KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:17462.22 km (w terenie 558.00 km; 3.20%)
Czas w ruchu:734:23
Średnia prędkość:23.78 km/h
Maksymalna prędkość:62.15 km/h
Suma podjazdów:28512 m
Maks. tętno maksymalne:170 (91 %)
Maks. tętno średnie:151 (81 %)
Suma kalorii:156943 kcal
Liczba aktywności:149
Średnio na aktywność:117.20 km i 4h 55m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
110.00 km 0.00 km teren
04:28 h 24.63 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

nocna seteczka

Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 1

Pomysł wpadł do głowy już dawno temu, wspomniałem Tomkowi który wyraził chęć, i tak oto we trójkę z Gosią ruszyliśmy o 21. Przestało wiać zupełnie, na ełckim jeszcze jakieś zmarszczki były, ale w Bajtkowie na jeziorze już lustereczko. Początek bardzo spokojnie, spędzony na pogaduchach, za Bajtkowem średnia była cuś lekko ponad 21 km/h. Gdy ściemniło się, już w szyku, na kole normalnym tempem. Krótki postój w Białej Piskiej.



Super fragment do Pisza, krajówką, ruch całkiem spory, ale jedzie się super. Na zachodzie horyzont jeszcze jasny, zastanawiamy się co to za czerwone światła przed nami, potem okazuje się że to nadajnik w Miłkach (mieliśmy do niego dobrze ponad 30 kilometrów w linii prostej). Kolejny krótki, nawet nie przystanek, a chwila spędzona na uroczym w nocy Placu Daszyńskiego.



Kawałek za miastem robimy postój w lesie na siku, zarzucenie wiatrówki na plecy i snickersa. Robi się zimno, marznę w nogi (nie tylko w stopy, od pasa w dół jest mi zimno), także w ręce, choć mam długie rękawice z membraną. Człek się do temperatur mocno przyzwyczaja, a w ciągu kilku godzin temperatura spadła z 20-tu na ciut ponad 5 stopni. Niebo bezchmurne, całe morze gwiazd nad nami, po prostu piknie :) 


Ślad w dwóch częściach, do- i po- północy



Kategoria >100, z Gosią


Dane wyjazdu:
110.00 km 0.00 km teren
05:00 h 22.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

po Kota do Giżycka

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 0

Umówiliśmy się z Kotem że wyjedziemy naprzeciw, coby chociaż na końcówce miała trochę pomocy. W planach było tylko 6-7 dyszek, ostatecznie dojechaliśmy aż do Giżycka. Na niebie coraz więcej chmur, zbliża się burza, słońce już tak nie smaży a na zjazdach i przy zbiornikach wodnych jest wręcz zimno. Na deszcz nie jesteśmy przygotowani, w sumie na nic nie jesteśmy...dobrze że latarkę wrzuciłem i baterię na zapas.

Chwila przy kanale i oto jest :)





Parę minut na odsapnięcie, wrażenia z trasy i ruszamy. Jest mi chłodno, chociaż jest cały czas ponad 20 stopni, zaraz za miastem zaczyna się ściemniać, całe szczęście wiatr w końcu ucichł. Gosia zgłasza ból w kostce, tak więc z jutrzejszego wyjazdu pewnie nic nie będzie. W Wydminach do sklepu na kolę i wafelka, pora jak dla mnie kosmiczna, jest przed 22.00, a zazwyczaj o 20.30 idę spać :) Super nocna jazda do Ełku, robimy fotę z tablicą, rundę po promenadzie nocą i instalujemy się w domu. Na pogaduchach zeszło się prawie do 2.00, tak więc jutro to już nawet sam nigdzie dalej nie pojadę....


Tyle z wycieczki. Co do Marzeny, to dziewczynie należy się wielki SZACUN. Sama przez pół Polski, po szutrach, kopnym piachu, czołgiem (rower ważył ze 20 kg, sprawdziłem wnosząc go po schodach).
Kategoria >100, z Gosią


Dane wyjazdu:
131.70 km 7.00 km teren
04:51 h 27.15 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szczyczyn i Grajewo przez zadupia

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 0

Czas sprawdzić dolną część kręgosłupa na dłuższej trasie, do tego (delikatnie mówiąc) mocno nierównej. Rano pół godzinki ćwiczeń, czyli tak jak od dwóch tygodni, ruszam o 5.45. Jest 15 stopni więc jadę na krótko, słonko wysoko na niebie i dmucha już dosyć mocno. Lekko dwa razy łapie mnie skurcz za łydkę, to całe szczęście jedyna pozostałość po rwie kulszowej oprócz ucisku w krzyżu. Za Rożyńskiem pierwszy kawałek szutrówki, jakieś 4 km, potem zaczynają się tereny gdzie nigdy nie byłem. Pierwszy raz organoleptycznie przekonałem się co oznacza wyrażenie "płacząca wierzba", kapało jak w deszczu :)



Dalej znak stanowiący kwintesencję dzisiejszych dróg, drugi - tym razem krótki kawałek bez asfaltu. Ścigając się ze szkolnym autobusem dobijam do Szczuczyna (jest jakoś przed 8mą), widać roboty przy budowie obwodnicy. Całe szczęście - jechałem krajówką przez miasteczko i na długości jakichś 300 metrów mijało mnie w obie strony ze 40 ciężarówek - masakra. Kolejne wioski po drodze, trafiam na niezaplanowany szutrowy odcinek, bo coś bikemap.net mi "skrót" zafundował, a już pojechałem całkiem znośną drogą i przez las...



No właśnie. Las. Wypatrywałem go jak zbawienia, bo żar z nieba i wiatr w ryj. Rozciągam się na jakimś przystanku, dalej wiatr już zaczyna współpracować. Docieram do przemysłowej części Grajewa, tutaj też nigdy nie byłem. Przecinam krajówkę, kolejny szutrowy fragment przed Biebrzą, tutaj odwiedzam sklep - z klimą :) ale długo nie zabawiłem bo fura stoi sama na zewnątrz :) Stąd już znane szlaki, trochę pod wiatr, trochę pomaga, jadę sporo bez trzymanki prostując plecy, bo już dosyć mocno zaczynają dokuczać. W Wiśniowie odbijam jeszcze na rundę wokół Selmentu, zawsze to dyszka więcej :)

Kategoria >100


Dane wyjazdu:
143.60 km 0.00 km teren
05:51 h 24.55 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

w poszukiwaniu bocianów

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 5

Tak czasem mam, że przed oczami staje jakiś widok z trasy przejechanej w przeszłości i znów chcę tam być...Tak też było i teraz. Gosię spytałem ile kilometrów ma liczyć i tak ją zaplanowałem aby przez dane miejsce przejechać.

Ruszamy razem ze słońcem, jak mam w zwyczaju, jest godzina później niż wczoraj, więc już jakiś ruch na ulicach widać. Zaraz po wyjeździe kolejny świt w tym roku, dodatkowo z widokiem na miasto. Jakieś minus 2 na termometrze, w Buniakach dwie pierwsze górki, zawsze się tam można rozgrzać, nałykałem się zimnego powietrza, więc potem już spokojniej. Słońce z tyłu więc nie przeszkadza, dodatkowo widzę cień małżonki więc nie muszę sprawdzać czy się trzyma z tyłu. Na polach widać kołderki z mgły unoszące się kilka metrów nad ziemią i białe nadal trawy. Cieplej robi się już kawałek za Orzyszem, tutaj też widzimy pierwszego w tym roku bociana.








Okartowo. Za kolejowym mostem widać Śniardwy, nigdy nad jeziorem rowerem nie byłem - trzeba się będzie w końcu wybrać.



Super (jak zawsze) droga do Giżycka, cały czas widok na jeziora, wiatru zero, zero samochodów a asfalt równiutki. Tą trasą mógłbym jeździć przynajmniej raz w tygodniu :). W Giżycku robimy dłuższą przerwę wygrzewając się w słońcu nad Niegocinem. 


Kanał Szymoński, a dalej jezioro Szymoneckie.

Giżycko, nad kanałem.

Fotka z mostem MUSI BYĆ :)



Dalej nową wersją dojazdu do Kruklanek, tutaj znowu krótki stop na wizytę w sklepie, kolejna wioska (Żywki) to w zasadzie cel podróży. To ten widok stawał mi kilkukrotnie przed oczami.

Wyświetl większą mapę

Robi się gorąco, dalej nic nie wieje - czad, nie przypominam sobie abym kiedykolwiek widział lusterko na jeziorze w południe. W Wydminach skrótem, potem już dziesiątki razy pokonywana trasa do domu, i tak kończymy niedzielną przejażdżkę.





Kategoria z Gosią, >100


Dane wyjazdu:
122.80 km 1.00 km teren
05:12 h 23.62 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

zdążyć przed deszczem

Niedziela, 23 marca 2014 · dodano: 24.03.2014 | Komentarze 2

Dziś pogodynka spisała się na medal, trasę ustalałem pod pogodę i w 100% było tak jak zaklinacze przepowiedzieli. 

Wyjazd chwilę po piątej, zimno -  jakieś 3 stopnie, wjeżdżając w poranne mgły lub pobliże jezior jeszcze chłodniej. Tym razem udało się złapać świt, choć zaraz jak tylko tarcza zmieniła się z czerwonej w żółtą znikła za chmurami.

Olecko mijamy "małą obwodnicą", potem w stronę Filipowa (tam nie docieramy - plan jest na 120 km tylko), a następnie do Kowal Oleckich. Tutaj żaba zaczyna jęczeć coś o dużej ilości górek, że ma dość i że chce wracać - toż od samego wyjazdu wracamy do domu -  jej mówię. Do tej pory tempo było turystyczne, od teraz przeszło w emeryckie, na prostych jeszcze było OK, ale na każdym podjeździe musiałem na połowicę czekać. Chyba jednak kupię lusterko, bo szyja boli od ciągłego oglądania się :), choć z drugiej strony to dopiero jej trzecia dłuższa wycieczka i pierwsza ponad 100 km. Chwila przerwy na słońcu, które właśnie znowu na niebie zagościło i następna pauza na colę i prince polo w Dunajku. Temperatura dobija do 14tu stopni, ale to w słońcu chyba, bo ja tam takiego ciepła nie czułem. Na drogach setki rozjechanych żab wygrzewających się na asfalcie, trzeba uważać aby w nie nie wjechać i omijać te które jeszcze pod kołami aut nie skończyły. Docieramy do Świętajna, fajnie położonego dookoła jeziora, w drodze do Połomu w lesie leży jeszcze śnieg :)  

Dalej nową drogą do Sajz, szkoda że jeszcze nie skończona, wyszło jakiś kilometr po szutrówce i po piasku. W Malinówce, tak jak pogodynka wieściła zrobiło się ciemno i zerwał się wiatr, stąd już rzut beretem do domu. Padać zaczęło jakieś 40 minut po przyjeździe.


Kategoria >100, z Gosią


Dane wyjazdu:
101.00 km 0.00 km teren
04:12 h 24.05 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

mglista seta

Czwartek, 13 lutego 2014 · dodano: 13.02.2014 | Komentarze 2

Wolne wziąłem wcześniej, aura miała być ciut inna... ehh te pogodynki. W nocy śnieg, rano mróz, więc już zaplanowanej trasy nie przejadę. Ostatecznie ruszam po 9tej trzymając się tylko głównych dróg, bo inne są pokryte lodem. Zaraz za miastem mgła gęstnieje, widoczność 150-200 m, nie jest źle bo drogę widać i mnie widzą, ale ta wilgoć... Ubranie pokryte szronem i przenikliwe zimno, choć temperatura jest lekko tylko na minusie. Miało nie wiać i faktycznie oznak wiatru nie widać, ale w uszach szumi i na twarzy czuć, dziwne. W Augustowie na rynek, w parku lód na chodnikach, krótki przystanek i wracam. Zamiast tradycyjnego snickersa z Zygmuntem (po prostu zapomniałem go wziąć), tylko kilka fotek lodowych rzeźb u jego stóp ustawionych.



 Miałem zajechać nad Nettę, ale zważywszy na to co się dzieje pod kołami zrezygnowałem. Powrót tą samą trasą, po drodze mgła ustąpiła trochę, widać już na jakieś 5 słupków,czyli pół kaema.




Dwa razy podchodziłem z buta aby rozgrzać zmarznięte palce u stóp. Temperatura w Kalinowie na wyświetlaczu w najcieplejszym momencie dnia to całe 3 stopnie, ale na dole jest już na minusie.


Kondycyjnie jest dobrze, nawet bardzo dobrze, choć jakoś tam strasznie nie cisnąłem zmęczenia po powrocie zero. Gdyby tak było choć ze 2-3 stopnie cieplej możnaby pomyśleć o jakiejś dłuższej przejażdżce.

Kategoria >100


Dane wyjazdu:
100.71 km 30.00 km teren
04:48 h 20.98 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

styczniowa setka

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · dodano: 06.01.2014 | Komentarze 1

Cztery osoby to cuś mało jak na taką pogodę... W lesie całkiem przyzwoicie podłoże wchłonęło półtoradniowy opad deszczu, po godzince zza chmur wyszło słoneczko i asfalty też zaczęły schnąć. Tempo ślimacze, nie było dziś nikogo do szybszej jazdy. Wyszła całkiem fajna pętelka przy zerowym zmęczeniu. 

Kategoria >100


Dane wyjazdu:
106.29 km 30.00 km teren
04:24 h 24.16 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

niedzielna zbiórka

Niedziela, 10 listopada 2013 · dodano: 12.11.2013 | Komentarze 0

Tradycyjny niedzielny wyjazd, a że nic nie goniło to i udało się zaplanowaną trasę przejechać w całości, bez wcześniejszego skracania. Najpierw nową leśną drogą za magazynami, wyjeżdżamy kawałek za Lipińskimi, potem przejazd przez Prostki, nad jeziorem Toczyłowo i przecinamy krajówkę. Dalej krótki pitstop w miejscowości Biebrza pod sklepem, zmierzamy w stronę Biebrzańskiego PN, ale tam nie zajeżdżamy. W Woźnej Wsi grupa się dzieli, jedziemy trasę dłuższą, czyli przez Barszcze. Stąd już znanymi asfaltami zmierzamy w stronę domu.


Pogoda dopisała, lekki wietrzyk i połowa trasy ze słoneczkiem.
Kategoria >100, z Gosią


Dane wyjazdu:
125.70 km 50.00 km teren
07:13 h 17.42 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

HARPAGAN H-46 TR100

Sobota, 19 października 2013 · dodano: 20.10.2013 | Komentarze 4

Dojechaliśmy w piątek, już po zmroku, znaleźliśmy sobie miejsce na legowisko na sali gimnastycznej, szybkie zakupy i można chłonąć atmosferę imprezy. Byłem pełen obaw co do organizacji dla takiej ilości startujących, a było ich ponad 1000 !!, ale było wzorowo, nie ma się do czego przyczepić. O 21.00 obejrzeliśmy start trasy mieszanej gdzie startował nasz kolega Krzysiek, zimno...brrr, zapowiada się zimna noc. Po powrocie na salę spotkaliśmy znajomych z Rajdu Wyszehradzkiego, jakieś piwo, rozmowy, na sali cały czas ruch, dojeżdżają kolejni uczestnicy. Zasnąć było ciężko, spać też, cały czas coś się dzieje wokół, a po 4tej zaczynają dzwonić pierwsze budziki ludzi startujących na rowerową dwusetkę. Czasu na przygotowanie do wyjazdu mieliśmy mnóstwo, więc wszystko na spokojnie, a wizyta na zewnątrz upewniła mnie tylko że dobrze zrobiłem zabierając ze sobą jedynie zimowe ubranie... mgła, biała trawa i zamarznięte samochody.

Start równo oo 8.30, ruszamy jako jedni z pierwszych. Podążamy za grupką kilku gości, za szybko przecięliśmy rzeczkę i aby się nie cofać paręset metrów z buta pieszym szklakiem pchając rowery pod niezłe górki. W końcu dotarliśmy do drogi prawie przy samym PK nr. 8. Dalej podążamy już w grupie, PK jest blisko i bardzo prosty, znajduje się pod mostem, ale po drodze była kolejna skucha bo wyjechaliśmy w miejscowości Bądki zamiast w połowie drogi Bądkami a Krzykosami. Cały czas mgła, widać tarczę słońca ale jakoś nie może się przebić. Pchaniem roweru spociłem się w zimowym wdzianku, na zjazdach jest zimo, suwak w kurtce cały czas góra-dół, góra-dól. Asfalt do Cygan, chcę przycisnąć aby nadrobić stracony czas, ale trzy dychy na prostej drodze to dużo za szybko dla reszty. Wkurza mnie ten fakt, ale jadę z brygadą, chłopy bardziej w nawigacji obyci, dopiero początek imprezy a już jedna poważna pomyłka była. Punkt 9 odnaleziony bez problemu, zresztą w przeciwnym kierunku jadą już ludzie którzy go zaliczyli więc wiemy że jedziemy dobrze. Powrót tą samą drogą, w Otłowcu zostawiamy chłopaków i ciśniemy asfaltem przez Gardeję, przed nami kilka osób, a że jest już blisko kolejnego punktu jedziemy z nimi. Grupa którą zostawiliśmy pojechała na skróty i znowu się spotkaliśmy. Kolejny raz skończyła się droga i było trochę przełajów z pchaniem roweru po chaszczach, ale nie było takiej tragedii jak na początku. Ludzie którzy jechali z nami na punkcie nr. 11 zostali dłużej, a my ruszyliśmy na południe aby potem jechać asfaltem do drogi DW523, a nie wracać po śladach. Przez chwilę z dwoma zawodnikami, potem z ludźmi którzy cofnęli się i mieli bliżej niż my. Nie trafiamy na zjazd nad jezioro Rozany gdzie był kolejny punkt, ale nadrobiliśmy tylko z 300-400 metrów. Punkt 3 bardzo uroczy, jezioro, ognisko ale tylko odbicie czipa i jedziemy dalej. W Rozajnach na chwilę do sklepu, a Wandowie trafiamy na grupę z którą jechaliśmy jak się później okazało już do mety. W końcu wyszło słońce i zrobiło się cieplej. Na punkt nr. 6 wjechaliśmy lekko dookoła (nie po mojej myśli), w opisie widniał jako "skraj lasu". Napatoczył się gość, który widział namiot z góry, wie gdzie jest, tylko drogi brak... :) Więc kolejny przełaj... Znowu tylko piknięcie czipa i ruszamy dalej, drogą którą ja wybrałbym na dojazd do tego punktu, no cóż... Dalej na wschód do Morawy, w peletonie są oprócz Gosi jeszcze dwie dziewczyny i znowu jest problem z tempem. Na PK 7 trafiamy bez problemu, potem trochę nas za bardzo na wschód zniosło i wyjechaliśmy prawie w Prabutach. Cofamy się asfaltem, przekraczamy rzekę, ale błędnie oceniliśmy swoje położenie. Do punktu rzut beretem, a zrobiliśmy niezłą pętlę tracąc przy tym mnóstwo czasu na jazdę i ocenę gdzie my wogóle jesteśmy, po drodze spotkaliśmy grzybiarza który nas na dobry trop naprowadził. Na 5-tym punkcie zabawiliśmy ciut dłużej, z 5 minut, dziewczyny były już zmęczone więc ruszyliśmy sami. Jechało się fajnie, w końcu swoim tempem, ale co z tego gdy skończyła się droga...jakaś grupa pojechała na zachód ale kierunek zupełnie nie pasował więc zawróciliśmy po drodze napotykając znajomych z niedawnej jazdy. Kierunek północ, ale drogi brak, zostały tylko jej pozostałości, tak więc tym razem pchaliśmy rowery po polu. Kolejny punkt (4) nieźle w lesie zabunkrowany, ale w miękkiej ziemi sporo śladów rowerowych więc wiemy że dobrze pojechaliśmy. Droga do dychy banalnie prosta, sam punkt praktycznie przy samej drodze. Jest 15.10, dwa punkty do zaliczenia i ponad dwie godziny na ukończenie - powinno się udać. Na brukowej drodze odkręciła mi się śrubka mocująca mapnik, więc musiałem go zdjąć, dojazd do PK 12 bez problemu - nawigacyjnie i kondycyjnie - przynajmniej dla mnie, reszta ekipy na górkach wysiada, dziewczyny jadą już ostatkiem sił (mam na myśli dziewczyny z Kościerzyny, bo Gosia trzyma się bardzo dobrze). Ostatni punkt jest bardzo blisko Kwidzyna, dojazd krajówką, wychodzę na czoło, ale tempo 22 km/h na asfalcie jest za mocne ... nosz ... jak tu żyć ... :D Na osłodę zostało mi podziwianie widoku doliny Wisły i męczące co rusz oglądanie się do tyłu. Na zjeździe z krajówki dziewczyny postanawiają jechać dalej, bo była też opcja odpuszczenia przez nie ostatniego punktu, trafiamy kolejny raz bez pudła (PK nr 1), tym razem sporo ludzi tu błądziło próbując się dostać z przeciwnej strony. Końcówka w sporym peletonie, co ciekawe razem z grupką z którą zaczęliśmy i zostawiliśmy po czterech punktach. W samym mieście jedna z dziewczyn została w tyle, czekałem na nią aby się nie zgubiła i na metę wpadłem praktycznie ostatni. Teraz trochę boli fakt że straciłem przez to może 5, może 10 miejsc...w brevetach jeździ się inaczej.. nie ma sprintów na finiszach. Nieoficjalnie jeszcze 28-te miejsce z kompletem PK i czasem 8:11:20, Gosia 23-cia, 7 sekund przede mną, do tego jest pierwszą kobietą :) super.

Wieczorem mała imprezka przy piwku, na tomboli oboje z Gosią wylosowaliśmy nagrody, a żaba odebrała dodatkowo ciężką jak cholera statuetkę z literką "H" :)
Podsumowując - świetna impreza, super organizacja, super ludzie, nie ma się do czego przyczepić. Wróciłem bogatszy w doświadczenie, była duża szansa zająć lepsze miejsce, jadąc szybciej zyskałbym spokojnie ponad pół godziny. Wybraliśmy setkę tak aby mieć rozeznanie jak do Harpagana podejść, setka była prosta, natomiast zaliczenie wszystkich punktów na królewskim dystansie faktycznie zasługuje na tytuł HARPAGANa. Zobaczymy za rok, a może na wiosnę...kto wie...

tutaj trasa:


a tutaj kilka fotek
Kategoria >100, z Gosią, zawody


Dane wyjazdu:
100.18 km 0.00 km teren
03:28 h 28.90 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

grupowo

Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 1

Piękna pogoda, choć ciągnie chłodem na początku. Jedziemy szosą rajgrodzką, po trzydziestce Gosia zawraca do domu. Na szutrze kolega Sławek łapie gumę, a ja odkrywam że też mam mało powietrza z przodu, ale jakoś da się jechać. Na odcinku do Bargłowa z nowym asfaltem było trochę ścigania, popas pod sklepem (pompuję kółko) i ruszamy na Rutki. Potem nawrotka i kolejna porcja szybszej jazdy, na zakręcie czuję że mam już bardzo miękko z przodu, więc zatrzymuję się dobić trochę powietrza. Gdy ruszam parę metrów z przodu widzę stojących chłopaków - był szlif po asfalcie :/ Jedno kolano, jeden łokieć, manetka i scentrowane koła - dobrze że nic poważniejszego się nie stało. Za Borzymami na przejeździe bardzo powoli, ale i tak mi koło dobija, więc w końcu decyduję się zmienić gumę, zostaję z tyłu sam, poszło sprawnie całe szczęście. Chłopaki czekają na moście w Piasanicy, stamtąd jedziemy już do domu, standardowo mocniejszy akcent z tablicą "Ełk", rozprowadziłem peleton do jakichś 43 km/h, ze 300 m przed kreską czterech wyskoczyło, wygrał Mario machając rowerem na boki jak rasowy sprinter :p


W innych butach i spodenkach tylko lekki dyskomfort na początku, po godzinie już nie czułem żadnych nieprzyjemności z tyłu kolan. Oszczędzałem się tylko na podjazdach, na prostych było w porządku, przy momentami bardzo mocnym tempie.
Kategoria >100, z Gosią