KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
392.00 km 0.00 km teren
16:30 h 23.76 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Na pączki do Gdyni

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 4

- pamiętasz te ciepłe pączki które jedliśmy kiedyś w Gdyni?
- jasne, że pamiętam, od dwóch lat mnie tam zabierasz...

Tak mniej więcej brzmiała nasza rozmowa jakieś 3 tygodnie temu. Rysuję więc trasę, rzucam propozycję Jankowi i informuję o planach Mariusza. Janek jest chętny, ale gmin by po drodze trochę nazbierał, więc modyfikuję trasę pod niego, dorzucając jeszcze Mierzeję Wiślaną. Z planowanych trzech stówek robią się cztery, ale co za różnica...wyjazd ma być typowo turystyczny, z zapasem czasu przed powrotem, zdjęciami, plażą i tak dalej. Mieliśmy jechać tydzień temu, ale pogoda przeszkodziła, teraz już Gosia była tak zdesperowana, że nawet i pod wiatr by pojechała...Na szczęście tym razem pogoda kształtuje się idealnie,początkowo pod lekki wiatr, w nocy flauta. Również Mariusz ma możliwość wyjazdu, zaliczyć ma gminy na południe od Olsztyna i dołączyć do naszej trasy.

Po powrocie z pracy zmieniam rower, pakuję kanapki zrobione przez Gosię i o 14.30 ruszamy. Droga znana na pamięć, z pierwszej setki jedyny fakt warty odnotowania to mały wypadek który się Jankowi przytrafił. Mianowicie. We wsi Dąbrówka pod koła wyleciał nam pies. Ja jechałem z przodu i bardziej po lewej, Janek bliżej pobocza, Gosia za nami. Pies był tak głupi że rzucił się prosto pod koła, przednim go przejechał, ale tylnym już niestety nie, szlif...dobrze że szybko wtedy nie jechaliśmy. Pies z piskiem uciekł, właściciela oczywiście nie ma, a w leżącym na asfalcie rowerze wybucha dętka zrywając oponę z obręczy. Do tej pory zastanawiam się jaka była tego przyczyna. Gosia pomaga Jankowi opatrzyć rany, ja zajmuję się w tym czasie zmianą gumy i po kilku minutach ruszamy dalej. Dobrze że skończyło się tylko na potłuczeniach i rower nie ucierpiał. 

W międzyczasie ustalamy z Mariuszem swoją pozycję, powinniśmy być w tym samym czasie i faktycznie tak jest. Jesteśmy jakieś 5 minut wcześniej, na ustalonym punkcie pod sklepem w Sorkwitach. Dosyć długi popas, głownie za sprawą kolejki...piwo, wóda, kiełbasa...co ci ludzie robią z wolnym czasem :) Chwilę po wyjeździe wjeżdżamy na "eskę", jest zakaz oczywiście, ale jadę tędy już 4 czy 5 raz, poza tym to tylko jakieś 20 km. Krótka przerwa na stacji benzynowej na wizytę w WC i zjeżdżamy na lokalne drogi. Niewielki fragment nieciekawej nawierzchni, ale widzę w oczach małżonki wyrzuty...gminy...uspokajam ją że to tylko chwilowo... :) Robi się chłodno, aby do Dobrego Miasta... Tam stajemy na Orlenie, ubieramy się, tankujemy bidony, za stojak z płynami do spryskiwaczy wpada latarka Małgosi. Żeby to odsunąć to trza wszystko wyjąć, mieliśmy więc nawet trochę siłowni po drodze...wyjęte, włożone...ruszamy. 

Teraz jest już super. Świeci księżyc, cykają świerszcze, wiatru nie ma, tylko my i droga, do tego całkiem niezła, a od Ornety do Pasłęka wręcz idealna (jechałem już nią w tym roku) Po drodze jesteśmy parę metrów od domu Roberta Janika, ale po co go niepokoić po nocy...W Pasłęku kończy mi się woda, jedziemy kawałek w stronę Orlenu, ale jest to jakieś 2 kilometry po bruku...nie !!!, Gosia dzieli się swoimi zapasami, do Elbląga niedaleko, tam staniemy na dłużej. Starą "7" do Elbląga, długa wizyta na stacji LOTOS, hot-dog, herbata, w środku ciepło, aż się nie chce ruszać, ale trzeba...bo zaczyna do snu mulić. Zaliczamy rynek i kierujemy się na ostatni fragment trasy.

Zaczyna świtać, na horyzoncie farmy wiatraków, dookoła płasko a licznik pokazuje wysokości ujemne. Ciężko mi się tam jechało, jak to zawsze rano, Gosia też marudzi że umawiała się na 300, które zaraz mija, a mety nie widać...gminy...eh te wasze gminy...Krynicę Morską odpuszczamy, wjeżdżając tylko za granicę gminy, tak samo wizytę nad morzem. Jedyny widok wody to zatoka w Kątach Rybackich, ogólnie mierzeja nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, ale w sumie nie byłem wszędzie, może za lasem jest na co popatrzeć. Na prom w Świbnie nie czekamy długo, w sam raz aby się rozebrać, bo słoneczko miło przygrzewa. Dalej już typowo miejska jazda, światła, DDR-y, przystanki na fotki, jednym słowem - turystyka. Na plaży w Gdyni jesteśmy około 10tej, zostawiam tam Janka i Gosię a z Mariuszem ruszamy dalej, On do domu, ja po bilety na pociąg.

Potem chwila odpoczynku dla mnie, nabrzeże, wizyta u celu podróży czyli w Pączusiu i oczekiwanie na pociąg na dworcu.

Podsumowując kolejne testy przed GMRDP. 
1. Spodenki. Pojadę w CCC, ze wszystkich jest mi w nich najwygodniej.
2. Zamiast akumulatorów zabrałem do zasilania dakoty baterie GP Super alkaline (po obejrzeniu testu), działały krócej niż Eneloopy, ale będę ich używał, żeby całego stada akumulatorów ze sobą nie ciągnąć.
3. Założyłem nowo zakupioną wiatrówkę Castelli, moją porwała Gosia na pierścieniu i niestety nie spisała się dobrze. Pod spodem widoczne były krople potu, czego nigdy w starej nie miałem.

Przed wyjazdem za sugestią Hipka obniżyłem minimalnie (1-2 mm) siodełko, podczas jazdy czułem ścięgno za lewym kolanem, ale po odpoczynku już mnie nie bolało, tak jak podczas dwóch ostatnich wyjazdów. Zaczynałem czuć, rozciągałem, przechodziło. Tyłek trochę obity, ale otarć zero. Dalej używać będę tylko sudocremu. Kark dał się we znaki tylko lekko na początku, nadgarstki czułem, taki dystans spokojnie wytrzymałem, ale na dłuższym będzie dużo gorzej. Dwa razy dakota mi się wyłączała (Mariusz ma ten sam problem), to już kolejny taki przypadek, po sezonie wysyłam do reklamacji.

zdjęcia


Zaliczone gminy: Sztutowo, Krynica Morska, Sopot
Kategoria z Gosią, >300



Komentarze
dodoelk
| 08:08 wtorek, 4 sierpnia 2015 | linkuj Jak widać pomogło, po dwóch ostatnich wyjazdach gdy wysiadałem z pociągu po godzinnym odpoczynku bolały mnie ścięgna z tyłu kolana. Utrzymywało się to potem przez kilka dni. Tym razem zero, dziś (wtorek - 50 km przed pracą) dalej zero dolegliwości. U mnie nawet taka minimalna jest odczuwalna - dlatego nie chciałem wtedy siodła demontować.
mxdanish
| 14:56 poniedziałek, 3 sierpnia 2015 | linkuj :) pomogło chociaż to obniżenie? 1-2 mm to niemalże zerowa korekta i na kąty pracy stawów wpływ ma minimalny.
dodoelk
| 14:24 poniedziałek, 3 sierpnia 2015 | linkuj nie bądź taki pamiętliwy...
mxdanish
| 13:57 poniedziałek, 3 sierpnia 2015 | linkuj Kurcze do samochodu to rower musiał być nie ruszony a teraz siodełko sobie obniżyłeś?? :P:P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa enzes
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]