KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w kategorii

z Gosią

Dystans całkowity:33009.82 km (w terenie 2079.60 km; 6.30%)
Czas w ruchu:1986:22
Średnia prędkość:17.36 km/h
Maksymalna prędkość:61.20 km/h
Suma podjazdów:53110 m
Maks. tętno maksymalne:196 (105 %)
Maks. tętno średnie:159 (85 %)
Suma kalorii:315060 kcal
Liczba aktywności:688
Średnio na aktywność:51.66 km i 2h 53m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
59.90 km 15.00 km teren
02:55 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Szczudły

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 12.11.2014 | Komentarze 0

Już od kilku lat jadąc szosą w kierunku Augustowa mija się znak "Szczudły - 2". Kiedyś powiedziałem, że muszę tam się wybrać, bo to jedna z niewielu wiosek w bardzo bliskiej okolicy gdzie nigdy nie byłem. Dziś była doskonała okazja, bo kilometrowo plan był skromny. Pogoda pod psem, ani ciepło, ani zimno, nie wiadomo jak się ubrać, na szczęście mgła jakby trochę mniej się daje we znaki. Wypatrzyłem drogę polną od Legi, może być ciekawie - i tak też jest, cały rower w błocie. Od wyjazdu na asfalt dostaję jakby drugie życie, to jest to...W tym roku jazda w terenie męczy jak nigdy. Zatęskniłem za szosówką wiszącą na kołku...
Krótka narada...i...wracamy bo żabcia ma bagno w butach, najpierw do domu po kasę na myjnię, potem umyć rowery i ostatecznie do domu. Po drodze jeszcze trochę terenu (bo Gosia chciała), obejrzeliśmy bieg niepodległości w mieście (w sumie dobrze że nie wystartowałem, jakoś niekoniecznie mi się to wszystko podobało). W domu małżonka dojrzała się że bidon został na myjni, więc już sam w dużo mocniejszym tempie miałem przejażdżkę tam i spowrotem - bidon ocałał :)





Kategoria >50, z Gosią


Dane wyjazdu:
4.30 km 0.00 km teren
00:26 h 6:02 km/h:
Maks. pr.: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

marszobieg

Poniedziałek, 10 listopada 2014 · dodano: 12.11.2014 | Komentarze 0

W ucho wpadło info o biegu niepodległości, ale jakoś nie miałem ochoty biegać po asfalcie w grupie ludzi. Zamiast tego wybrałem się na stadion, pobiegać po miekkim. Widać brak treningów, choć marszu mniej niż poprzednim razem. Znowu do pierwszego bólu mięśni i powrót do domu - jutrzejszy dzień lepiej wykorzystać rowerowo.
Kategoria z buta, z Gosią


Dane wyjazdu:
53.40 km 10.00 km teren
02:26 h 21.95 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Niedziela

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 12.11.2014 | Komentarze 0

Jakoś nas mało było dziś, wyszło że ja mam wybrać kierunek - więc wybrałem Stare Juchy. Mgła spora, ale o niebo lepiej niż wczoraj, choć okulary musiałem zdjąć. Sporo asfaltów, na podjazdach zostaję sporo, nawet za dziewczynami (ale tak ma być). Trasę skracamy, bo reszta ma w planie właśnie sporo po pagórkach, potem jeszcze raz skracamy, bo Anka ma dość i boli ją kolano, wracamy krajówką (nie lubię tamtędy jeździć, tym razem nikt na gazetę nie wyprzedzał na szczęście)

Kategoria z Gosią, >50


Dane wyjazdu:
58.00 km 0.00 km teren
03:09 h 18.41 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Niedziela

Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 03.11.2014 | Komentarze 0

Tradycyjna niedzielna przejażdżka. Był z nami Czarek Zamana, jeździliśmy w poszukiwaniu nowych tras, co w sumie niekoniecznie mi odpowiadało, bo było dużo niepotrzebnych przystanków. Za to na plus - pojeździliśmy po "rundkach" za elektrykiem (fajna trasa treningowa na przełaj, bo górki nie do podjechania) i w drodze powrotnej drogą od Miluk do starej wsi Konieczki (nigdy tam nie byłem, kilka razy kusiło, ale jakoś nie wyszło)

Kategoria dom/praca, z Gosią


Dane wyjazdu:
19.40 km 0.00 km teren
00:54 h 21.56 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

wieczorem

Sobota, 1 listopada 2014 · dodano: 01.11.2014 | Komentarze 0

Na rower czy pobiegać? Taką oto zagwostkę miałem cały dzień w głowie. Po ciemaku wokół jeziora - rowerem. Nowe przepisy dziś weszły, ale co tam - dwóch batmanów w ostatniej chwili dojrzeliśmy, a przecież rowerem to tylko dwadzieściakilka na godzinę.
Kategoria z Gosią


Dane wyjazdu:
12.00 km 0.00 km teren
00:35 h 20.57 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

wieczorem

Wtorek, 28 października 2014 · dodano: 28.10.2014 | Komentarze 7

Zmiana powrotna. Gosia pojechała rowerem (pierwszy raz sama w nocy przez las), wróciliśmy razem. Piękny rogalik na niebie i znowu mróz. Co ciekawe po wjeździe do miasta zauważalnie cieplej. Bez termometru, metodą "na policzek", czuć że jest ze 3-4 stopnie cieplej.
Kategoria <50, z Gosią


Dane wyjazdu:
19.60 km 0.00 km teren
00:58 h 20.28 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

wieczorem

Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 28.10.2014 | Komentarze 0

O zmroku, z Gosią. Wcześniej nie było czasu na rower, dobra chociaż i ta godzinka.
Kategoria z Gosią


Dane wyjazdu:
57.00 km 30.00 km teren
02:49 h 20.24 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Niedziela

Niedziela, 5 października 2014 · dodano: 06.10.2014 | Komentarze 0

Tradycyjny wyjazd z grupą, tradycyjnie po okolicy, choć miałem ochotę na ciut dalszy wypad. Nicto, nie ja jestem kierownikiem wycieczki. Po mocniejszych akcentach znowu odezwało się kolano...a już było prawie dobrze. Śliczna pogoda, słońce, lekka mgła z początku i kolejny raz bez wiatru. 




Kategoria >50, z Gosią


Dane wyjazdu:
52.00 km 0.00 km teren
03:03 h 17.05 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

z chłopakami

Niedziela, 28 września 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 0

Wczoraj dostałem nową tarczę, więc mogłem koło założyć, dziś test. Niestety nie szło wyregulować zacisku, albo nie hamował, albo tarł o klocek. Gosia chciała przejechać trasę tegorocznej MAZOVII, więc tak pojechaliśmy. Powiem tak: nie wiem czy bym to przejechał jadąc w zawodach, umęczyłem się przejeżdżając ją na spokojnie. Fragment trasy gdzie chłopaki trenują Downhill, nie powiem - uroczy, ale zarówno podjazdy nie do podjechania, ani zjazdy do zjechania, przynajmniej dla Gośki. Biorąc pod uwagę, ze w trakcie startu padał deszcz, jak dla mnie za duży hardcore. Odpuściliśmy końcówkę, czyli Mącze i Bunelkę, żaba miała dość, a ja też dobrze się nie czułem.






Na samym początku coś dwa razy zakuło mi w kolanie, chciałem od razu wracać do domu, potem już nie bolało nic, za to w wieczorem już tak...niby wcale nie cisnąłem, wlokłem się z tyłu, ale ilość podjazdów na pewno nie pozostała bez wpływu. 


Kategoria <50, z Gosią


Dane wyjazdu:
304.00 km 0.00 km teren
17:40 h 17.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Zażynek 2014

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 22.09.2014 | Komentarze 5

Wstałem z bólem w krzyżu, pięknie - mam nadzieję że to nie objaw powracającej rwy kulszowej, bo po kilku miesiącach męki w końcu ustąpiła. Wiadro leków zaaplikowanych przez czwartek i piątek coś podziałało i na szczęście nie ma tragedii, tylko głowa trochę boli. Gosia na antybiotykach od wtorku, zachorowała dzień po tym jak zdecydowała się wystartować, co będzie - zobaczymy.
 
Na miejsce docieramy o 10tej, instalujemy się w bazie, odbieramy pakiety startowe, trochę roboty przy rowerze (montaż mapnika i uchwytu latarki), krótka przejażdżka do sklepu, naleśniki przedstartowe i chwilę po 11tej zaczyna się odprawa. W międzyczasie dzwoni Jarek z nowiną, że go niestety nie będzie, szkoda. Mapy są dostępne już wcześniej, ale nie wnikam wcale, ścigać się nie zamierzam, popatrzę sobie w trakcie jazdy.





Pętla nr 1 - "Wściekły pies". Start 12.00, zjazd do bazy 17.55.
Ruszamy w grupie 6-7 osobowej, tempo dosyć szybkie, ale trzymamy się grupy, Gosia trochę z tyłu, ale dociągamy razem aż do wzgórz świętojańskich. Podjazd wchodzi mi świetnie, jadę na luzie, bo po co się spinać, na górze czekam na małżonkę i już w mniejszej grupie zjeżdżamy. Tutaj pierwsza wpadka, jak zwykle dobrze się zjeżdżało a nie patrzyło na trasę, w opisie jak byk stoi że "jedziemy dalej prosto czerwonym szlakiem pieszym (Znaki na szlak Powstania Styczniowego)", wracamy, pod górkę oczywiście. Zjazd tędy to jakaś kpina, korzenie, piach i pewnie ze 25 % w dół - nie ryzykuję i z rowerem schodzę. Dalej prosto, wieś Górany znana z poprzednich edycji 20132012 , jedziemy we trójkę, z Gosią i Andrzejem, fajna droga przez las i końcówka asfaltowa przed Waliły-Stacja, tutaj mamy lotną kontrolę, dolewamy wody, wcinamy po ciasteczku, dowiadujemy się że Stasiej był pół godziny wcześniej. W Gródku trochę się zamotaliśmy, omijamy Michałowo i spory kawałek wojewódzką. Przycisnąć się nie da, bo moi towarzysze jadą wolniej, znowu w las, przed wsią Bobrowa gubimy szlak, kręcimy się trochę w kółko i w końcu jest. Podczas zmiany biegu z tyłu czuję że coś jest nie tak, manetka "pyka" a łańcuch dalej na tej samej koronce, pięknie, bomba - urwała się linka, Zażynek się skończył...Mówię towarzyszom, na co Gosia - "ja mam linkę jakąś, którą mi kiedyś dałeś, i wożę ją ze sobą, w sumie nie wiem po co - może to o nią chodzi", cud dziewczyna :) No ale nie mam wkrętaka (potrzebny do otwarcia manetki), ani czym linki obciąć (ma dwie główki do shimano i campagnolo - teraz wiem że to zły patent bo jak pierdzielnie w polu to i tak jej nie włożę), więc te brakujące dwadzieściakilka kilometrów muszę dojechać mając tylko dwa biegi z przodu, a z tyłu jadę na najmniejszej koronce. Trochę ciężko, podjazdy trzeba na stojaka zaliczać, na szczęście droga asfaltowa i prosta jak strzała od Majówki aż do Supraśla, w przeciwnym kierunku jedzie Stasiej, z kim on się ściga ?, no ale każdy ma swoje podejście do imprezy. Mamy nakręcone jakieś 8 km więcej, na tych kilku skuchach, więc kusi zjazd od razu do bazy, ale jedziemy jeszcze rundę przy rzece, przeprawiamy się zamkniętym mostkiem i całe szczęście po w miarę płaskim docieramy do bazy z drugiej strony. Na jedzenie się nie decydujemy, robię tylko kawę, kilka ciastek i w międzyczasie wymieniam linkę, oczywiście nie bez problemów. Na cały pit-stop zeszło 38 minut





Pętla nr 2 - "Kamikaze". Start 18.33, zjazd do bazy 22.30.
Ruszamy w sporej już szarówce. Przejeżdżamy Supraśl obrzeżami, ulicami wg opisu, gdy wbijamy się do lasu mus już zapalić światło. Docieramy nad jeziorko, objeżdżamy je, wąskim przesmykiem na szlak, kawałek asfaltem na Majówkę (to tutaj był Stasiej na poprzedniej pętli), piaszczystym Traktem Napoleońskim do Królowego Mostu, mijając kilka ognisk w lesie i dużą dyskotekę na świeżym powietrzu w Królowym Moście. Tutaj znowu się motamy, kierunek pasuje, ale szlaku brak, jazda na azymut nic nie daje, bo drogi się kończą, wracamy tym razem kierując się zmysłem słuchu na dyskotekę, bo do tego miejsca na pewno byliśmy na trasie. Faktycznie, są widełki i powinniśmy skręcić w lewo, teraz już wszystko pasuje. Przed nami stromy "podjazd", ale nie ma szans go podjechać, piach i korzenie (coś zaczyna mi w głowie świtać), pchamy dobre 10 minut pod górkę, mijamy znak na wieżę widokową (hmmm), potem samą wieżę (ooo, już taką samą żeśmy dziś widzieli, tylko za dnia), zjazd, wymyty na środku (teraz już na pewno wiem że to podjazd z pierwszej pętli), nocą wszystko wygląda inaczej :) Przez Cieliczankę wracamy do Supraśla, ale nie ma tak lekko, i jak za pierwszym razem robimy rundę wzdłuż rzeki, z tym że tym razem końcówka jest inna, dostaliśmy na deser Góry Krzemienne. To tutaj miałem dwa lata temu mega skurcze na maratonie MTB, tym razem podjeżdżam bez spinania, co się da na lekko, a co nie - wpycham. Zaczyna się kolejny problem z rowerem, podczas ostatniej wymiany kasety i łańcucha widziałem że piasta umiera, strzelało coś w bębenku od dobrych paru tysięcy kilometrów i w końcu zaczęła przepuszczać. Czasem nawet kilkanaście obrotów jałowych zanim bębenek załapał, czad... akurat teraz...Jakieś 3 km przed końcem drugiej pętli pada bateria w gps-ie, którego używam jako licznika (podstawka od Sigmy zepsuła się dwa dni wcześniej) i kompasu.Do bazy blisko, Gosia decyduje się że dalej nie jedzie, może skusi się na ostatnią 50tkę. Jemy obiadek, ubieram zimowe spodnie, buffa na głowę i gosiowym CUBE'm wyjeżdżamy z Andrzejem o 23.10 na trzecią 100km pętlę.


Pętla nr 3 - "Sex on the beach". Start 23.10, zjazd do bazy 5.21.
Byłem pełen obaw jak będzie nie na swoim rowerze, podniosłem siodło - to wszystko co mogłem zrobić, choć wiem jak czułe są moje kolana na nawet minimalne zmiany. Nicto, zobaczymy, lepiej tak, niż stanąć w środku lasu na jakimś zadupiu z powodu awarii piasty. Początek znany z poprzednich lat do Studzianek, dalej asfaltami do Wasilkowa. Wszystkie szutrówki wyglądają jak blacha falista, tarka niesamowita, nadgarstki aż pieką z bólu, a do końca jeszcze tak daleko. Asfaltowy podjazd pod wieżę telewizyjną, potem fajny szybki zjazd w stronę krajówki (ależ Andrzej tutaj cisnął). Na odkrytym terenie zaczyna pojawiać się coraz więcej mgieł, jest zimno. Przed Krypnem (nawet mi jedna gmina niechcący wpadła) docieramy do wojewódzkiej, nią do Knyszyna, krótki postój na zmianę baterii i jakąś bułkę. Andrzej przypomina sobie, że na Zażynku z bazą właśnie w Knyszynie było sporo piachu, zresztą w opisie też jak byk stoi "...do wsi Chraboły (UWAGA! Głęboki piach)". Ten fragment będę długo pamiętał, piach, mgła, i pohukiwanie sowy w lesie, zaczynają odzywać się kolana, szczególnie prawe. Jest sporo lasu, więc mgieł jest mniej i jest zdecydowanie cieplej. Z nawigacją nie mamy problemu, ja mam opis, Andrzej mapę, problem pojawił się tylko przed Sochoniami. Mleko w powietrzu straszne, ciężko wyczuć gdzie jesteśmy - docieramy w końcu na techniczną wzdłuż "19", ale inaczej niż powinniśmy. Znowu Wasilków a potem już znana droga przez Nowodworce i Ogrodniczki, tutaj znowu ciężko za Andrzejem nadążyć, chyba kolega czuje już zbliżającą się wielkimi krokami końcówkę. Na niebie pojawiają się pierwsze oznaki nadchodzącego nowego dnia. Postanawiamy odpocząć dłużej, położyć się na chwilę, mi po głowie chodzi aby odpuścić ze względu na kolano i bardzo bolące nadgarstki, spać mi się nie chce, ale ostatecznie odleciałem na kilka minut. Gosia nie decyduje się już wyjechać, więc ruszamy dalej sami.


Pętla nr 4 - "Kamikaze". Start 6.30, zjazd do bazy 9.50.
Pętla nr 4 taka sama jak nr 2, z tym że w przeciwnym kierunku, kolano przestało boleć, Krzemienne Górki mamy na początku, jedzie mi się lepiej niż za pierwszym razem (czyby kwestia lepszego roweru? 29 cali ??), wpycham tylko pod jedną. Kolejny raz mostkiem, mgła jest, ale już nie tak dokuczliwa, nawet nie jest tak zimno jak się spodziewałem tuż po świcie. Cieliczanka i Świętojańskie, znowu dużo szybciej niż rano, ależ mi się świetnie jechało mając już przecież 250 km w nogach. Trakt Napoleoński już ciężko, w końcu odezwało się kolano, na siłę w piachu się nie kopię - pcham, do tego w tą stronę jest więcej pod górkę. Andrzej jedzie już "na oparach", ja siłę mam - tylko te ręce i kolano...Dłuży się niesamowicie, przed jeziorkiem trochę pobłądziliśmy, za to jego widok to po prostu cudo (niestety nie było czym zdjęcia zrobić). Straszny piach pod górkę, jakoś go nie pamiętałem w tamtym kierunku, za to podczas wędrówki widziałem przy samej drodze chyba z 5 kań (grzybów), ależ bym takie smażone cudo zjadł. Kilometry stoją w miejscu, ale docieramy w końcu do Supraśla. Jest 9.50, Zażynek zaliczony, w końcu mam to, po co tutaj przyjechałem - totalne wyprucie. Teren potrafi siły wysysać, sporo piasku, organizatorzy zapewnili same kultowe podjazdy znane z Maratonów Kresowych i Mazovii, z tym że tam się ich nie podjeżdża kilka razy i w nocy :)





Mam dość roweru, Gosia namawia na Harpagana - ale jak na dziś to na terenową jazdę chęci najmniejszych nie mam - no i muszę w końcu rower naprawić.



Kategoria >300, z Gosią, zawody