KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2019

Dystans całkowity:2378.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:91:12
Średnia prędkość:26.08 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:99.10 km i 3h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
118.50 km 0.00 km teren
04:36 h 25.76 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:żwirek

do/z pracy plus

Czwartek, 6 czerwca 2019 · dodano: 07.06.2019 | Komentarze 0

Miał być dłuższy wypad szosowy ale noc była ciężka, więc odpuszczam. Mam zaległy plan przetarcia szlaku przy torach do Starych Juch.  Z okien pociągu go widać, jest też na OSM, pora to sprawdzić. Przed 6tą już 21 stopni, dziś jednak jest spory wiaterek, ale chyba i tak jest cieplej niż wczoraj. Dotarłem do Juch, ścieżka całkiem fajna, tylko co teraz? Mam ponad dwie godziny a plan zrealizowany. Pozostaje rzeźba. W Grabniku przypominam sobie o fajnych leśnych drogach z setką małych górek i tysiącem zakrętów. Super, do kolejnej powtórki przy najbliższej okazji. Przed miastem odbijam na polną drogę wiodącą drugim brzegiem Ełckiego, cisza, spokój i skwar. Zaczyna mnie boleć głowa, nie mam już zupełnie chęci na rower, siadam na ławce w cieniu i na wietrze. Kilkanaście minut odpoczynku, potem jeszcze las, Szeligi i jadę wcześniej do pracy.

Po południu burza, zrobiło się chłodniej trochę, a że dziś nie mam próby mogę jechać na szosową ustawkę. Tylko że nie mam roweru i za bardzo co zjeść. Nicto, zorganizowałem zupkę chińską, a pojadę stalowym gravelem, może się na kole utrzymam...
Standardowo do Grabnika rozgrzewka, to znaczy 35-38 km/h, na pierwszej górce ogień i zostaję w drugiej grupce. Wiem że i tak zaraz pęknę, więc dociskam mocno na zjeździe, a chwilę potem gdy jest pod górkę wszyscy odchodzą. Na prostym widać że strata niewielka, ale nie ma to sensu, więc jadę swoje. Zerkam na zegarek i postanawiam zjechać tylko z serpentyny za Rantami i wrócić. Tak też czynię, mając ponad trzy dychy solo pod wiatr. 
Aż tak mocno się nie ujechałem, w sumie było krótko i dość szybko odpuściłem. Może jeszcze uda się pojechać w tym roku na ustawkę, najedzonym i na sporo lżejszym rowerze i cieńszych oponach.


20190606064242

Kategoria >50, dom/praca


Dane wyjazdu:
77.10 km 0.00 km teren
03:16 h 23.60 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:żwirek

do/z pracy plus

Środa, 5 czerwca 2019 · dodano: 06.06.2019 | Komentarze 1

Wczoraj miałem mieć wizytę u fizjoterapeuty, niestety została odwołana, a ja spędziłem cały dzień bez roweru. Dziś więc na głodzie.

Przed 6tą przyjemnie, zero wiatru, full lampa i 16 stopni. Te jednak rosną bardzo szybko, już po 7mej jest gorąco, a pod koniec nie miałem siły kręcić. Zaliczyłem Krzywe bo dawno tam nie byłem, fajną szutrówkę przez las i pozwiedzałem trochę Płociczno. 
Powrót po burzy, akurat w centrum nie padało, więc praktycznie po suchym.

IMG-0016

IMG-20190605-071055145

Kategoria >50, dom/praca


Dane wyjazdu:
27.40 km 0.00 km teren
01:10 h 23.49 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:żwirek

do/z pracy

Poniedziałek, 3 czerwca 2019 · dodano: 05.06.2019 | Komentarze 0

Budzik olewam i cisnę jeszcze dobrą godzinę. Trzeba się jednak rozruszać, bo nogi jak kołki. Na zewnątrz jeszcze chłodek, załatwiam sprawę na mieście i jadę na chwilę do lasu. Z kolanami wszystko w porządku, nawet tyłek po kilku minutach przestał protestować.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
561.80 km 0.00 km teren
19:36 h 28.66 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maraton Podróżnika 2019

Sobota, 1 czerwca 2019 · dodano: 03.06.2019 | Komentarze 2

Ruszam w trzeciej grupie o 8.10. Zaraz po starcie formuje się czwórka, którą jedziemy jakieś 100km. Współpraca układa się, chociaż chyba jest trochę za szybko. Przez początkowe 20-30 km tradycyjny dyskomfort w lewym kolanie, potem przechodzi i do końca utrzymuje się tylko w momentach gdy za mocno przyciskam. Na niebie trochę chmur, które niestety znikają i robi się ciepło. Za ciepło. Na tablicy przy drodze pojawia się "Parczew 20" i jest dokładnie tak, jak podczas zbierania gmin z Jankiem sprzed kilku lat. Asfalty pozostawiają dużo do życzenia. Rozpieprza to jazdę na kole i dotychczasowy porządek, dodatkowo zaczyna mnie boleć głowa, brzuch i mam jadłowstręt. Ocho... skądś to pamiętam.

Dociągamy do Włodawy, bo wcześniej nie było żadnego sklepu i informuję kolegów, że muszę stanąć na dłużej. Big Milk, zimna cola, butelka zimnej wody wylana na głowę i kilka minut odpoczynku pozwoliły wrócić do żywych. Na niebie pojawiły się burzowe chmury, więc jest trochę cienia, nawet trochę pokropiło. Sprawnie dojeżdżamy na punkt żywieniowy, jest pyszny makaron, kawa i kolejna okazja do zdjęcia butów i chwili odpoczynku. Ruszam z Andrzejem który dojechał zaraz po nas, a moi dotychczasowi koledzy z którymi pokonałem dotychczasową trasę lekko zamarudzili. Wyprzedza nas Marcin z żoną Anną, tempo mają zacne, więc podczepiamy swój wagonik. Lajtowo było tylko przez jakąś godzinkę, bo nasza lokomotywa postanowiła zajechać do sklepu. No cóż, i tak było dużo gratisowych kilometrów, teraz trzeba trochę samemu popracować. Dojeżdżają koledzy i kolejny fragment jedziemy razem, z planem postoju na stacji w Bychawie na ubranie się  i uzupełnienie wody przed nocą. Na stację docieramy tylko z Andrzejem, tam zeszło trochę czasu i już po ciemku ruszamy na kolejny etap. 80 km do stacji w Solcu nad Wisłą. Zastanawiałem się kiedy dopadnie mnie kryzys, ale jest zadziwiająco dobrze. Sporą część tego fragmentu przegadaliśmy, więc jakoś szybko poszło, mam już przed oczami wizję gorącej kawy i hot doga. Dwudziestoczterogodzinny sklep okazuje się być zamknięty. Super. Posiedzieliśmy trochę na krawężniku, wody nam wystarczy, do kolejnej stacji jakieś 40 km. Całkiem fajny był kolejny etap, z dobrym podłożem i zacnymi hopkami, siła cały czas jest, spać się nie chce, tylko tyłek już lekko protestuje. W końcu docieramy do Góry Puławskiej, tym razem stacja otwarta,kawa jest, niestety nic na ciepło nie mają do jedzenia. Ehhh, trzeba się zadowolić chipsami bo od słodkiego mam już odruch wymiotny. Końcówka całkiem przyjemna, trochę mgiełek, klimatyczny świt (choć bez zdjęć) i chwilę po 6tej meldujemy się na mecie.

Nie było tak ciężko jak się spodziewałem, myślałem że w gorszym stanie dotrę na metę. W sumie był to sprawdzian  czy w ogóle dotrę na metę i to jak potoczą się dalsze rowerowe plany na ten rok. Jak na teraz to raczej odpuszczam GMRDP, bo z lewym kolanem ciągle jest coś nie tak, a tam ulgowej jazdy nie będzie. Kusi mnie Grunwald, ale tutaj problemem jest czas, bo oprócz roweru jest jeszcze taniec. Ciężko ciągnąć kilka zajęć na raz i na coś się muszę zdecydować. Najważniejsze że szczęśliwie udało się ukończyć, bo było kilka mniejszych i większych zdarzeń na trasie. 





Zaliczone gminy -18: Warka, Góra Kalwaria, Osieck, Pilawa, Parysów, Borowie, Miastków Kościelny, Wola Mysłowska, Fajsławice, Strzyżewice, Józefów nad Wisłą, Chotcza, Przyłęk, Janowiec, Gniewoszów, Kozienice, Głowaczów, Grabów nad Pilicą.
Kategoria >300, z Gosią, zawody