KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
125.70 km 50.00 km teren
07:13 h 17.42 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

HARPAGAN H-46 TR100

Sobota, 19 października 2013 · dodano: 20.10.2013 | Komentarze 4

Dojechaliśmy w piątek, już po zmroku, znaleźliśmy sobie miejsce na legowisko na sali gimnastycznej, szybkie zakupy i można chłonąć atmosferę imprezy. Byłem pełen obaw co do organizacji dla takiej ilości startujących, a było ich ponad 1000 !!, ale było wzorowo, nie ma się do czego przyczepić. O 21.00 obejrzeliśmy start trasy mieszanej gdzie startował nasz kolega Krzysiek, zimno...brrr, zapowiada się zimna noc. Po powrocie na salę spotkaliśmy znajomych z Rajdu Wyszehradzkiego, jakieś piwo, rozmowy, na sali cały czas ruch, dojeżdżają kolejni uczestnicy. Zasnąć było ciężko, spać też, cały czas coś się dzieje wokół, a po 4tej zaczynają dzwonić pierwsze budziki ludzi startujących na rowerową dwusetkę. Czasu na przygotowanie do wyjazdu mieliśmy mnóstwo, więc wszystko na spokojnie, a wizyta na zewnątrz upewniła mnie tylko że dobrze zrobiłem zabierając ze sobą jedynie zimowe ubranie... mgła, biała trawa i zamarznięte samochody.

Start równo oo 8.30, ruszamy jako jedni z pierwszych. Podążamy za grupką kilku gości, za szybko przecięliśmy rzeczkę i aby się nie cofać paręset metrów z buta pieszym szklakiem pchając rowery pod niezłe górki. W końcu dotarliśmy do drogi prawie przy samym PK nr. 8. Dalej podążamy już w grupie, PK jest blisko i bardzo prosty, znajduje się pod mostem, ale po drodze była kolejna skucha bo wyjechaliśmy w miejscowości Bądki zamiast w połowie drogi Bądkami a Krzykosami. Cały czas mgła, widać tarczę słońca ale jakoś nie może się przebić. Pchaniem roweru spociłem się w zimowym wdzianku, na zjazdach jest zimo, suwak w kurtce cały czas góra-dół, góra-dól. Asfalt do Cygan, chcę przycisnąć aby nadrobić stracony czas, ale trzy dychy na prostej drodze to dużo za szybko dla reszty. Wkurza mnie ten fakt, ale jadę z brygadą, chłopy bardziej w nawigacji obyci, dopiero początek imprezy a już jedna poważna pomyłka była. Punkt 9 odnaleziony bez problemu, zresztą w przeciwnym kierunku jadą już ludzie którzy go zaliczyli więc wiemy że jedziemy dobrze. Powrót tą samą drogą, w Otłowcu zostawiamy chłopaków i ciśniemy asfaltem przez Gardeję, przed nami kilka osób, a że jest już blisko kolejnego punktu jedziemy z nimi. Grupa którą zostawiliśmy pojechała na skróty i znowu się spotkaliśmy. Kolejny raz skończyła się droga i było trochę przełajów z pchaniem roweru po chaszczach, ale nie było takiej tragedii jak na początku. Ludzie którzy jechali z nami na punkcie nr. 11 zostali dłużej, a my ruszyliśmy na południe aby potem jechać asfaltem do drogi DW523, a nie wracać po śladach. Przez chwilę z dwoma zawodnikami, potem z ludźmi którzy cofnęli się i mieli bliżej niż my. Nie trafiamy na zjazd nad jezioro Rozany gdzie był kolejny punkt, ale nadrobiliśmy tylko z 300-400 metrów. Punkt 3 bardzo uroczy, jezioro, ognisko ale tylko odbicie czipa i jedziemy dalej. W Rozajnach na chwilę do sklepu, a Wandowie trafiamy na grupę z którą jechaliśmy jak się później okazało już do mety. W końcu wyszło słońce i zrobiło się cieplej. Na punkt nr. 6 wjechaliśmy lekko dookoła (nie po mojej myśli), w opisie widniał jako "skraj lasu". Napatoczył się gość, który widział namiot z góry, wie gdzie jest, tylko drogi brak... :) Więc kolejny przełaj... Znowu tylko piknięcie czipa i ruszamy dalej, drogą którą ja wybrałbym na dojazd do tego punktu, no cóż... Dalej na wschód do Morawy, w peletonie są oprócz Gosi jeszcze dwie dziewczyny i znowu jest problem z tempem. Na PK 7 trafiamy bez problemu, potem trochę nas za bardzo na wschód zniosło i wyjechaliśmy prawie w Prabutach. Cofamy się asfaltem, przekraczamy rzekę, ale błędnie oceniliśmy swoje położenie. Do punktu rzut beretem, a zrobiliśmy niezłą pętlę tracąc przy tym mnóstwo czasu na jazdę i ocenę gdzie my wogóle jesteśmy, po drodze spotkaliśmy grzybiarza który nas na dobry trop naprowadził. Na 5-tym punkcie zabawiliśmy ciut dłużej, z 5 minut, dziewczyny były już zmęczone więc ruszyliśmy sami. Jechało się fajnie, w końcu swoim tempem, ale co z tego gdy skończyła się droga...jakaś grupa pojechała na zachód ale kierunek zupełnie nie pasował więc zawróciliśmy po drodze napotykając znajomych z niedawnej jazdy. Kierunek północ, ale drogi brak, zostały tylko jej pozostałości, tak więc tym razem pchaliśmy rowery po polu. Kolejny punkt (4) nieźle w lesie zabunkrowany, ale w miękkiej ziemi sporo śladów rowerowych więc wiemy że dobrze pojechaliśmy. Droga do dychy banalnie prosta, sam punkt praktycznie przy samej drodze. Jest 15.10, dwa punkty do zaliczenia i ponad dwie godziny na ukończenie - powinno się udać. Na brukowej drodze odkręciła mi się śrubka mocująca mapnik, więc musiałem go zdjąć, dojazd do PK 12 bez problemu - nawigacyjnie i kondycyjnie - przynajmniej dla mnie, reszta ekipy na górkach wysiada, dziewczyny jadą już ostatkiem sił (mam na myśli dziewczyny z Kościerzyny, bo Gosia trzyma się bardzo dobrze). Ostatni punkt jest bardzo blisko Kwidzyna, dojazd krajówką, wychodzę na czoło, ale tempo 22 km/h na asfalcie jest za mocne ... nosz ... jak tu żyć ... :D Na osłodę zostało mi podziwianie widoku doliny Wisły i męczące co rusz oglądanie się do tyłu. Na zjeździe z krajówki dziewczyny postanawiają jechać dalej, bo była też opcja odpuszczenia przez nie ostatniego punktu, trafiamy kolejny raz bez pudła (PK nr 1), tym razem sporo ludzi tu błądziło próbując się dostać z przeciwnej strony. Końcówka w sporym peletonie, co ciekawe razem z grupką z którą zaczęliśmy i zostawiliśmy po czterech punktach. W samym mieście jedna z dziewczyn została w tyle, czekałem na nią aby się nie zgubiła i na metę wpadłem praktycznie ostatni. Teraz trochę boli fakt że straciłem przez to może 5, może 10 miejsc...w brevetach jeździ się inaczej.. nie ma sprintów na finiszach. Nieoficjalnie jeszcze 28-te miejsce z kompletem PK i czasem 8:11:20, Gosia 23-cia, 7 sekund przede mną, do tego jest pierwszą kobietą :) super.

Wieczorem mała imprezka przy piwku, na tomboli oboje z Gosią wylosowaliśmy nagrody, a żaba odebrała dodatkowo ciężką jak cholera statuetkę z literką "H" :)
Podsumowując - świetna impreza, super organizacja, super ludzie, nie ma się do czego przyczepić. Wróciłem bogatszy w doświadczenie, była duża szansa zająć lepsze miejsce, jadąc szybciej zyskałbym spokojnie ponad pół godziny. Wybraliśmy setkę tak aby mieć rozeznanie jak do Harpagana podejść, setka była prosta, natomiast zaliczenie wszystkich punktów na królewskim dystansie faktycznie zasługuje na tytuł HARPAGANa. Zobaczymy za rok, a może na wiosnę...kto wie...

tutaj trasa:


a tutaj kilka fotek
Kategoria >100, z Gosią, zawody



Komentarze
dodoelk
| 09:24 poniedziałek, 21 października 2013 | linkuj Ścigałem się w ubiegłym roku, w tym wcale i jak na razie w przyszłym też nie zamierzam.
Isgenaroth
| 06:17 poniedziałek, 21 października 2013 | linkuj Pogratulować. Jeszcze zaczniesz się ścigać w mtb :)
dodoelk
| 06:04 poniedziałek, 21 października 2013 | linkuj ooo jaki ten świat mały :)
Turysta
| 19:42 niedziela, 20 października 2013 | linkuj "Na punkt nr. 6 wjechaliśmy lekko dookoła (nie po mojej myśli), w opisie widniał jako "skraj lasu". Napatoczył się gość, który widział namiot z góry, wie gdzie jest, tylko drogi brak... :)"

Pozdrowienia od gościa, który się napatoczył. ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa edzaj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]