KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
607.90 km 0.00 km teren
23:21 h 26.03 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Pierścień Tysiąca Jezior

Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 07.07.2015 | Komentarze 7

Do bazy w Świękitach docieramy w piątek po południu wspólnie z Darkiem i Mariuszem, rozbiajmy obóz i idziemy tradycyjnie do rzeki. Każdej edycji towarzyszy upał, tak jest i tym razem więc chwila w chłodnej wodzie daje przyjemne orzeźwienie. Wieczorne rozmowy ze znajomymi, nauczony doświadczeniem z Maratonu Podróżnika piwa nie piję wcale, za to oprócz wody osuszam jeszcze literek soku pomidorowego. Względnie wcześnie idziemy spać, w nocy budziłem się bardzo często, było wręcz zimno, ale pomimo pobudki przed szóstą jestem w miarę wypoczęty. Na niebie oczywiście lampa już świeci...

Przygotowania do wyjazdu lecą bardzo szybko i na odjazd za wozem strażackim nie zdążamy, ale nie ma co się spieszyć, bo nasz start zaplanowany jest dopiero na 8.30. Plan jest prosty - jadę spokojnie tempem Gosi, czekam na Mariusza (startuje 5 minut po mnie) i Darka (10 minut po mnie) i jedziemy dalej razem. Chcę, o ole to możliwe dojechać rano, po cichu liczę na złamanie 24h, ale bez jakiejkolwiek presji, najważniejsze żeby nie trafić drugiego dnia na palące słońce.

Od czasu wyjazdu z bazy do startu wypijam jeszcze litra izotonika, dobrze że jest gdzie bidon uzupełnić, 8.30 wybiła, więc lecimy, od początku sami, tak jak w założeniach. Tradycyjny bruk po kilku kilometrach, my go doskonale znamy, ale sporo osób miało tam ciekawe przygody wpadając nań z czterema dyszkami na liczniku. Do Lidzbarka droga kiepska, ale nie ma co narzekać, bo wiem że będzie gorzej, spokojny przejazd przez miasto, Gosia jedzie tu trzeci raz ale dopiero teraz widziała zamek :) Kawałek za miastem dochodzi nas Mariusz z jeszcze jednym gościem. Tempo trochę wzrasta, patrzę na Gosię, jeszcze się trzyma, ale ma mówić jak tylko będzie za ciężko. Ta chwila nadchodzi na którejś z kolei górce, zatrzymujemy się, oddaję jej swoją wiatrówkę (zapomniała dać na przepak), buziak na drogę i jedziemy dalej we trójkę aż do Reszla. Parę minut na punkcie zeszło, bo dojechał Darek więc czekamy aż się oporządzi i ruszamy we trójkę, tu ostatni raz widzę Gosię, która własnie dojechała. Pilnuję się z piciem bardzo, mam założenie takie że dobrze jest wtedy kiedy chce mi się sikać.

Za Reszlem robię sikustop po raz trzeci !!!, a to dopiero 90-ty kilometr. Tempo wzrasta, chciałem dogonić tych którzy z punktu przed nami ruszyli, ale żadnego z tego pożytku nie było, bo ci których doszliśmy okazali się dużo wolniej jadący od nas. Mijamy Kętrzyn, zaczyna już mocno smażyć, a że wiatr pomaga i droga jest idealna moje zmiany są szybkie. Darkowi też tempo pasuje, ale Mariusz niestety odstaje, czekamy, ale w końcu podejmujemy decyzję o rozstaniu. Dalej we dwójkę bardzo sprawnie do drugiego PK, na plaży w Harszu. Zjadam chyba z 6 czy 7 kawałków arbuza, na chwilę do jeziora się opłukać i zamoczyć głowę, pakuję prowiant. Dojeżdża spora grupa, Mariusza w niej nie ma, a od Piotrka dowiaduję się że z Gosią chwile jechali, ale za Kętrzynem odpadła (oby tylko na Silec skręciła modlę się po cichu bo jedzie bez jakiejkolwiek nawigacji)

Ruszamy jakieś 2 minuty po Wojtku, którego doganiamy przed Jakunówkiem. Kolejny fragment kiepskiej drogi, Wojtek gubi bidon, a potem lotnisko aż do Gołdapi, fajnie jedziemy po zmianach. W międzyczasie dzwoni żaba z zapytaniem o drogę - jest przed Kruklankami, czyli nie tak wcale daleko. Na PK w Gołdapi spotykam sporą grupę znajomych, chciałbym z nimi jechać dalej, ale oni ruszają a my dopiero przyjechaliśmy. Znowu kilka kawałków arbuza, dwa pomidory (świetny pomysł !!!), gdy powoli zbieramy się do drogi dojeżdżają WilkKot. Zanim ruszyłem dupę z cienia Marzena już była w drodze...

Zawsze po tym jak ruszam sprawdzam dla pewności czy wszystko gra. Obmacałem kieszonki, patrzę na rower, a tam brak bidonów...dobrze że to tylko jakieś 100 metrów :) Gonię kolegów i jedziemy dalej. Pora coraz późniejsza, powinno być chłodniej, ale jest wręcz przeciwnie. Wiatr umilkł, las daleko od drogi więc zero cienia, zaczynam polewać głowę wodą i chwilowo dale to ulgę, z tym że trwa ona może minutę. Turlamy się do Rutki-Tartak już sporo wolniej, Wojtek ma też kryzys, ja też specjalnie dobrze się tam nie czułem. Już przed Gołdapią zaczynały mnie parzyć stopy, ale teraz jest już tragedia. Zjazd spod wiatraków w Wiżajnach z kapitalnym widokiem na okolicę, jeszcze kilka obrotów korbą i jesteśmy w Rutce. Koledzy właśnie zaczynają jeść, byli tutaj tylko kilka minut przed nami. Zdejmuję buty, zimna podłoga przyjemnie chłodzi, pyszny żurek i bułka, poprawiam zimnym pomidorowym, na tyłek maść chłodząca (cóż za cudowny wynalazek !!!!) i przeżywam reset.

Rutka Climb. Podjeżdżałem ją kilka razy, chyba najsztywniejszy szosowy podjazd w okolicy 100 km od domu jaki znam. Dziś wchodzi jak w masło. Robi się chłodniej, jest nas 9 lub 10 osób, asfalt może nie idealny, ale dobrze się po nim jedzie. Prędkość zdecydowanie wyższa niż ostatnio i można w peletonie trochę odpocząć. Droga do Sejn nie była długa, a rozmowa z kolegami tak ją uprzyjemniła, że "po chwili" usłyszałem z czyichś ust "- oooo. Już Sejny". PK za Bazyliką, posiedzieliśmy chwilę tocząc rozmowy w miłym towarzystwie dziewczyn i zachwycając się cudownym działaniem chłodzącej maści :)

Droga do Augustowa to bajka, lecimy dwójkami, porządne zmiany, znienawidzone słońce potrafi jednak zachwycić czerwienią zachodu. Na punkt wjeżdżamy już w sporej szarówce. Jest dobrze, choć po zejściu z roweru bolą kolana. Zabawiliśmy długo, prawie godzinę, ale było warto. Dwa razy rosołek z makaronem i kotlet, cieszę się że tak dobrze dziś jedzenie wchodzi. Przygotowania do nocnej jazdy rękawki, nogawki (zapowiada się chłodna noc, będzie z 15 stopni chłodniej niż w dzień), o światło się nie martwię , bo jedyne co zrobić mam to nacisnąć włącznik na "pilocie".

Przez miasto jedziemy inaczej niż pokazuje ślad, w ten sposób unikamy bruku i pijanych imprezowiczów (ktoś z jadących miał jakieś zatargi z ludźmi tamże). Odległość do Wydmin dzielimy na pół odliczając drogę do stacji Orlen w Olecku. Kawa i koleje naście minut przystanku zamiast pobudzić przymuliły towarzystwo i jedziemy sporo wolniej. Postanawiam jechać z chłopakami do końca, jest miła atmosfera, czas szybciej płynie, a jazda poniżej swoich możliwości już na BBT spowodowała brak dolegliwości kolanowych. Przed Wydminami widać już zalążek rozpoczynającego się nowego dnia, wiem już że z mojego planu dojazdu jeszcze w porannym chłodku nic nie będzie, będę się smażył po raz drugi. PK w Wydminach wzorowo zorganizowany, szkoda tylko że pan serwisant nie miał pedałków, Tomek jechał większość trasy z połamanym jednym pedałkiem. Po zupce, kawce i kolejnej porcji chłodziwa ruszamy dalej.

Oj ciężko ten kawałek szedł...na liczniku marne dwadzieściakilka...może by tak jechać jednak szybciej?? Zaraz zasnę !!! Ziewam, w myślach śpiewam, gówno to daje, na niebie coraz jaśniej, a muli okropnie, taka pora...Obudziła nas dopiero droga do Rynu, chyba każdy się nieźle naklął na nią, bo to jeden z dwóch najgorszych fragmentów na trasie. Fajne górki na krajówce do Rynu, w końcu postanawiam się odmulić i końcówkę przed Mrągowem pojechałem mocniej łapiąc na koło jedynie Grześka. Jest chwila po 6-tej, w zeszłym roku byłem tu o 10-tej. Zeszło kolejne pół godziny o ile nie więcej. Rozbieram się, dwa gorące kubki dobrze mi zrobiły, jem kilka bułeczek i biorę spore zapasy na drogę bo jestem głodny, na koniec poczułem zew natury i tym razem chłopaki musieli na mnie czekać.

Tempo dalej marne, większość jest już wypompowana, po 7-mej jest już naprawdę ciepło, całe szczęście sen odpuścił. Stan asfaltów znałem i wiedziałem że im bliżej Dobrego Miasta tym będzie gorzej, parę łat położono od zeszłego roku ale to kropla w morzu...Dopada mnie mega ssanie, zjadłem 2 banany, ciastka, żelki i 3 batoniki, czyli wszystko co miałem, do następnego punktu niedaleko, a mi się przeraźliwie jakiejś mąki chce...bułki, ciatska, cokolwiek... Były banany i arbuzy...Ehh. Korzystam z pobliskiego jeziora, daję ulgę stopom, bo po nocnej przerwie zaczynają znowu parzyć, moczę głowę i koszulkę i ruszamy na ostatnie pięć dych.

Coraz więcej górek, coraz gorsze drogi, coraz cieplej, choć całe szczęście słonko lekko białymi chmurkami rozproszone. Kwintesencja ostatniej części to 10-centymetrowa wstążka asfaltu na środku drogi, z zeżartymi poboczami. Łapię doła, zaczyna mi się kręcić w głowie i jadę momentami zupełnie nieświadomie na autopilocie, próbuję odmulić się na podjeździe z serpentyną, ale nie pomaga. Tak jak na każdym wyjeździe powolne znikanie kilometrów w końcówce, w końcu osiągamy Dobre Miasto, a stąd już tylko rzut beretem. Na mecie jesteśmy o 11.25.

Po cichu liczyłem na lepszy wynik, gdybym startował w innej grupie to kto wie...choć z drugiej strony często gdy jest mocna jazda płacę za to bólem kolan. Teraz było pod tym względem super. Cały czas odczuwałem coś w lewym kolanie, ale nie bolało, a co ciekawe intensywniejsze było nie podczas kręcenia, a po zejściu z roweru. Pewnie za sprawą dużo lżejszego kasku nie miałem najmniejszych problemów z karkiem - jak nigdy. Najbardziej obawiałem się bólu w krzyżu, całe szczęście ćmiło trochę, ale spokojnie dało się jechać prostując się przy każdej nadarzającej się okazji. Test Luxos'a pozytywnie zakończony, jestem pod wrażeniem i wiem że zakup prądnicy to strzał w przysłowiową dychę. Najgorzej ucierpiały stopy (od temperatury) i nadgarstki (od dziur), ale następnego dnia już po problemach nie ma śladów.

Zdjęć po drodze nie robiłem, trasę znam na pamięć, w niektórych miejscach byłem kilka razy rowerem. Kilka swoich i nie swoich wrzucam tu

Odnośnie Gosi to trzymała się dzielnie i w 100% założenia spełniła. Dużo odpoczynków, mnóstwo wody i jazda swoim tempem. Na metę dotarła po 20-tej, 9 godzin po mnie, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Najważniejsze że dokonała tego sama, ciągnąc po drodze na kole chłopaków i zaliczając szlifa na asfalcie. Szacun wielki żabciu :)



Kategoria >300, z Gosią



Komentarze
blasiaczek
| 16:25 piątek, 10 lipca 2015 | linkuj Gratuluję kolejnego ukończonego P1000J:) Żałuję, że w tym roku mnie zabrakło...
Kot
| 18:44 środa, 8 lipca 2015 | linkuj Super relacja, fajnie się czytało. Miło było się spotkać z Tobą i Gosią. Do następnego! :)
Bury | 18:25 środa, 8 lipca 2015 | linkuj Super relacja.. Dzięki za "nocne gatki" :) najszybsza noc w tym roku :)
wilk
| 14:15 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj Wreszcie porządna szczegółowa relacja, którą z chęcią można poczytać ;))
Gratulacje, na paru punktach się przelotnie mijaliśmy.

@Sierra
Miej litość dla ludzi i daj sobie spokój z tymi "bikerami" bo tego się czytać nie da...
Bikerzy - to z angielskiego są motocykliści, którzy z rowerzystami poza dwoma kołami nie mają nic wspólnego. Polski język jest piękny, i znajdziesz w nim sporo lepsze określenia, nie trzeba takiej tandety importować z zachodu ;)).

A co do twardzieli z Elbląga - to nasz kolega z Warszawy wsiadł w nocy z piątku na sobotę w samochód, dojechał nim do Reszla, po nieprzespanej nocy ruszył na trasę maratonu, przejechał 462km na góralu z załadowanymi sakwami na oponach 2,25, po czym kolejną nocą z soboty na niedzielę znowu wracał samochodem z Reszla. Tak więc w tym wyścigu na twardość to jednak Warszawa prowadzi ;))
Mariobiker1973
| 10:46 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj Wielkie gratulacje :)
Hipek
| 09:07 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj Gratulacje!

I, wstyd przyznać, ale nie wiedziałem, który to Ty jesteś. Przez chwilę mi się wydawało, ale jak teraz zobaczyłem zdjęcie na fejsie, to widzę, że chyba nie.
sierra
| 08:03 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj Paweł, pewnie się widzieliśmy w piątek na przed maratonowym rozprowadzeniem... a co do ilości gałek, to Ebowscy Bikerzy są twardzi, a dowodem udział Dwóch Naszych Wymiataczy na trochę wylajtowanych "góralach" ;) ... znaczy się na raz (poprzedni rekord pobity ;)
Oczywiście GRATULUJĘ wyniku w tej prawie tropikalnej aurze :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ylisz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]