KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189391.06 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.60 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:1636.20 km (w terenie 60.00 km; 3.67%)
Czas w ruchu:68:41
Średnia prędkość:23.82 km/h
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:45.45 km i 1h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
30.40 km 0.00 km teren
01:15 h 24.32 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 20.06.2015 | Komentarze 0

Godzinka przed pracą (znów miało być dłużej, ale chęć na sen wygrała). Piękne słonko, asfalty mokre, wiatr słaby - ogólnie rześko :) Okrążam Ełckie, w Chruścielach pozdrawiam kolegów pakujących rowery do auta. Jadą gdzieś na maraton MTB, nawet nie wiem gdzie, przestałem się tym tematem wogóle interesować odkąd z nimi nie jeżdżę. Potem promenada (fajnie bo pusto) i przez Zatorze do pracy. W drodze powrotnej wiozę w ręku nowe kółko które wreszcie jest porządnie zaplecione. Nie wiem tylko kiedy będzie możliwość testu, bo pogoda się niestety nie zapowiada, a i czasu na nic dłuższego nie ma.


73,1 (2) 71,0
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
17.90 km 0.00 km teren
00:45 h 23.87 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Piątek, 19 czerwca 2015 · dodano: 19.06.2015 | Komentarze 0

Ależ mam niechcica ostatnio...Niby spałem tyle co zawsze, a trzy razy budzik przestawiałem. Chęć była na jakieś 1,5 h, czasu starczyło tylko na trasę nad jeziorem w lekkim opadzie (od razu inne powietrze) i prawie bez wiatru. Kolano dalej dokucza.
W drodze powrotnej już regularny deszcz (a cały dzień nie padało...) i wiaterek się pojawił...brrrr...zimno.

72,8 (0) 72,0
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
18.80 km 0.00 km teren
00:48 h 23.50 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Czwartek, 18 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 0

Rani krótko bo sen dusił, potem las, Szyba, promenada. Mocno dmucha, pochmurno, nogi mientkie po wczorajszej jeździe.  Rano dokuczało trochę lewe kolano, na powrocie dla odmiany prawe.

72,7 (2) 72,0
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
101.20 km 0.00 km teren
03:30 h 28.91 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

wieczorno-nocna setka z Dariem

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 0

Darek zaproponował wyjazd w tygodniu, tak aby trochę nocnej jazdy zaliczyć. Lukam w pogodę i odpisuję - środa. Domowe obowiązki w miarę ogarnięte, chłopcy już na tyle duzi że mogą zostać sami (choć miałem po drodze telefon o jakichś zgrzytach), zbieram się szybko i przed 20 startujemy. Tym razem na lekko, przepakowuję niezbędny sprzęt do plecaka, żadnych ubrań nie biorę oprócz tego co mam na sobie.

Początek leniwy, 11go Listopada rozkopane (zresztą pół miasta w remoncie), jakoś się przebiliśmy i w okolicach zjazdu do Bartosz zaczynamy jechać normalnie. Noga kręci niesamowicie, są świetne warunki bo nie wieje wcale (widać "lusterka" na mijanych jeziorach) a temperatura wynosi 18 stopni. Zmiany co 5 km, w sam raz aby się nie zarżnąć i móc odpocząć, choć gdyby była jeszcze jedna - dwie osoby byłoby idealnie. Średnia cały czas rośnie, na liczniku co i raz 4 dychy, na zjeździe przed j. Ublik Mały postanawiam zobaczyć ile się uda...dokręcając cały czas udaje się wycisnąć marne 53,3 km/h (w sobotę było 68 km/h bez kręcenia i mus było hamować). Po skręcie z krajówki w Kąpie zapalamy światło (średnia 31,1), od teraz już spokojniej, częściej obok siebie niż w pociągu i tak aż do domu. Czas leci szybko na rozmowie, jedyny minus jest taki że są miejsca z bardzo zimnymi masami powietrza, ależ ciągnęło po nogach...już tylko jakaś dyszka na termometrze.

W sobotę kiedy ja mierzyłem się z upałem i górami kolega przejechał po trasie P1000J z Kruklanek do Wydmin, podobno mocno pogorszyła się nawierzchnia pomiędzy Szypliszkami a Sejnami (w zeszłym roku szału nie było, ale nie pamiętam abym jakoś specjalnie tą drogę przeklinał), ale są też fragmenty nowych asfaltów. 

Przy okazji ustanowiłem życiówkę w dniu kiedy normalnie szedłem do pracy - ponad 160 km :)

Kategoria >100


Dane wyjazdu:
64.60 km 3.00 km teren
02:31 h 25.67 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 0

Do pracy na 9tą więc jest czas na małe conieco. Znów zakładam pasek celem obserwacji pulsu, w planie jest trochę mocniejsza niż zazwyczaj jazda. Znowu nie mogę się wbić na wyższe tętno gdy depczę mocniej, a jadąc normalnie staram się trzymać trochę powyżej 130 bpm. 

Całkiem miło dziś, ponad dyszka na termometrze przed 7mą, wiatr słaby ale upierdliwy, mam wrażenie że cały czas przeszkadza. 




74,4 (2+1+2) 71,9
Kategoria >50, dom/praca


Dane wyjazdu:
34.60 km 1.00 km teren
01:16 h 27.32 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Podwieczorek

Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 1

Ogarnąłem się z pracami domowymi i wyskoczyłem na godzinkę. Zabrałem pulsometr sprawdzić jak się będzie dziś organizm zachowywał. Zrobiłem sobie kilometrową TT na leśnej autostradzie, tętno nie dobiło nawet do 160, a uda już zaczynały palić. 

Mus się także za wagę wziąć, zrzuciłem zimowe kilogramy w lutym i znowu sobie pofolgowałem z jedzeniem (czyli jem co chcę, kiedy chcę i ile chcę), waga oczywiście powoli i systematycznie pnie się w górę. Tak jak po każdym większym wyjeździe wracam duuuużo cięższy, bo po gwałtownej utracie masy podczas wysiłku, następnego dnia organizm próbuje uzupełniać te straty (i właśnie zazwyczaj wychodzi z nawiązką). Wszystko siedzi w głowie, muszę nad tym jakoś zapanować.
Kategoria <50


Dane wyjazdu:
23.90 km 0.00 km teren
01:03 h 22.76 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 0

Budzik dzwonił wcześniej, ale dałem sobie pospać, nadrabiając zaległości. Z powodu braku czasu już na nic się nie mogłem porwać, więc tylko promenada i Regiel. Ja pierdzielę jak zimno. Ze skrajności w skrajność, jakieś 6 stopni tylko. Dobrze że miałem rękawice...
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
19.90 km 0.00 km teren
00:53 h 22.53 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Podwieczorek

Poniedziałek, 15 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 0

Ostatnie dwie noce prawie nie przespane, po maratonie jakieś 2 h tylko, w drodze do domu też w sumie do kupy może ze 2h by wyszło. Pospałem trochę po południu, a potem trzeba było się ruszyć. Dawno mnie tak zimny wiatr nie radował, toż to balsam dla moich spalonych przedramion. Promenada i Regiel. Nie mogło być tak w sobotę?
Kategoria <50


Dane wyjazdu:
24.70 km 0.00 km teren
01:06 h 22.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

powrót do Krakowa

Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 0

Wracam wspólnie z Jackiem (Turystą), posiedziałem trochę na pełnym ludzi Rynku, pociąg spóźniony o 45 minut. Pospałem w sumie może ze 1,5-2 h po drodze. Przesiadka w Działdowie.

Kategoria <50


Dane wyjazdu:
302.80 km 0.00 km teren
13:01 h 23.26 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maraton Podróżnika

Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 4

Startuję w drugiej grupie, o 8.05. Na początek przejazd przez Kraków, sporo świateł, na każdym postoju czuć palące słońce. Jedzie mi się świetnie, przed startem ostrym zjadłem wafelka, porozciągałem się i po kilku minutach ruszmy. Grupa się porwała, cały czas hopki po 7-8%, ale krótkie. Kończą mi się płyny, krzyczę na chłopaków że staniemy na minutkę, ale koledzy pomknęli dalej. Została ze mną Monika i kilka dobrych km jedziemy razem. Gdy na zjeździe w Łapanowie przestrzeliliśmy skręt, nawróciliśmy, trafiamy na grupę gdzie jedzie Wigor. Można trochę w peletonie odpocząć. Pierwszy konkretniejszy podjazd za Tarnawą mnie niestety zabił. Żar z nieba okrutny, w pewnym momencie pulsometr pokazał 185, a moje max jak do tej pory tętno to 182. Wystraszyłem się strasznie, odpocząłem trochę, dysząc jak parowóz, skończyłem podjazd, dogoniłem grupę. Na zjeździe tętno nie spada poniżej 140, tak źle jeszcze nigdy nie było. Robimy kolejny pit stop, w Limanowej. Obok sklepu jest apteka, kupuję magnez, bo zaczynają się skurcze, wciągam od razu trzydniową dawkę. Do tego zimny lodzik. Jest ciut lepiej, ale kolejna góra jest jeszcze gorsza, nie jest wcale stroma, nie brakuje mi siły, ale skurcze coraz częściej, non stop zadyszka. Tutaj już pilnuję bardzo pulsometru, gdy dobija do stu siedemdziesięciu kilku zatrzymuje się i odpoczywam, grupa mi ucieka, lepiej na chwilę zejść z roweru niż na zawsze z tego świata. Podjazd zaliczam z trzema czy czterema odpoczynkami. Czy to wogóle ma sens??

Muszę odpocząć, na liczniku ciut ponad 100 km, a ja mam straszne skurcze, zawroty głowy, jakieś mroczki przed oczami, a na jedzenie nie mogę patrzeć. Wiem już, że dziś nic z tego nie będzie, myślę czy nie zawrócić póki jeszcze blisko. Ostatecznie położyłem się na przystanku na kilka minut, przemysłem sytuację i postanawiam jechać na pierwszy PK. Kolejne uzupełnienie bidonów, wciskam w siebie drożdżówkę powstrzymując się cudem przed wymiotami. Gdy idę siknąć widzę ze mocz jest pomarańczowy. Czad. Wypiłem coś koło 5 litrów, a jestem skrajnie odwodniony, żar z nieba jest tak okrutny, że nie jestem w stanie ubytków uzupełnić. Skurcze łapią cały czas, cale szczęście nie mocno i krótko. Magnez łykam co chwilę, blister połykam tak jak małe dziecko paczkę żelków :). Wzdłuż Dunajca niezły wmordewind, cale szczęście po płaskim, doganiam dwójkę ludzi aby powieźć się im trochę na kole, ale za chwilę pękają - czyżby ktoś czuł się jeszcze gorzej ode mnie?. W Krościenku spotykam kolegów z Lublina, z których jeden też ma dość. Miałem jechać już DW969 prosto do Nowego Targu, ale ostatecznie skręcam z kolegami na południe, kolejne podjazdy, kolejne skurcze, kolejne zgony i odpoczynki aby uspokoić serducho. Po co mi to było?? Mogłem jechać prosto, byłoby zdecydowanie lżej...

Wspólnie turlamy się, zaliczając jeszcze jedna wizytę w sklepie, kupuję też krem do opalania, choć przydałby się taki na oparzenia słoneczne, spalone przedramiona mam bardzo. Tutaj też pierwsze pchanie roweru pod górkę, było już za ostro a na stojaka jechać nie chciałem. Docieramy na punkt, chwila w przyjemnym chłodku pozwala wcisnąć w siebie obiad, głodu dalej nie odczuwam. Posiedziałem prawie godzinę, o 17 w końcu zaczęło się robić chłodniej. Siłę do jazdy mam, nawodniłem się tyle ile mogłem, w głowie już się nie kręci, ale perspektywa dalszej jazdy mnie przeraża, co będzie jak na Słowacji zasłabnę?? - chyba lepiej losu nie kusić.

Ruszam sam, walcząc ze skurczami na każdym podjeździe, cale szczęście nie było sztywnych. Tatry widzę, co prawda nie z bliska - innym razem... Dobijam do Krajowki, w Nowym Targu wkładam głowę w fontannę na rynku, cudowne uczucie orzeźwienia i słony smak potu w ustach. Na drodze ruch duży, za miastem spory podjazd a potem świetny zjazd, prędkość dobiła do 68 km/h, więcej już się bałem jechać. Jest lepiej, bo nie kręcąc wcale tętno spada już do 120 (normalnie powinno być około 90, więc potwierdza się to co myślałem - od samej temperatury i niewystarczającego nawodnienia jest +30 uderzeń). W Rabce obserwuję pierwsze pioruny na niebie, słońce chowa się za chmurkę, co za ulga, w końcu jest mniej niż 30 stopni. Kilka minut na Orlenie, bo znowu pusto w bidonach, wciskam w siebie drożdżówkę, ale dalej mam odruch wymiotny. Zastanawiam się jak jechać, czy łatwo krajówką do Krakowa czy odbić w lewo i skończyć maraton po przewidzianej trasie. Jako że jest mi już dużo lepiej decyduję się na trudniejszy wariant. Podjazd na Makowską Górę to mordęga, stawałem kilka razy, kilka razy wpychałem, stromizna taka ze buty ślizgały się po asfalcie prowadząc rower. Zjazd jeszcze bardziej stromy, serpentyny, wąsko, puścisz hamulce na chwilę i od razu 5 dych na liczniku. Obręcze się zagotowały, musiałem chwilę poczekać aż przestygną . Czy ja na pewno dobrze wybrałem?? Po co mi to było??

Patrzę w ekran Garmina czy nie da się pojechać jakoś inaczej, ale droga wydaje się w miarę optymalna. Męczę wiec się dalej, kolejne podjazdy, kolejne skurcze, w międzyczasie robi się ciemnawo, wiec czas się przygotować do nocnej jazdy. W Kalwarii Zebrzydowskiej fajny widok na Zakon na górce, krajówka tylko chwilę i dalej lokalne wąskie dróżki. Do tej pory asfalty były dobre, w końcu się zepsuły, ciężko jechać na latarce po dziurach, tym bardziej na zjazdach. Ustawiam Dakotę na ciągłe podświetlenie, przynajmniej wiem kiedy i w którą stronę będzie skręt. W bidonach znowu sucho, miałem nadzieję że przy DK44 znajdę coś otwartego (było już po 22giej) ale niestety nic, zero. Przy drodze rodzinna nasiadówka, grillik, muzyczka... (ehh czasem się zastanawiam czy nie lepiej byłoby tak czas spędzać :P), wjeżdżam więc na imprezę prosząc o wodę :) Musiałem fajnie wyglądać, jak jakieś egzotyczne zwierzę, bo furorę tam zrobiłem, a na pytanie - "skąd Pan jedzie" - odpowiadam - "z Mazur :), jestem chłop z Mazur". Kilometrów do celu coraz mniej, nawet dosyć szybko znikają, może dlatego że trzeba cały czas trzeba być skupionym. Drogi wąskie, kręte, ciemne - zupełnie inaczej gdy się nocą jedzie Wojewódzką czy Krajową, na której są słupki i pasy na jezdni namalowane - tutaj jedna wielka ciemność poprzecinana wioskami. Ostatnie trzy dyszki przed bazą z bólem lewego kolana, skurcze przeszły (jedynie przy mocniejszym depnięciu coś czułem), niebo co chwila przecinają błyskawice - czy zdążę przed burzą?? może pójdzie bokiem??

Docieram do Bazy o 0.40, wcale nie będąc styrany, tylko to kolano trochę pobolewa, noc do jazdy WYŚMIENITA, ponad dwadzieścia stopni. Na punkcie jest offensive_tomato, którego też upał rozłożył. Wykąpałem się, wypiłem jeszcze litra izotonika, coś tam chyba nawet zjadłem i poszedłem w kimę, choć powracający całą noc uczestnicy pospać nie dali.

kilka zdjęć

Podsumowując. Trasa bardzo ciężka, w normalnych warunkach pewnie podprowadziłbym w kilku miejscach i byłoby OK. Kompletny brak siłowego przygotowania, ale nie ma co się dziwić, zbając o kolana nie mogę mocno deptać w pedały. Wiedziałem że tak niektóre podjazdy mogą się skończyć i nie jest to dla mnie żadną ujmą. Początek był faktycznie dosyć mocny, ale nie wydaje mi się żebym przeszarżował. Piłem cały czas, ale widać że jeszcze za mało, następnym razem  w takich warunkach trzeba się dobrze nawodnić dzień przed i z samego rana. Zdarzało mi się już jeździć w takich upałach kilkukrotnie, ale zawsze były to zdecydowanie mniej górzyste trasy... i nie wiem...chyba żeby ta taka była, to by mnie tak nie odcięło. Będzie z czego wyciągać lekcje w przyszłości.

Acha. Podczas jazdy powiedziałem sobie - "żadnego GMRDP nie jadę", dziś już inaczej myślę - wszak cały rok pod tą jedną imprezę zaplanowałem, ale ostateczna decyzja jeszcze nie jest podjęta.

Zaliczone gminy: Wieliczka, Biskupice, Gdów, Łapanów, Limanowa (obszar wiejski), Limanowa (teren miejski), Łukowica, Kamienica, Łącko, Ochotnica Dolna, Krościenko nad Dunajcem, Czorsztyn, Łapsze Niżne, Bukowina Tatrzańska, Nowy Targ (obszar wiejski), Nowy Targ (teren miejski), Rabka-Zdrój, Lubień, Jordanów (obszar wiejski), Jordanów (teren miejski), Bystra-Sidzina, Maków Podhalański, Budzów, Lanckorona, Stryszów, Kalwaria Zebrzydowska, Wadowice, Brzeźnica, Czernichów, Krzeszowice.
Kategoria >300, zawody