KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189391.06 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.60 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:1452.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:58:17
Średnia prędkość:24.93 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:55.88 km i 2h 14m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
38.10 km 0.00 km teren
01:49 h 20.97 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Poniedziałek, 18 czerwca 2018 · dodano: 19.06.2018 | Komentarze 0

Najpierw na myjnię zmyć wczorajsze bagno z roweru. Już po 7mej było duszno, jadę więc do lasu schować się przed słońcem. Za lasem dodatkowo przemawia fakt, że wczoraj przedzierając się gdzieś przez krzaki zgubiłem okulary. Od rana bolą plecy, trochę mnie wytelepało oraz stłuczone żebra i wielki siniak na ręku. Nabawiłem się pewnie przy przeprawie przez bagno. Nie mam pomysłu na jazdę, wyłączam więc głowę i trzepię wahadło na drodze do nadleśnictwa.

Kategoria <50, dom/praca


Dane wyjazdu:
97.00 km 0.00 km teren
04:41 h 20.71 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Zorientuj się na Ełk

Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 18.06.2018 | Komentarze 0

Jakiś czas temu musiałem wybierać pomiędzy orientacją pod domem a brevetem w Miechowie. Ciągnie i tu i tu, ale ostatecznie zostaję na miejscu. Mieliśmy jechać we trójkę, Gosię wyeliminowała ręka, a Marka impreza rodzinna. Nicto - pojadę sam.

Na starcie zjawia się jednak Marek, ma trochę czasu, więc początek pojedziemy wspólnie. Punkty należy zaliczać w kolejności, co zwalnia trochę z myślenia, trzeba jedynie wybrać drogę pomiędzy nimi. Jedynka banalna, w tym roku byłem już tam ze 30 razy, do dwójki poprowadził Marek. Ja nie miałem pojęcia o ścieżce w lesie omijającej bagna, trochę gimnastyki przy jeździe po patykach, ale i tak szybciej niż drogą. Dalej również łatwo, gubimy się jedynie przy jeziorze Toczyłowo, miałem akurat zagiętą mapę w tym miejscu i za późno się zorientowałem, że trzeba było dać pod górę zamiast ciąć szutrem. A tempo było zacne... W tamtym rejonie największe piaskownice, najgorszy fragment to kopny piach na odkrytym terenie prawie pod Rydzewem. Szybko do Długosz, szybko asfaltem, potem mała skucha (zbyt wczesny skręt) i trafiamy bez pudła na punkt. Kolejny szybki asfalt, znowu do słupa granicznego, Pani na punkcie dolewa mi trochę do bidonu. Dobrze że jestem pierwszy, bo reszta raczej nic nie dostanie, niestety organizator nie wpadł na pomysł dostarczenia wody na trasę. Kolejny raz przy jeziorze, bo tak jest trasa ułożona, łatwa '8", na dojeździe do "9" już jestem mocno wypruty. Głęboki piach w Dąbrowskich (tutaj musiałem trochę pchać) i czuję że mam dość. Ujechałem się fest, w nogach ponad 60 km, dobrze że Marek zaraz odbija do domu, bo nie wytrzymałbym dłużej. Rozdzielamy się i daję już sam na dwunastkę. Po przekroczeniu torów zaczyna się najtrudniejsza część trasy. ..no może pomijając pobliskie punkty

Każda do tej pory impreza na orientację posiadała oprócz jazdy rowerem elementy przełajowe polegające na pchaniu bicykla po krzakach i jagodach. Nie inaczej było tym razem, pod domem, po lasach zjeżdżonych wzdłuż i wszerz, zdawać by się mogło nic mnie nie zaskoczy. Teraz już wiem czemu nigdy nie byłem w rejonie oczyszczalni ścieków. Na mapie droga jest...nic nowego. W końcu nie da się jechać, prowadzę, robi się grząsko, pcham uparcie nadal oblepiony krwiopijcami na całym ciele. Przede mną rów melioracyjny, za dużo zostawiłem za sobą drogi i sił, aby się teraz cofać. Skaczę. Pierwszy raz w życiu zapadłem się i zacząłem tonąć nie czując gruntu pod nogami. Tylko spokojnie, spokojnie... Rozpłaszczyłem się, udało się złapać rosnącego nieopodal drzewka, drugą ręka chwytając (na szczęście leżący płasko) rower. Ufff, najadłem się strachu co nie miara. Potem przedzieranie się przez maliny, mega skurcze za oba uda i łydki naraz (pierwsza raz mnie coś takiego spotkało) i od tej pory mam już wszystko głęboko w d.... Do mety docieram prawie godzinę przed kolejnym zawodnikiem.












Dane wyjazdu:
27.20 km 0.00 km teren
01:10 h 23.31 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Sobota, 16 czerwca 2018 · dodano: 18.06.2018 | Komentarze 0

Znowu ciepło po kilku chłodniejszych dniach. Pokręciłem się trochę po lesie chowając butelkę wody na jutro, jaka będzie trasa trudno przewidzieć, ale jest spora szansa że akurat tamtędy trzeba będzie jechać. Jest sucho, ale nie ma tragedii. Pogadałem trochę z Markiem odwiedzając Go po drodze (szkoda że jutro nie może jechać) i pojechałem do roboty.

Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
16.40 km 0.00 km teren
00:45 h 21.87 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Piątek, 15 czerwca 2018 · dodano: 16.06.2018 | Komentarze 0

Promenada i po mieście.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
7.70 km 0.00 km teren
00:22 h 21.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Czwartek, 14 czerwca 2018 · dodano: 15.06.2018 | Komentarze 0

Po mokrym rano. Powrót półnapół, ruszałem w deszczu, a pod domem było zupełnie sucho.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
17.40 km 0.00 km teren
00:49 h 21.31 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Środa, 13 czerwca 2018 · dodano: 15.06.2018 | Komentarze 0

Na chwilę do lasu. Zaliczam Szeligi, myślę że będę tu częściej odkąd leży asfalt we wsi.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
41.00 km 0.00 km teren
01:55 h 21.39 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy plus

Wtorek, 12 czerwca 2018 · dodano: 13.06.2018 | Komentarze 0

Mocno wieje, a wczoraj trochę popadało. Idealne warunki na wizytę w lesie, bo dawno mnie tam nie było. Trwają prace na drodze Nowa wieś - Barany, a w Szeligach pojawił się nowiutki asfalt.

Kategoria <50, dom/praca


Dane wyjazdu:
14.20 km 0.00 km teren
00:40 h 21.30 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

na pociąg

Poniedziałek, 11 czerwca 2018 · dodano: 12.06.2018 | Komentarze 0

Do wyboru miałem centrum Gdyni w samotności albo wizytę u Mariusza. Wybrałem to drugie, bo zaraz potem czekało mnie 7 godzin w pociągu bez otwierania gęby. Pogadalim chwilę i pojechałem obserwować ruch na na dworcu Gdynia Główna w oczekiwaniu na swój pociąg.

Kategoria <50


Dane wyjazdu:
544.40 km 0.00 km teren
19:29 h 27.94 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maraton Podróżnika 2018

Sobota, 9 czerwca 2018 · dodano: 12.06.2018 | Komentarze 2

Startuję z pierwszej grupy z planem: jadę swoje, a potem się pod jakiś pociąg podczepię. Od samego początku bardzo dziurawe drogi, trzeba mocno uważać, bo dziur jest tyle, że nie ma szans ich ominąć. Przede mną Olo, z każdą chwilą znika coraz dalej, za mną pustka. Na kawałku dobrej drogi Go jednak dochodzę, ale ewidentnie ma ochotę jechać sam, więc zamieniliśmy tylko słowo i pojechałem dalej. Od startu pilnuję zasady picia co 5 kilometrów, raz elektrolity, raz wodę. W Drawsku Pomorskim jadę jakoś tak dookoła, sam rysowałem ślady pomiędzy punktami kontrolnymi i coś musiało mi się źle kliknąć...Przed Złocieńcem muszę stanąć na siku, to dobrze że na pęcherz ciśnie, bo się nie odwadniam, przy okazji dokładam sudokremu na siedzenie. Słońce coraz bardziej grzeje, pocieszające jest to, że jedziemy praktycznie cały czas przez las. Zatrzymuję się na fotkę nad j. Drawsko i w tym czasie widzę kogoś z tyłu. Wcześnie. Nawet bardzo. Spodziewałem się tego dopiero gdzieś koło setnego kilometra. Podczepiam swój wagonik i jedziemy we czwórkę (521, 525, 538). Chwilę dalej z dużą prędkością mijają nas zawodnicy z czuba, chłopaki nie spawają, ja też uważam że jadą zdecydowanie za szybko (mieli średnią ponad 35km/h) Jedzie mi się bardzo dobrze, szybciej niżbym jechał sam, ale nie aż tak, że zaraz się wybzykam i będę umierał. W Połczynie SMS i wspólnie stwierdzamy, że czas poszukać sklepu, bo wypiłem już wszystko, łącznie z awaryjną półlitrówką wiezioną w kieszonce.

Zimna cola, Big Milk i dwie drożdżówki, z których jedną od razu połykam. Stojąc w kolejce porozciągałem się, z kolanami (odpukać) nic się nie dzieje. Poszło sprawnie, tylko około 10 minut. Robi się coraz goręcej, cały czas często piję, ale już sikać się nie chce. Gdy byliśmy jakieś 2 km od morza zaczęło robić się wyraźnie chłodniej. Temperatura spadła tutaj do 18 stopni, jest wręcz zimno. Stanęliśmy na chwilę podbić esemesowo PK2, gdy ruszaliśmy z tyłu został Szafar wyraźnie wyczerpany upałem. Mnie też niedługo potem dopadają jego skutki, bo gdy tylko od morza odjechaliśmy wskazówka znów wskazywała ponad 30 stopni. Rozglądam się za sklepem, jeszcze kilka łyków zostało, ale chętnie napiłbym się porządnie i butelkę wody wylał na głowę. Niestety wokół pustynia. Taka sklepowa, bo faktycznie dookoła same lasy. Oddech mam bardzo płytki, to źle wróży - muszę odpocząć. Wreszcie widzę przystanek, kolegów już wcześniej informowałem żeby na mnie nie czekali jeśli zniknę. Łykam puszkę coli wiezioną na czarną godzinę i jakieś 10 minut spędzam w pozycji leżącej. Chętnie poleżałbym dłużej, ale nie mam co pić, a do punktu żywieniowego już rzut beretem. Wyprzedza mnie Szafar, ale nie chcę się szarpać żeby go dojść, jadę swoje. W barze na stół od razu ląduje makaron z sosem, ale zanim się za niego zabrałem wypiłem ze 3 kubki coli i tyleż samo wody. Po makaronie pochłaniam jeszcze kilka kawałków arbuza i pomarańczy, pakuję prowiant na drogę i wlewam w siebie tyle wody ile tylko się dało. Zabawiłem w sumie około 25 minut, oddech wrócił do normy, nie ma co przedłużać.

Ruszam sam, Szafar został, chłopaki wyjechali dawno temu. Jestem w szoku jak wiele zdziałał odpoczynek, czuję się tak jakbym dopiero startował. Dobrze było dokąd nie trzeba było z wojewódzkiej zjechać na lokalne drogi. Takiej rzeźni nigdy nie widziałem. Droga powstała pewnie za Gierka i od tamtej pory nikt nic z nią nie zrobił. Same kratery. Nie wiem jak długi był ten odcinek, ale przekleństw padło co nie miara. W nagrodę super zjazd po równym, po czym nastawiam się na kolejną porcję dziur. Kilka minut wcześniej był tu Gavek i wspomniał o tym w relacji. Jacierpiedolę. Jak można wytyczyć maraton po czymś takim? Fullem na szerokich oponach z własnej woli nigdy bym tam nie wjechał. Przed Miastkiem kolejna wizyta w sklepie, wypijam co mi zostało, tankuję do pełna, pamiętając o odkupieniu puszki coli. Robi się chłodniej, jedzie się całkiem przyjemnie, sam się sobie dziwię, że mając trzy stówy w nogach jestem w stanie ciągle tak szybko jechać. Zapomniałem jednak o smarowaniu i niestety lekko dupę obtarłem. Teraz już za późno i ciężko będzie znaleźć sobie wygodną pozycję w siodle. Powoli zaczyna chować się słońce, mocno oślepia, a ja akurat jadę w kierunku zachodnim.

W Szczecinku staję na Orlenie, kolejna cola, tym razem w bidon rozrabiam red speed'a, mając nadzieję że nocą nie będę zasypiał. Gdy ruszyłem spod stacji z roweru odpada lusterko. W mordę. Dobrze że tylko to, bo przy tej ilości dziur mogłyby być większe straty w sprzęcie. Ciężko się przyzwyczaić do jazdy bez, chociaż zaraz będzie ciemno, a nocą zdecydowanie rzadziej się wstecz patrzy. Długi odcinek równej jak stół krajówki, potem zjazd na Borne Sulinowo, szkoda że nocą. Staję na chwilkę wyjąć bułkę, bo coś zaczęło w brzuchu burczeć kiedy minął mnie Szafar. Widziałem po czasach na punktach że jedzie szybko i jest za mną tylko kilka minut, więc w sumie to była tylko kwestia czasu. Pytam się czy mogę się na kole trochę powieźć, sam takiego tempa nie utrzymam, a jak będę miał dość to po prostu zostanę. Jedzie się elegancko, tempo nie jest zabójcze, może uda się tak do końca dojechać...

Stajemy na Orlenie przed Wałczem, miałem ochotę na hot-doga, ale niestety nie mają. Całe szczęście mam w zapasie jeszcze drożdżówkę, którą wciągam popijając kolejną colą. Poleciało sporo czasu, jestem gotowy do dalszej jazdy, ale czekam na Janusza, aby nie jechać sam. Mamy długi fragment DK10 z praktycznie zerowym ruchem, prędkość oscyluje wokół 30 km/h, dawno nocą tak szybko nie jechałem. Tyle tylko, że to nie moja zasługa... Dojeżdża do nas Tomek, jest dużo od nas szybszy, ale postanawia dociągnąć z nami do końca. Jest szansa na bardzo dobry wynik, jeśli nadal utrzyma się tempo i nie dopadnie mnie żaden kryzys. Zaliczam tylko mega głód, zjadłem wszystko co miałem w zapasie (2 bułki, pół paczki Hitów, i ze 4 batoniki). Zaczyna się robić zimno, choć na wyświetlaczu nad drogą widniało że jest 19 stopni. Nie ma się co dziwić, na dużym zmęczeniu odczuwanie temperatury jest zupełnie inne, a jadę cały czas na krótko. Zupełnie jak nie ja... Nie ma tragedii, tyle dam radę znieść, gorzej jest z tyłkiem. Za Reczem chyba najdłuższy podjazd na całej trasie, która była pokroju pagórków takich, jakie mam pod domem. Chwilę potem wstaje słońce, ostatni fragment dziur, takich fest, jak w połowie trasy i o 5.09 dojeżdżamy na metę.

Udało się wykręcić kosmiczny wynik, dawno tak szybko nie jeździłem. Jest to oczywiście nie tylko moja zasługa, gdyby nie Szafar i chłopaki z którymi jechałem w okolicach nadmorskich wynik byłby sporo gorszy. Na trasie praktycznie bez kryzysów, raz tylko naszło mnie tradycyjne "na co mi to wszystko" u schyłku dnia. Cieszę się, że nie było żadnych dolegliwości z kolanami, bo kilka dni przed startem coś się w lewym czaiło. Na trasie ucierpiały przede wszystkim nadgarstki (gdy się tylko dało odpoczywałem na lemondce) i tyłek, ale takie są przecież uroki jazdy po dziurach. Organizacyjnie maraton jak zawsze na najwyższym poziomie, baza bardzo przyjemna, sama trasa także. Gdyby tylko nie było tyle dziur...

kilka fotek







Zaliczone gminy - 26: Dobrzany, Ińsko, Ostrowice, Połczyn-Zdrój, Tychowo, Białogard (obszar wiejski), Świeszyno, Biesiekierz, Będzino, Mielno, Sianów, Polanów, Kępice, Miastko, Bobolice, Biały Bór, Koczała, Przechlewo, Rzeczenica, Czarne, Szczecinek (obszar wiejski), Szczecinek (teren miejski), Borne Sulinowo, Tuczno, Drawno, Recz.
Kategoria >300, zawody


Dane wyjazdu:
25.10 km 0.00 km teren
01:01 h 24.69 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

dojazd na maraton

Piątek, 8 czerwca 2018 · dodano: 12.06.2018 | Komentarze 0

Zapowiedź jutrzejszych dziur

Kategoria <50