostatni raz próbowaliśmy dwa tygodnie temu, dojechaliśmy tylko ciut za Pisz. W tygodniu proponuję wyjazd Darkowi, chętnie się zgodził, bo mu też kilometrów w tym roku brakuje.

Ruszamy pół godziny po północy, jak zwykle tłumy pijanej młodzieży. Zero wiatru, 10 stopni i piękny księżyc w pełni - jasno jak w dzień. Na łąkach mgły, po kilku kilometrach staję, aby założyć wiatrówkę, od razu lepiej i już sikać co chwilę się nie chce. Mocne tempo, mniej więcej do Pisza, średnia dobijała do 30. Czuję powoli ścięgno za lewym kolanem, jak tak dalej pójdzie zacznie boleć. Od tej pory jedziemy wolniej, Gosia wyraźnie osłabła, trzymamy jej tempo. Cały czas w lesie, cały czas krajówki z praktycznie zerowym ruchem, wiatru brak - warunki na rower idealne. Planowałem postój w Szczytnie, ale wodę mamy, jedziemy więc dalej. Gosia zaczyna się wlec, pytam się jej co się dzieje, ma kryzys i to taki że pyta "którędy najbliżej na PKP". Stajemy na słońcu, które wstało kilka minut wcześniej, kanapka, wafelek i trochę kofeiny ewidentnie pomogło. Pierwszy raz tędy jadę rowerem, jezior i lasów widziałem już bez liku, ale te okolice są śliczne, jest tu jakiś inny Mazurki klimat.  Po wodę stajemy w Olsztynku, rozbieram się trochę, Gosia daje ulgę bolącym plecom leżąc na ławce. Stąd na pola Grunwaldu rzut beretem, robimy kilka zdjęć, rozbieramy się, bo już jest cieplutko. Zostawiam towarzyszy aby zaliczyć gminę Lubawa, teraz stwierdzam że bez sensu się napracowałem, bo Lubawa ma także obszar miejski, więc i tak trzeba będzie jeszcze raz tu zajechać. Piękne widoki na Wzgórza Dylewskie, niestety mamy też jedyny (10 km) odcinek dziurawej drogi. W Ostródzie Gosię dopada kolejny kryzys, patrzę na rozkład jazdy pociągów, do najbliższego jakieś 3h, do Olsztyna tylko 40 km. Wafelek, kofeina po raz drugi i jedziemy dalej. Strasznie duży ruch na "16", tym razem Darek od nas odjeżdża, zajechać na chwilę do Gietrzwałdu, my tą część wycieczki odpuszczamy, zamiast tego Gosia kolejny raz kładzie się na przystanku PKS. Ostatnia dyszka z nowymi siłami, często tak jest, że Gdy małżonka zobaczy metę, odchodzi marudzenie, zmęczenie i posępna mina. 

Nie zdążyliśmy niestety zjeść, bierzemy na wynos, kolejka po bilety na dworcu taka jak z filmów Barei. 

zdjęć kilka




zaliczone gminy: Grunwald, Dąbrówno, Ostróda (teren miejski)
Kategoria >200, z Gosią