KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189281.93 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.64 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:1806.05 km (w terenie 131.00 km; 7.25%)
Czas w ruchu:76:51
Średnia prędkość:23.50 km/h
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:60.20 km i 2h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
101.50 km 0.00 km teren
03:41 h 27.56 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

kolejny spontan

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 2

Wiedziałem jedno, mam wrócić na 9tą i trasa jakieś 100 km. Planów mnóstwo, ale od przybytku chyba na nic nie mogłem się zdecydować. Nawet podczas jazdy nie wiedziałem co dalej. Wyszło tak:

Przed 5tą zimno, za to tylko lekka bryza, słoneczko przyświeca a na drogach puściej niż w normalną niedzielę. Dlatego pojechałem krajówką do Prostek, czego zazwyczaj nie robię. W Borzymach do 16-tki tak jak biegnie moja treningowa 300, ale że jej ostatnim razem nie ukończyliśmy nie miałem okazji jechać tą drogą jeszcze. Jest znakomita, gładziutki asfalcik, potem już dokręcanie po wioskach i trochę po mieście. Od Kalinowa już się wiaterek rozhulał, ehh mogłem jechać najpierw na zachód gdy jeszcze nie wiało, a tak głowa w dół...

Lusterko to strzał w 10, bardzo szybko się przyzwyczaiłem, na tyle że jadąc na MTB mi go brakuje :) Poza tym sporo ostatnio w dolnym chwycie, wcześniej nie lubiłem, ale chyba wiem czemu - brzuch mi przeszkadzał :) Parę kg mniej i od razu inna jazda :) 




Dane wyjazdu:
29.55 km 0.00 km teren
01:20 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Środa, 18 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 0

Rano jezioro + przy torach, zimno i dalej jakiś taki oklapły jestem. Powrót promenadą, tłumów brak :p
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
23.60 km 0.00 km teren
01:06 h 21.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Wtorek, 17 czerwca 2014 · dodano: 17.06.2014 | Komentarze 0

Tak jak wczoraj, może ciut cieplej. Zmęczony jakiś jestem.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
23.90 km 0.00 km teren
01:04 h 22.41 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · dodano: 17.06.2014 | Komentarze 0

Promenada + Mrozy, powrót promenadą także. Rano zimno, potem już w sam raz.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
116.60 km 100.00 km teren
08:35 h 13.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Mazurskie Tropy - Gietrzwałd

Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 5

Wstaję o szóstej, zaczyna się gwar, cisnę po świeże bułki na śniadanie. Start bardzo późno, o 9tej - oczekiwanie mnie dobija, a na niebie po porannym błękicie i słoneczku ślad już nie pozostał. Na szczęście nie pada. 

Odprawa, rozdanie map, rzut oka na nią i obieramy strategię na północ, a potem przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Okazuje się że nie tylko my taką wybraliśmy, chyba była ona po prostu oczywista.
"2" prostacka, "8" też, "9" schowana w drzewie w alei lipowej (ciekawy pomysł), jedziemy w sporej grupie, ale w zasadzie tylko do punktu. Brzegu jeziora na "4" żeśmy się trochę naszukali, za to na następne jezioro "25" trafiamy w zasadzie bez problemu. "24" także bez historii, w sumie punktów było tyle iż ciężko to teraz przywołać z pamięci. Przed "11" trochę pobłądziliśmy, tyle dróg że ciężko wybrać tą właściwą. Przecinamy DK 16 - 7 PK zaliczone, czyli wszystkie które były po drodze. "3" bez historii chyba, na śladzie nie widać żebyśmy błądzili, za to sporo czasu zeszło na "6", trafiliśmy po raz kolejny i nie ostatni na grupę Dareckiego. Na "7" docieramy przy jakimś gospodarstwie i ujadającym psie (dobrze że za płotem) zjeżdżając ze sporej skarpy nad jezioro, na azymut :) - a w dole przecież jest normalna droga. Jest to punkt żywieniowy, zjadam kilka wafelków i bananów, napełniamy bidony (w sumie na całej trasie wypiłem tylko jakieś 1,5 l - chyba deszcz przez skórę organizm przyswajał :)



Zaraz za punktem spoglądam na licznik, nie widzę go normalnie bo zasłania go mapnik. 44 km przejechane, średnia 14,7 :) czad - średnia z samej jazdy oczywiście, jadąc więcej niż 20 km/h mam już wrażenie że jadę szybko. Widzę że Gosi jest strasznie ciężko, cały czas jest zatkana, pod górki rower wpycha. Kilka razy padał deszcz, szczęśliwie niezbyt wielki, wiatr też z gatunku "morderców" w lesie jest dużo mniej odczuwalny. Ja też mam problem z górkami, łańcuch mi przeskakuje na korbie i te co bardziej strome lub piaszczyste pchamy rowery razem.





Punkt "26" trzeba było zaatakować od północy, tak jak początkowo myślałem, z tym że na mapie kusił przejazd przez rzekę, a w zasadzie strumyk "Młynówkę" bardzo blisko kolejnego punktu. Tutaj trafiamy na innego uczestnika i kawałek jedziemy razem. Przejazdu przez strumyk nie ma niestety, droga się kończy. Kolega daje z buta przez wodę, my zdejmujemy buciory i na spokojnie się przeprawiamy.



Po drugiej stronie kolega oznajmia "że nie ma drogi", ale nie słuchamy się go - i dobrze, bo po chwili przedzierania się po pokrzywach do drogi docieramy. Tylko gdzie ? wygląda na to że powinniśmy być w miejscu punktu mnie więcej... Gosia dała krok do przodu i lampion pojawił się pod naszymi stopami :) Przepust był zarośnięty, ale z brzegu drogi lampion było widać, uff mieliśmy szczęście bo punkt wyjątkowo dobrze ukryty. Powrót przez rzeczkę był zaznaczony na mapie - okazał się ledwie trzymającym się zlepkiem pokrytych mchem desek, ale dało się przejść suchą nogą.



"19" trochę się naszukaliśmy, ale korzystając z tego że jest nas dwoje i mamy telefony poszło sprawnie, PK znalazłem ja.



Kawałek prostej drogi przed nami okazał się brukiem, wiec zamiast odpoczynku była kolejna mordęga. "1" ciężka do znalezienia, sporo się nachodziliśmy, któryś raz z kolei trafiając na Białorusina który twierdzi że punktu nie ma :) Jest, jest - trzeba się tylko nałazić żeby go znaleźć.



Spory kawał do następnego punktu, większość zielonym szlakiem rowerowym, sam punkt "14" to szczyt góry - czad :) jakieś 50 metrów w górę, oczywiście pchamy. Na szczycie okazuje się że punktu nie ma, noszkur..., ale zaraz zaraz, przed nami następny szczyt. Punkt był ostatecznie na trzecim szczycie, wszystkich było pięć. Miejsce czadowe, jedzie się drogą po wierzchołkach, a po obu stronach drogi przepaść :) Znowu trafiamy na Białorusina, z tym że on atakuje punkt z drugiej strony, często zostawia rower i daje z buta dużo więcej niż my. 

Dojazd do "17" już nie w lesie, wieje ostro, dobrze że aktualnie nie pada. Sam staw odnaleźliśmy bez problemu, ale punkt schowany był fachowo. Spora odległość do "22", sam punkt prosty, zerkam na licznik - 75 km i średnia 13,6. Wiadomo już że nie da się wszystkiego zaliczyć. Gosia coraz bardziej zmęczona, a i mnie nie jest lekko, to zdecydowanie najtrudniejsza jazda w terenie do tej pory w życiu. Nie ma wcale gdzie odpocząć podczas jazdy, a na zatrzymanie się szkoda czasu, poza tym momentalnie robi się zimno. Dalej pierwszy raz zdarza się że drogi narysowanej na mapie nie ma, bez sensu pchać po lesie, kawałek wracamy i dajemy następną w lewo i jest OK. Jedziemy na "27", było z górki trochę się zagapiłem, dobrze że zerkam na kompas, kierunek nie pasuje i pod górkę mamy tylko jakieś 200 metrów (a tak fajnie się zjeżdżało i szutrówka taka szeroka była). Ostatecznie przepust znajdujemy, dalej wypatruję skrót we wsi Zezuty, niestety nie ma połączenia pomiędzy gospodarstwami, jedziemy dookoła. Wpadamy na "18", to drugi punkt z wodą, bananami i wafelkami. Wcinam kilka, kilka kolejnych upycham po kieszonkach i zostawiamy zziębnięte dziewczyny same w lesie :) (niestety ognia brak aby rozpalić małe ognisko - a by się bardzo przydało)

Na szczęście jest most na Pasłęce, bardzo urocza rzeczka, mieliśmy okazję się w niej kąpać kilkanaście kilometrów dalej na północ w zeszłym roku i 2 lata temu. Są tutaj ostoje bobrów, mnóstwo zwalonych drzew, niestety zdjęć nie zrobiłem. Następny punkt - "13" za kolejnym strumyczkiem, robię fotkę wąwozu, spotykamy jednego z zawodników z grupy Dareckiego.



Wspólnie szukamy "ambony", metodą "na telefon", tym razem Gosia dzwoni do mnie. Ostro z górki i pod górkę z buta. Kawałek wracamy, kolega pojechał szybciej, ale na "21" znów na niego trafiamy. Tutaj organizator przeszedł samego siebie umieszczając lampion na drzewie - pomysł pierwsza liga, widać go było z 300 metrów, tylko wdrapać się po śliskich od deszczu konarach nie było wcale tak łatwo.



Dojazd na "23" bez problemów nawigacyjnych, za to kolejny raz mieliśmy fuksa za znalezieniem lampionu. Tym razem był nie wysoko jak ostatni, a nisko pod choinką, Gosia znalazła go jak twierdzi - przypadkiem :) Tutaj newralgiczna decyzja - albo jedziemy zebrać 4 punkty w NE części mapy, albo "10", "5" i ewentualnie jeden z czwórki pozostałych. Ja mam się dobrze, natomiast Gosia umiera, widzę że jest rozdarta, czasu jeszcze jakieś 2,5 h, ale sił już brak. I tak jest nieźle, zważywszy na bolącą kostkę, naprawdę wymagający teren, padającą upierdliwą mżawkę i co najgorsze - od 4 dni jest na antybiotykach. Szacun żabciu :)

Odpuszczamy.

Drogą wzdłuż jeziora Sarąg, kawałek pchania, bo droga zarosła :), a obok była całkiem przyzwoita, tylko mnie coś wzięło na jazdę skrótami. Trochę po łące, trawa po pas, widać za mało mokry jeszcze byłem do tej pory, samego punktu nad brzegiem małego jeziorka też się żeśmy naszukali, znalazłem go bo zobaczyłem dziewczynę.



Uff, jeszcze jeden. Na mapie całkiem sensownie wyglądający dojazd do PK "5" okazał się koszmarem. Znowu łąka, droga zarosła głogiem z ostrymi kolcami, ale w trawie widać że ktoś tędy jechał. Wszystko się zgadza, są zabudowania i w końcu jest droga. Kolejny nieźle ukryty lampion, wystarczyłoby spojrzeć nie w tę stronę i nie byłoby go widać.



Dalej mamy już Gietrzwałd po drodze, zaczyna konkretnie padać, Gosia już na "20" nie pojedzie, a dla mnie samemu jest to też bez sensu, ja o miejsce nie walczę, bo gdyby tak było to od początku jechałbym zdecydowanie szybciej, ale przecież przyjechaliśmy tu razem, a chorej żony nie zostawię. Dziurawym asfaltem docieramy do bazy, jakieś 1h i 10 minut przed limitem czasu.









Ogólnie przejechaliśmy asfaltem może 7-8 km, jakieś 40 % trasy "po konwaliach i patyczkach". Mapy COMPASSu - świetne, w zasadzie bardzo aktualnie, praktycznie wszystkie drogi istnieją, ich stan mieliśmy okazję testować, często z buta :) ale tak to jest jak się wybiera najkrótszą trasę. Świetna organizacja, do niczego nie można się przyczepić. Dwudaniowy obiad, oklaski na mecie dla każdego uczestnika, pączki, drożdżówki, piwo, świetne nagrody od sponsorów, doskonała atmosfera i sporo nowopoznanych znajomych. Na 3ciej edycji Mazurskich Tropów po prostu trzeba być.


Gminy: Gietrzwałd, Stawiguda, Olsztynek, Ostróda - obszar wiejski


Kategoria >100, z Gosią, zawody


Dane wyjazdu:
2.60 km 0.00 km teren
00:16 h 9.75 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

to tu to tam po Gietrzwałdzie

Piątek, 13 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 0

Medldujemy się na pustej jeszcze sali gimnastycznej, przebiórka, rowery w dłoń...i...leje. Po drodze też nieźle lało. Wracamy, dwie minuty, słońce smaży :) Za drugim razem już wyjechaliśmy. Wieś urocza, choć wzdłuż i wszerz więcej niż 2 km zrobić się nie dało :) Dużo zadbanych warmińskich budynków, piękny kościół, urocza rzeczka, jednym słowem ślicznie, cicho i spokojnie. 
Organizatorzy przywitali nas chlebem ze smalcem i ogórasem - tego się nie spodziewałem :)














































Dane wyjazdu:
17.60 km 0.00 km teren
00:56 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

test

Czwartek, 12 czerwca 2014 · dodano: 13.06.2014 | Komentarze 0

Krótki wyjazd z Gosią. Wieje niesamowicie, krople fontanny na jeziorze niesione wiatrem docierają aż na W. Polskiego :) 

Gosia jedzie sprawdzić jak się kostka czuje, a ja jak rower się sprawuje. Dobrze że wyjechałem, bo coś z kółkiem od przerzutki było nie tak...


Kategoria <50, z Gosią


Dane wyjazdu:
10.60 km 0.00 km teren
00:30 h 21.20 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

myjnia i paczkomat

Czwartek, 12 czerwca 2014 · dodano: 13.06.2014 | Komentarze 0

Wolne. Dzień serwisu i szykowania rowerów na sobotę.
Kategoria <50


Dane wyjazdu:
411.10 km 0.00 km teren
15:00 h 27.41 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

życiówka solo całkiem niechcący

Środa, 11 czerwca 2014 · dodano: 11.06.2014 | Komentarze 8

Wyjąłem z "szuflady" plan wypadu po gminy bo nadawał się na środowy dzień prawie idealnie. Jadę sam, Gosia jest chora do tego ta kostka...Budzik na 0.00, gdy zadzwonił dałem na 0.30 i o tej porze już wstałem. Zjeść nie dałem rady nic, ale kolacja była obfita więc jeszcze dobrze trzymało:)

Nie ma tak dobrze jak w weekendowym nocnym wypadzie że było zupełnie cicho, dmucha trochę, jest ciepło, bardzo jasno, bo księżyc w pełni. Drogi puste, parę ciężarówek raptem do Pisza minąłem, fajnie bo doświetlają asfalt jadąc z tyłu :) Tempo bardzo spokojne, minęły już czasy, gdy za punkt honoru stawiałem sobie dojazd do Orzysza w czasie niższym niż godzina. Sporo krótkich przystanków, to na siku, na rozciąganie,  na wyjęcie snickersa, wszystko wiozę w dynapaku, nic na plecach z którymi mam niestety problem (całe szczęście na rowerze nic nie boli).







W zasadzie od chwili wyjazdu na niebie widać zaczątki nowego dnia, za Piszem gaszę światło i jakieś 15 km jadę środkiem krajówki bo na osi jezdni nie ma dziur :) tędy nikt nie jeździ :) Przed Kolnem skręcam w lokalne już drogi, jakość przyzwoita, tylko zaczynają się przygody z wałęsającymi się po wsiach psami. Jadąc wzdłuż Pisy oglądam się czekając na wschód słońca, mam jednak pecha, cały czas lasy jakieś na horyzoncie. Gdy znalazłem dogodne miejsce wywęszył mnie kolejny burek, do tego było tam zimno, tak jak to jest z reguły przed świtem. Nicto. Jadę, cyknę później...udało się po jakichś 10 minutach dopiero.







Mijam kolejne wioski, wieje nudą strasznie, dookoła płasko jak na stole, w zasadzie jedyne górki do tej pory to te dwie w Buniakach zaraz po wyjeździe z Ełku. Łąki, krowy, setki krów, a pewnie i tysiące. Jedyne co zasługuje na uwagę to drewniane kościoły z oddzielną dzwonnicą, sporo tradycyjnych chat kurpiowskich i zadziwiająco dobre drogi w gminie Lelis.













Gdzieś tam po drodze był postój w sklepie, była chwila po 6tej więc już otwarte, załapałem się na świeżutkie, ciepłe jeszcze bułeczki. Na drogi w poprzedniej gminie nie narzekałem, natomiast Chorzele i DW 614 to tragedia, odliczanie kilometrów do celu. Kawałek krajówką do Wielbarka, tutaj miałem centralnie pod wiatr, na szczęście nie dusił za mocno, a i na drodze jakiegoś przesadnego ruchu nie było.





Dalej zadziwiająco szeroka droga do Nidzicy, także w fatalnym stanie, może z małymi wyjątkami. Przez moment zastanawiałem się czy przypadkiem nie zaadoptowano jakiegoś lotniska na tę drogę, bo spokojnie 4 pasy by się zmieściły. Przed Nidzicą zaczynają się wreszcie jakieś górki, gdzieś w jakiejś wiosce kolejne dolewanie wody do bidonów, sprawdzam rozkład PKP w telefonie. Czytałem podczas jazdy, w słońcu...wyczytałem 13.55...Powinienem zdążyć utrzymując takie tempo jak dotychczas. Na wjeździe do Nidzicy widać już charakterystyczne wieże zamku, sam zamek oglądam pobieżnie, bo czas leci, fotka z Jagiełłą i lecim dalej.











Sprawdzam po raz kolejny rozkład, tym razem już dokładniej i okazuje się że pociąg jest 13.22, pół godziny wcześniej. Garmin ma opcję "ETA do celu", więc zaczynam ją obserwować i wychodzi że muszę jechać cały czas koło 30 km/h. Biję się cały czas z myślami czy zdążę, co będzie jak nie zdążę...od Jedwabna będzie pod wiatr, bez osłony lasu...W samym Jedwabie też biorę dwa nawroty kręcąc się w okolicy skrzyżowania. Ostatecznie odpuszczam. Po pierwsze -  mocną jazdę zaczynałem już odczuwać w kolanach, po drugie - świateł w Olsztynie na dojeździe do stacji kilkanaście, po trzecie co ja bym tam robił 3 godziny ? No w sumie jezior z 10 w mieście mają, to może zrobiłbym sobie plażing :) Już po drodze kalkulowałem, że 3 h czekania i prawie 3 kolejne w pociągu to czas w jakim dojechałbym na kołach do domu. Tak więc robię.




Z dedykacją - wiadomo komu :)

Wracam do poprzedniego tempa, zaczynają się już fajne podjazdy w okolicach Szczytna, wszystko na młynku, bo każdą próbę dociśnięcia czuję w kolanie. W mieście dłuższa przerwa na pizzę, na zwiedzanie już nie miałem chęci, jest trzynasta, żar się z nieba leje.








Tajne więzienie CIA w Polsce, podobno ich nie było...

Ciężko jechać z pełnym brzuchem :) Niestety dosyć ruchliwa krajówka, sporo ciężarówek, na szczęście nie jeżdżą stadami, mam też 60 km non stop w lesie przed sobą aż do Pisza. Na wjeździe do miasta haltuje mnie nieoznakowany radiowóz, podobno jestem pijany :) Wiem nawet kto mnie podpi... łajza jakaś z ciężarówki która mnie na przejeździe kolejowym wyprzedzała, musiałem dać ciut w lewo bo tory były ostro po skosie i jadąc normalnie mógłbym wpaść w szczelinę. Pogadałem z policjantką, a skąd, a dokąd, a że niemożliwe tyle kilometrów na rowerze...Dalej już tak jak rano zaczynałem, bolą mnie dłonie, kark, drętwieją palce u nóg - czyli jest po prostu NORMALNIE, tak jak zawsze. Kładę się na przystanku na jakieś 5 minut, jest lepiej, zaraz mam Orzysz, stąd już wiadomo - nawet na rzęsach dojadę. Na koniec najpiękniejszy obrazek na dziś - było kilka ładnych miejsc po drodze, ale tego nic nie przebije.


home, sweet home :)

zdjęcia
Gminy: Turośl, Kadzidło, Lelis, Chorzele, Wielbark, Janowo, Nidzica, Jedwabno. Co do gmin to dałem ciała, jakoś jedna mi została i szpeci obrazek teraz...
Kategoria >300


Dane wyjazdu:
38.60 km 0.00 km teren
01:37 h 23.88 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Wtorek, 10 czerwca 2014 · dodano: 10.06.2014 | Komentarze 0

Miałem dziś wolny poranek, ale jakoś nie maiłem chęci na rower, dokładniej na dłuższą jazdę. Aby nie siedzieć w domu bezczynnie wybrałem się najpierw zaliczyć podjazd na Mącze, tak jak to będzie na Mazovii. Szału nie ma, ten standardowy jest zdecydowanie bardziej wymagający. Dalej lasem na Szeligi, wymoczyłem nogi, poleżałem na piasku - super, tak jak lubię. Zero ludzi, lekki szum wiatru, smażące słoneczko :) Powrót zgodnie z zapowiedzią - asfaltem.




Kategoria dom/praca