Info

Więcej o mnie. GG: 5934469


Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Październik8 - 0
- 2024, Wrzesień17 - 0
- 2024, Sierpień6 - 0
- 2024, Lipiec9 - 0
- 2024, Czerwiec16 - 0
- 2024, Maj18 - 0
- 2024, Kwiecień25 - 0
- 2024, Marzec33 - 0
- 2024, Luty33 - 0
- 2024, Styczeń27 - 0
- 2023, Grudzień25 - 0
- 2023, Listopad25 - 0
- 2023, Październik22 - 0
- 2023, Wrzesień30 - 0
- 2023, Sierpień31 - 0
- 2023, Lipiec32 - 0
- 2023, Czerwiec32 - 0
- 2023, Maj37 - 0
- 2023, Kwiecień31 - 0
- 2023, Marzec30 - 0
- 2023, Luty30 - 0
- 2023, Styczeń29 - 0
- 2022, Grudzień27 - 0
- 2022, Listopad26 - 0
- 2022, Październik33 - 0
- 2022, Wrzesień27 - 0
- 2022, Sierpień33 - 0
- 2022, Lipiec35 - 4
- 2022, Czerwiec38 - 0
- 2022, Maj29 - 0
- 2022, Kwiecień31 - 0
- 2022, Marzec36 - 3
- 2022, Luty27 - 0
- 2022, Styczeń28 - 0
- 2021, Grudzień31 - 0
- 2021, Listopad23 - 0
- 2021, Październik33 - 0
- 2021, Wrzesień29 - 0
- 2021, Sierpień30 - 0
- 2021, Lipiec29 - 0
- 2021, Czerwiec34 - 4
- 2021, Maj35 - 2
- 2021, Kwiecień26 - 3
- 2021, Marzec37 - 0
- 2021, Luty34 - 1
- 2021, Styczeń38 - 0
- 2020, Grudzień32 - 1
- 2020, Listopad27 - 2
- 2020, Październik29 - 0
- 2020, Wrzesień25 - 0
- 2020, Sierpień23 - 4
- 2020, Lipiec35 - 2
- 2020, Czerwiec33 - 2
- 2020, Maj30 - 2
- 2020, Kwiecień32 - 10
- 2020, Marzec27 - 0
- 2020, Luty30 - 0
- 2020, Styczeń20 - 3
- 2019, Grudzień25 - 4
- 2019, Listopad36 - 4
- 2019, Październik32 - 0
- 2019, Wrzesień28 - 0
- 2019, Sierpień23 - 3
- 2019, Lipiec23 - 0
- 2019, Czerwiec24 - 3
- 2019, Maj29 - 2
- 2019, Kwiecień28 - 3
- 2019, Marzec23 - 0
- 2019, Luty34 - 0
- 2019, Styczeń34 - 5
- 2018, Grudzień29 - 2
- 2018, Listopad31 - 0
- 2018, Październik25 - 1
- 2018, Wrzesień24 - 7
- 2018, Sierpień26 - 3
- 2018, Lipiec27 - 0
- 2018, Czerwiec26 - 3
- 2018, Maj29 - 4
- 2018, Kwiecień27 - 0
- 2018, Marzec34 - 4
- 2018, Luty40 - 1
- 2018, Styczeń35 - 1
- 2017, Grudzień33 - 2
- 2017, Listopad35 - 1
- 2017, Październik26 - 0
- 2017, Wrzesień26 - 2
- 2017, Sierpień25 - 6
- 2017, Lipiec31 - 2
- 2017, Czerwiec23 - 0
- 2017, Maj28 - 4
- 2017, Kwiecień26 - 6
- 2017, Marzec30 - 1
- 2017, Luty21 - 9
- 2017, Styczeń24 - 13
- 2016, Grudzień34 - 3
- 2016, Listopad27 - 2
- 2016, Październik33 - 0
- 2016, Wrzesień23 - 11
- 2016, Sierpień25 - 4
- 2016, Lipiec37 - 3
- 2016, Czerwiec24 - 12
- 2016, Maj33 - 2
- 2016, Kwiecień30 - 19
- 2016, Marzec30 - 6
- 2016, Luty30 - 0
- 2016, Styczeń30 - 15
- 2015, Grudzień33 - 4
- 2015, Listopad16 - 0
- 2015, Październik30 - 3
- 2015, Wrzesień31 - 5
- 2015, Sierpień27 - 19
- 2015, Lipiec31 - 27
- 2015, Czerwiec36 - 7
- 2015, Maj34 - 10
- 2015, Kwiecień24 - 6
- 2015, Marzec30 - 11
- 2015, Luty25 - 7
- 2015, Styczeń28 - 13
- 2014, Grudzień29 - 10
- 2014, Listopad31 - 10
- 2014, Październik25 - 11
- 2014, Wrzesień29 - 6
- 2014, Sierpień28 - 23
- 2014, Lipiec38 - 21
- 2014, Czerwiec30 - 23
- 2014, Maj35 - 8
- 2014, Kwiecień31 - 16
- 2014, Marzec27 - 18
- 2014, Luty30 - 9
- 2014, Styczeń35 - 16
- 2013, Grudzień26 - 5
- 2013, Listopad34 - 7
- 2013, Październik32 - 11
- 2013, Wrzesień29 - 10
- 2013, Sierpień40 - 5
- 2013, Lipiec18 - 10
- 2013, Czerwiec26 - 12
- 2013, Maj25 - 17
- 2013, Kwiecień25 - 21
- 2013, Marzec24 - 10
- 2013, Luty30 - 4
- 2013, Styczeń38 - 1
- 2012, Grudzień25 - 4
- 2012, Listopad29 - 0
- 2012, Październik31 - 7
- 2012, Wrzesień29 - 7
- 2012, Sierpień31 - 8
- 2012, Lipiec34 - 33
- 2012, Czerwiec35 - 20
- 2012, Maj36 - 10
- 2012, Kwiecień30 - 13
- 2012, Marzec27 - 29
- 2012, Luty42 - 39
- 2012, Styczeń42 - 20
- 2011, Grudzień28 - 5
- 2011, Listopad30 - 3
- 2011, Październik34 - 4
- 2011, Wrzesień57 - 26
- 2011, Sierpień55 - 14
- 2011, Lipiec41 - 24
- 2011, Czerwiec55 - 18
- 2011, Maj57 - 36
- 2011, Kwiecień52 - 21
- 2011, Marzec50 - 3
- 2011, Luty29 - 5
- 2011, Styczeń3 - 0
- 2010, Listopad12 - 1
- 2010, Październik32 - 0
- 2010, Wrzesień43 - 1
- 2010, Sierpień3 - 0
it outsourcing
Wpisy archiwalne w kategorii
z Gosią
Dystans całkowity: | 33009.82 km (w terenie 2079.60 km; 6.30%) |
Czas w ruchu: | 1986:22 |
Średnia prędkość: | 17.36 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.20 km/h |
Suma podjazdów: | 53110 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 159 (85 %) |
Suma kalorii: | 315060 kcal |
Liczba aktywności: | 688 |
Średnio na aktywność: | 51.66 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
11.10 km
0.00 km teren
00:28 h
23.79 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg
nocą
Czwartek, 13 sierpnia 2015 · dodano: 14.08.2015 | Komentarze 0
Po Gosię, momentami jadąc w okolicy lasów zimno, szybko spadła temperatura.Dane wyjazdu:
392.00 km
0.00 km teren
16:30 h
23.76 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Focus Cayo 4.0
Na pączki do Gdyni
Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 4
- pamiętasz te ciepłe pączki które jedliśmy kiedyś w Gdyni?- jasne, że pamiętam, od dwóch lat mnie tam zabierasz...
Tak mniej więcej brzmiała nasza rozmowa jakieś 3 tygodnie temu. Rysuję więc trasę, rzucam propozycję Jankowi i informuję o planach Mariusza. Janek jest chętny, ale gmin by po drodze trochę nazbierał, więc modyfikuję trasę pod niego, dorzucając jeszcze Mierzeję Wiślaną. Z planowanych trzech stówek robią się cztery, ale co za różnica...wyjazd ma być typowo turystyczny, z zapasem czasu przed powrotem, zdjęciami, plażą i tak dalej. Mieliśmy jechać tydzień temu, ale pogoda przeszkodziła, teraz już Gosia była tak zdesperowana, że nawet i pod wiatr by pojechała...Na szczęście tym razem pogoda kształtuje się idealnie,początkowo pod lekki wiatr, w nocy flauta. Również Mariusz ma możliwość wyjazdu, zaliczyć ma gminy na południe od Olsztyna i dołączyć do naszej trasy.
Po powrocie z pracy zmieniam rower, pakuję kanapki zrobione przez Gosię i o 14.30 ruszamy. Droga znana na pamięć, z pierwszej setki jedyny fakt warty odnotowania to mały wypadek który się Jankowi przytrafił. Mianowicie. We wsi Dąbrówka pod koła wyleciał nam pies. Ja jechałem z przodu i bardziej po lewej, Janek bliżej pobocza, Gosia za nami. Pies był tak głupi że rzucił się prosto pod koła, przednim go przejechał, ale tylnym już niestety nie, szlif...dobrze że szybko wtedy nie jechaliśmy. Pies z piskiem uciekł, właściciela oczywiście nie ma, a w leżącym na asfalcie rowerze wybucha dętka zrywając oponę z obręczy. Do tej pory zastanawiam się jaka była tego przyczyna. Gosia pomaga Jankowi opatrzyć rany, ja zajmuję się w tym czasie zmianą gumy i po kilku minutach ruszamy dalej. Dobrze że skończyło się tylko na potłuczeniach i rower nie ucierpiał.
W międzyczasie ustalamy z Mariuszem swoją pozycję, powinniśmy być w tym samym czasie i faktycznie tak jest. Jesteśmy jakieś 5 minut wcześniej, na ustalonym punkcie pod sklepem w Sorkwitach. Dosyć długi popas, głownie za sprawą kolejki...piwo, wóda, kiełbasa...co ci ludzie robią z wolnym czasem :) Chwilę po wyjeździe wjeżdżamy na "eskę", jest zakaz oczywiście, ale jadę tędy już 4 czy 5 raz, poza tym to tylko jakieś 20 km. Krótka przerwa na stacji benzynowej na wizytę w WC i zjeżdżamy na lokalne drogi. Niewielki fragment nieciekawej nawierzchni, ale widzę w oczach małżonki wyrzuty...gminy...uspokajam ją że to tylko chwilowo... :) Robi się chłodno, aby do Dobrego Miasta... Tam stajemy na Orlenie, ubieramy się, tankujemy bidony, za stojak z płynami do spryskiwaczy wpada latarka Małgosi. Żeby to odsunąć to trza wszystko wyjąć, mieliśmy więc nawet trochę siłowni po drodze...wyjęte, włożone...ruszamy.
Teraz jest już super. Świeci księżyc, cykają świerszcze, wiatru nie ma, tylko my i droga, do tego całkiem niezła, a od Ornety do Pasłęka wręcz idealna (jechałem już nią w tym roku) Po drodze jesteśmy parę metrów od domu Roberta Janika, ale po co go niepokoić po nocy...W Pasłęku kończy mi się woda, jedziemy kawałek w stronę Orlenu, ale jest to jakieś 2 kilometry po bruku...nie !!!, Gosia dzieli się swoimi zapasami, do Elbląga niedaleko, tam staniemy na dłużej. Starą "7" do Elbląga, długa wizyta na stacji LOTOS, hot-dog, herbata, w środku ciepło, aż się nie chce ruszać, ale trzeba...bo zaczyna do snu mulić. Zaliczamy rynek i kierujemy się na ostatni fragment trasy.
Zaczyna świtać, na horyzoncie farmy wiatraków, dookoła płasko a licznik pokazuje wysokości ujemne. Ciężko mi się tam jechało, jak to zawsze rano, Gosia też marudzi że umawiała się na 300, które zaraz mija, a mety nie widać...gminy...eh te wasze gminy...Krynicę Morską odpuszczamy, wjeżdżając tylko za granicę gminy, tak samo wizytę nad morzem. Jedyny widok wody to zatoka w Kątach Rybackich, ogólnie mierzeja nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, ale w sumie nie byłem wszędzie, może za lasem jest na co popatrzeć. Na prom w Świbnie nie czekamy długo, w sam raz aby się rozebrać, bo słoneczko miło przygrzewa. Dalej już typowo miejska jazda, światła, DDR-y, przystanki na fotki, jednym słowem - turystyka. Na plaży w Gdyni jesteśmy około 10tej, zostawiam tam Janka i Gosię a z Mariuszem ruszamy dalej, On do domu, ja po bilety na pociąg.
Potem chwila odpoczynku dla mnie, nabrzeże, wizyta u celu podróży czyli w Pączusiu i oczekiwanie na pociąg na dworcu.
Podsumowując kolejne testy przed GMRDP.
1. Spodenki. Pojadę w CCC, ze wszystkich jest mi w nich najwygodniej.
2. Zamiast akumulatorów zabrałem do zasilania dakoty baterie GP Super alkaline (po obejrzeniu testu), działały krócej niż Eneloopy, ale będę ich używał, żeby całego stada akumulatorów ze sobą nie ciągnąć.
3. Założyłem nowo zakupioną wiatrówkę Castelli, moją porwała Gosia na pierścieniu i niestety nie spisała się dobrze. Pod spodem widoczne były krople potu, czego nigdy w starej nie miałem.
Przed wyjazdem za sugestią
zdjęcia
Zaliczone gminy: Sztutowo, Krynica Morska, Sopot
Dane wyjazdu:
29.70 km
0.00 km teren
01:28 h
20.25 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg
Podwieczorek z Gosią
Wtorek, 7 lipca 2015 · dodano: 08.07.2015 | Komentarze 0
Gdy wróciłem z młodym znad jeziora (nie ma to jak 300 metrów od domu mieć plażę) zadzwonił Tomek z zapytaniem czy mam klucz do kaset i bacik pożyczyć i czy mógłbym jutro do pracy zabrać. Odpowiedziałem że mam i że do pracy nie przywiozę tylko dostaniesz za dwadzieścia minut osobiście. Ubraliśmy się, cel na początek jest, więc ruszamy na MTB, bo miałem ochotę na las. Gosię bolał trochę poobijany tyłek i przeszlifowane na pierścieniu kolano, więc z lasu nic nie będzie, tylko asfalty. Wspólnie (Tomek na szosówce) jedziemy do Zded, czyli do końca asfaltu i wracamy do domu. Tempo emeryckie, temperatura w końcu przyjemna, wiatr zdechł, ruch zerowy więc możemy jechać we trójkę obok siebie gadając. Kategoria z Gosią
Dane wyjazdu:
607.90 km
0.00 km teren
23:21 h
26.03 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Pierścień Tysiąca Jezior
Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 07.07.2015 | Komentarze 7
Do bazy w Świękitach docieramy w piątek po południu wspólnie z Darkiem i Mariuszem, rozbiajmy obóz i idziemy tradycyjnie do rzeki. Każdej edycji towarzyszy upał, tak jest i tym razem więc chwila w chłodnej wodzie daje przyjemne orzeźwienie. Wieczorne rozmowy ze znajomymi, nauczony doświadczeniem z Maratonu Podróżnika piwa nie piję wcale, za to oprócz wody osuszam jeszcze literek soku pomidorowego. Względnie wcześnie idziemy spać, w nocy budziłem się bardzo często, było wręcz zimno, ale pomimo pobudki przed szóstą jestem w miarę wypoczęty. Na niebie oczywiście lampa już świeci...Przygotowania do wyjazdu lecą bardzo szybko i na odjazd za wozem strażackim nie zdążamy, ale nie ma co się spieszyć, bo nasz start zaplanowany jest dopiero na 8.30. Plan jest prosty - jadę spokojnie tempem Gosi, czekam na Mariusza (startuje 5 minut po mnie) i Darka (10 minut po mnie) i jedziemy dalej razem. Chcę, o ole to możliwe dojechać rano, po cichu liczę na złamanie 24h, ale bez jakiejkolwiek presji, najważniejsze żeby nie trafić drugiego dnia na palące słońce.
Od czasu wyjazdu z bazy do startu wypijam jeszcze litra izotonika, dobrze że jest gdzie bidon uzupełnić, 8.30 wybiła, więc lecimy, od początku sami, tak jak w założeniach. Tradycyjny bruk po kilku kilometrach, my go doskonale znamy, ale sporo osób miało tam ciekawe przygody wpadając nań z czterema dyszkami na liczniku. Do Lidzbarka droga kiepska, ale nie ma co narzekać, bo wiem że będzie gorzej, spokojny przejazd przez miasto, Gosia jedzie tu trzeci raz ale dopiero teraz widziała zamek :) Kawałek za miastem dochodzi nas Mariusz z jeszcze jednym gościem. Tempo trochę wzrasta, patrzę na Gosię, jeszcze się trzyma, ale ma mówić jak tylko będzie za ciężko. Ta chwila nadchodzi na którejś z kolei górce, zatrzymujemy się, oddaję jej swoją wiatrówkę (zapomniała dać na przepak), buziak na drogę i jedziemy dalej we trójkę aż do Reszla. Parę minut na punkcie zeszło, bo dojechał Darek więc czekamy aż się oporządzi i ruszamy we trójkę, tu ostatni raz widzę Gosię, która własnie dojechała. Pilnuję się z piciem bardzo, mam założenie takie że dobrze jest wtedy kiedy chce mi się sikać.
Za Reszlem robię sikustop po raz trzeci !!!, a to dopiero 90-ty kilometr. Tempo wzrasta, chciałem dogonić tych którzy z punktu przed nami ruszyli, ale żadnego z tego pożytku nie było, bo ci których doszliśmy okazali się dużo wolniej jadący od nas. Mijamy Kętrzyn, zaczyna już mocno smażyć, a że wiatr pomaga i droga jest idealna moje zmiany są szybkie. Darkowi też tempo pasuje, ale Mariusz niestety odstaje, czekamy, ale w końcu podejmujemy decyzję o rozstaniu. Dalej we dwójkę bardzo sprawnie do drugiego PK, na plaży w Harszu. Zjadam chyba z 6 czy 7 kawałków arbuza, na chwilę do jeziora się opłukać i zamoczyć głowę, pakuję prowiant. Dojeżdża spora grupa, Mariusza w niej nie ma, a od Piotrka dowiaduję się że z Gosią chwile jechali, ale za Kętrzynem odpadła (oby tylko na Silec skręciła modlę się po cichu bo jedzie bez jakiejkolwiek nawigacji)
Ruszamy jakieś 2 minuty po Wojtku, którego doganiamy przed Jakunówkiem. Kolejny fragment kiepskiej drogi, Wojtek gubi bidon, a potem lotnisko aż do Gołdapi, fajnie jedziemy po zmianach. W międzyczasie dzwoni żaba z zapytaniem o drogę - jest przed Kruklankami, czyli nie tak wcale daleko. Na PK w Gołdapi spotykam sporą grupę znajomych, chciałbym z nimi jechać dalej, ale oni ruszają a my dopiero przyjechaliśmy. Znowu kilka kawałków arbuza, dwa pomidory (świetny pomysł !!!), gdy powoli zbieramy się do drogi dojeżdżają Wilk i Kot. Zanim ruszyłem dupę z cienia Marzena już była w drodze...
Zawsze po tym jak ruszam sprawdzam dla pewności czy wszystko gra. Obmacałem kieszonki, patrzę na rower, a tam brak bidonów...dobrze że to tylko jakieś 100 metrów :) Gonię kolegów i jedziemy dalej. Pora coraz późniejsza, powinno być chłodniej, ale jest wręcz przeciwnie. Wiatr umilkł, las daleko od drogi więc zero cienia, zaczynam polewać głowę wodą i chwilowo dale to ulgę, z tym że trwa ona może minutę. Turlamy się do Rutki-Tartak już sporo wolniej, Wojtek ma też kryzys, ja też specjalnie dobrze się tam nie czułem. Już przed Gołdapią zaczynały mnie parzyć stopy, ale teraz jest już tragedia. Zjazd spod wiatraków w Wiżajnach z kapitalnym widokiem na okolicę, jeszcze kilka obrotów korbą i jesteśmy w Rutce. Koledzy właśnie zaczynają jeść, byli tutaj tylko kilka minut przed nami. Zdejmuję buty, zimna podłoga przyjemnie chłodzi, pyszny żurek i bułka, poprawiam zimnym pomidorowym, na tyłek maść chłodząca (cóż za cudowny wynalazek !!!!) i przeżywam reset.
Rutka Climb. Podjeżdżałem ją kilka razy, chyba najsztywniejszy szosowy podjazd w okolicy 100 km od domu jaki znam. Dziś wchodzi jak w masło. Robi się chłodniej, jest nas 9 lub 10 osób, asfalt może nie idealny, ale dobrze się po nim jedzie. Prędkość zdecydowanie wyższa niż ostatnio i można w peletonie trochę odpocząć. Droga do Sejn nie była długa, a rozmowa z kolegami tak ją uprzyjemniła, że "po chwili" usłyszałem z czyichś ust "- oooo. Już Sejny". PK za Bazyliką, posiedzieliśmy chwilę tocząc rozmowy w miłym towarzystwie dziewczyn i zachwycając się cudownym działaniem chłodzącej maści :)
Droga do Augustowa to bajka, lecimy dwójkami, porządne zmiany, znienawidzone słońce potrafi jednak zachwycić czerwienią zachodu. Na punkt wjeżdżamy już w sporej szarówce. Jest dobrze, choć po zejściu z roweru bolą kolana. Zabawiliśmy długo, prawie godzinę, ale było warto. Dwa razy rosołek z makaronem i kotlet, cieszę się że tak dobrze dziś jedzenie wchodzi. Przygotowania do nocnej jazdy rękawki, nogawki (zapowiada się chłodna noc, będzie z 15 stopni chłodniej niż w dzień), o światło się nie martwię , bo jedyne co zrobić mam to nacisnąć włącznik na "pilocie".
Przez miasto jedziemy inaczej niż pokazuje ślad, w ten sposób unikamy bruku i pijanych imprezowiczów (ktoś z jadących miał jakieś zatargi z ludźmi tamże). Odległość do Wydmin dzielimy na pół odliczając drogę do stacji Orlen w Olecku. Kawa i koleje naście minut przystanku zamiast pobudzić przymuliły towarzystwo i jedziemy sporo wolniej. Postanawiam jechać z chłopakami do końca, jest miła atmosfera, czas szybciej płynie, a jazda poniżej swoich możliwości już na BBT spowodowała brak dolegliwości kolanowych. Przed Wydminami widać już zalążek rozpoczynającego się nowego dnia, wiem już że z mojego planu dojazdu jeszcze w porannym chłodku nic nie będzie, będę się smażył po raz drugi. PK w Wydminach wzorowo zorganizowany, szkoda tylko że pan serwisant nie miał pedałków, Tomek jechał większość trasy z połamanym jednym pedałkiem. Po zupce, kawce i kolejnej porcji chłodziwa ruszamy dalej.
Oj ciężko ten kawałek szedł...na liczniku marne dwadzieściakilka...może by tak jechać jednak szybciej?? Zaraz zasnę !!! Ziewam, w myślach śpiewam, gówno to daje, na niebie coraz jaśniej, a muli okropnie, taka pora...Obudziła nas dopiero droga do Rynu, chyba każdy się nieźle naklął na nią, bo to jeden z dwóch najgorszych fragmentów na trasie. Fajne górki na krajówce do Rynu, w końcu postanawiam się odmulić i końcówkę przed Mrągowem pojechałem mocniej łapiąc na koło jedynie Grześka. Jest chwila po 6-tej, w zeszłym roku byłem tu o 10-tej. Zeszło kolejne pół godziny o ile nie więcej. Rozbieram się, dwa gorące kubki dobrze mi zrobiły, jem kilka bułeczek i biorę spore zapasy na drogę bo jestem głodny, na koniec poczułem zew natury i tym razem chłopaki musieli na mnie czekać.
Tempo dalej marne, większość jest już wypompowana, po 7-mej jest już naprawdę ciepło, całe szczęście sen odpuścił. Stan asfaltów znałem i wiedziałem że im bliżej Dobrego Miasta tym będzie gorzej, parę łat położono od zeszłego roku ale to kropla w morzu...Dopada mnie mega ssanie, zjadłem 2 banany, ciastka, żelki i 3 batoniki, czyli wszystko co miałem, do następnego punktu niedaleko, a mi się przeraźliwie jakiejś mąki chce...bułki, ciatska, cokolwiek... Były banany i arbuzy...Ehh. Korzystam z pobliskiego jeziora, daję ulgę stopom, bo po nocnej przerwie zaczynają znowu parzyć, moczę głowę i koszulkę i ruszamy na ostatnie pięć dych.
Coraz więcej górek, coraz gorsze drogi, coraz cieplej, choć całe szczęście słonko lekko białymi chmurkami rozproszone. Kwintesencja ostatniej części to 10-centymetrowa wstążka asfaltu na środku drogi, z zeżartymi poboczami. Łapię doła, zaczyna mi się kręcić w głowie i jadę momentami zupełnie nieświadomie na autopilocie, próbuję odmulić się na podjeździe z serpentyną, ale nie pomaga. Tak jak na każdym wyjeździe powolne znikanie kilometrów w końcówce, w końcu osiągamy Dobre Miasto, a stąd już tylko rzut beretem. Na mecie jesteśmy o 11.25.
Po cichu liczyłem na lepszy wynik, gdybym startował w innej grupie to kto wie...choć z drugiej strony często gdy jest mocna jazda płacę za to bólem kolan. Teraz było pod tym względem super. Cały czas odczuwałem coś w lewym kolanie, ale nie bolało, a co ciekawe intensywniejsze było nie podczas kręcenia, a po zejściu z roweru. Pewnie za sprawą dużo lżejszego kasku nie miałem najmniejszych problemów z karkiem - jak nigdy. Najbardziej obawiałem się bólu w krzyżu, całe szczęście ćmiło trochę, ale spokojnie dało się jechać prostując się przy każdej nadarzającej się okazji. Test Luxos'a pozytywnie zakończony, jestem pod wrażeniem i wiem że zakup prądnicy to strzał w przysłowiową dychę. Najgorzej ucierpiały stopy (od temperatury) i nadgarstki (od dziur), ale następnego dnia już po problemach nie ma śladów.
Zdjęć po drodze nie robiłem, trasę znam na pamięć, w niektórych miejscach byłem kilka razy rowerem. Kilka swoich i nie swoich wrzucam tu
Odnośnie Gosi to trzymała się dzielnie i w 100% założenia spełniła. Dużo odpoczynków, mnóstwo wody i jazda swoim tempem. Na metę dotarła po 20-tej, 9 godzin po mnie, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Najważniejsze że dokonała tego sama, ciągnąc po drodze na kole chłopaków i zaliczając szlifa na asfalcie. Szacun wielki żabciu :)
Dane wyjazdu:
106.40 km
0.00 km teren
04:09 h
25.64 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Focus Cayo 4.0
Augustów
Niedziela, 28 czerwca 2015 · dodano: 30.06.2015 | Komentarze 0
Weekend szczelnie wypełniony różnymi pracami i atrakcjami i już wydawało się że na rower czasu nie będzie. Udało się jednak wszystko tak poukładać i przede wszystkim zorganizować transport, maksymalny czas powrotu do domu - 11.00.Ruszamy trochę po 6tej, cieplutko, słońca brak, wiatru niby też - a jednak coś tam w twarz wieje. W tamtą stronę sprawnie, tylko hopki w okolicach Kalinowa jak zwykle Małgosi ciężko wchodzą. W mieście pusto, cały tranzyt przeniósł się na nową ósemkę, więc jedziemy rowerem tam, gdzie wcześniej się nie dało, odbijamy na Sejny i spory kawałek, aż do ul. Turystycznej. Tam dosyć kiepską drogą wzdłuż torów (pierwszy raz mam okazję widzieć dworzec kolejowy) docieramy do Yacht Clubu. Parę minut nad jeziorkiem, fajne miejsce na cypelku, cisza, spokój (choć pewnie z racji młodej godziny). Na przejazd w stronę Raczek nie mamy już czasu, zresztą Gosia chce jeszcze na chwilę do sklepu. Powrót już ciężki, górki wchodzą zdecydowanie ciężej niż rano (piszę o małżonce), to nie był dobry dzień...
P1000J zapowiada się ciężko, formy brak, a w upale Gosia ma zawsze problemy. Czwarty raz w Świękitach i znowu upał i wiatr w ryj - tak z prognoz wynika...

Augustów. Jezioro Białe© dodoelk

Yacht Club oficerski© dodoelk

Pomnik poświęcony JP2© dodoelk
Dane wyjazdu:
11.20 km
0.00 km teren
00:36 h
18.67 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Focus Cayo 4.0
testy dwa
Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 30.06.2015 | Komentarze 0
Dzień był imprezowy, strzeliłem tylko jednego browarka, więc wieczorkiem, po zmroku można było wyskoczyć wreszcie na test oświetlenia. To tego założyłem nową skorupę na głowę.Elektrownia w rowerze chodziła mi po głowie od dwóch lat. Na krótkie wypady, jedno - dwu- nockowe lepszą opcją jest latarka i wiezienie ze sobą "nabojów", ale na GMRDP oraz planowane w przyszłości dłuższe kilkudniowe wyjazdy trzeba mieć prąd ze sobą.
Przed zakupem sporo testów w internecie widziałem i wybrałem sobie B&M LUXOS U oraz SP PV-8. Zamówiłem też do tego lekką obręcz DT, aby choć w minimalnym stopniu zrównoważyć cięższą wagę koła (piasta - 150g vs 390g). Na dostawę czekałem prawie miesiąc, koło przyszło z kompletnie nienaciągniętymi szprychami (więc na MP już nie zabierałem), reklamacja, dalej bije góra/dół, pozostał więc niezawodny Darek :)
Test.
Lampka świeci super, ma bardzo dobry rozkład światła, oświetla boki a skupia się tam gdzie trzeba, czyli kilka metrów przed kołem. W porównaniu do GREG'owej 800-lumenowej latarki wypada oczywiście słabiej, na cuda nie ma co liczyć, ale do jazdy z prędkością 30 km/h spokojnie wystarczy nawet po dziurawych drogach.
Opór.
Wg. pomiarów i wykresów w necie opór przy wyłączonym poborze prądu to niecały 1W, natomiast gdy światło się pali opór wzrasta do jakichś 7 W, sprawność SP PV-8 jest bardzo przyzwoita i wynosi 72%.
USB.
Nie testowałem jeszcze.
Na głowę założyłem nowy kask, bo w stary już mocno wyeksploatowany i uszkodzony wewnątrz był. Nowa skorupa duuuuużo lżejsza, lepiej się na głowie trzyma, tylko z tyłu mnie coś uwiera, przy zapięciu. Mam nadzieję że zmniejszona waga wpłynie na gól karku podczas jazdy.
Przy okazji stwierdzam że muszę coś z BBTourowymi spodenkami zrobić. Kawałek drogi - a w kolanach wyjazd czuję !!! Wina leży w ściągaczach na dole, albo je odpruję albo przetnę żeby zmniejszyć ucisk, bo reszta jest wygodna (no może troche za mocno napięte szelki)
Dane wyjazdu:
23.70 km
0.00 km teren
01:02 h
22.94 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg
Podwieczorek z Gosią
Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 0
Po kolejnym opadzie w końcu trzeba dupę z domu ruszyć, najwyżej zmokniemy... Jako że jest dosyć późno to tylko na jakąś godzinkę. Bez celu - więc Regiel, jeżdżę tu codziennie prawie, ale jeszcze nie zbrzydło :)Ostatecznie nie padało, a nawet słonko oślepiało, ot - pogoda jak w marcu...
Kategoria z Gosią
Dane wyjazdu:
21.10 km
0.00 km teren
01:02 h
20.42 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg
Podwieczorek z Gosią
Środa, 10 czerwca 2015 · dodano: 11.06.2015 | Komentarze 0
Wyskoczyliśmy na chwilę, będąc już na klatce schodowej przypomniałem sobie o SMS w sprawie odbioru paczki z paczkomatu - więc był powód. Omijając promenadę przez SSSE do Mrozów, w stronę Regla, potem Szeligi a na koniec singiel wzdłuż wąskotorówki.Dane wyjazdu:
28.40 km
0.00 km teren
01:24 h
20.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg
Podwieczorek z Gosią
Niedziela, 7 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 0
Rano nie dało sie iść na rower, gdy sie zbieraliśmy zaczęło kropić. Olewamy i jedziemy. Promenada pusta, potem kierunek Lipińskie, w lesie spotykamy Radka i spory kawałek razem. Pomimo deszczu całkiem miło się jechało.Dane wyjazdu:
22.20 km
0.00 km teren
01:18 h
17.08 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg