KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189391.06 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.60 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:960.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:39:48
Średnia prędkość:24.12 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:53.33 km i 2h 12m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
17.08 km 0.00 km teren
00:47 h 21.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · dodano: 24.07.2013 | Komentarze 0

Nad jeziorem w obie strony. Zimno i wieje.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
26.35 km 0.00 km teren
01:37 h 16.30 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

terenowo

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 22.07.2013 | Komentarze 0

Wyjechaliśmy późnym popołudniem, miałem się nie ruszać ale nie wytrzymałem :)

Objazd "dziur" w których nie byłem całe wieki. Najpierw za jeziorem do rybakówki, potem zajebiaszczym singlem wzdłuż jeziora Sunowo, trochę zarosło, podrapałem się malinami i innym leśnym zielskiem. Za to smak malinek z lasu miooodzio, te ogrodowe choć są większe i ładniejsze smakują jak papier. Potem Chruściele, Barany, Żabie Oczko, a na deser piździawa nad ełckim.

W dupie mam ilość wykręconych kilometrów, prędkość średnią, wiatr wiejący w ryj - grunt że na rowerze :)
Kategoria z Gosią, <50


Dane wyjazdu:
11.57 km 0.00 km teren
00:32 h 21.69 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 0

Nad jeziorem, dalej wieje mocno - triathloniści zbierają się na plaży, a że nie chciało mi się tam cisnąć objechałem to miejsce. Kiepską będą mieli pogodę niestety, ja sobie nie popatrzę na zmagania, bo sobota to u mnie normalny dzień pracy. Powrót krótki, lekki dyskomfort poczułem w pracy więc drogę skróciłem.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
10.37 km 0.00 km teren
00:30 h 20.74 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

test

Piątek, 19 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 1

Siedziałem w domu i aż mnie nosiło od tego nicnierobienia. Wstawałem (pod wpływem impulsu) , siadałem (a może jednak nie...) i tak przez jakiś czas. W końcu ubrałem się i wyszedłem. Wieje nad jeziorem nielicho, ale nie rusza mnie wcale.

Promenadą w obie strony, na plaży odprawa przed jutrzejszym triathlonem, ale nie zatrzymuję się wcale. Odczucia w porządku, nic nie boli, po powrocie kolano jednak cieplejsze niż to zdrowe, po jakichś dwóch godzinach jest już w porządku.

Frajda z tej dyszki większa niż po przejechaniu niejednej wycieczki, będę do pracy dojeżdżał cały następny tydzień. I nic poza tym...na razie :)
Kategoria <50


Dane wyjazdu:
4.20 km 0.00 km teren
00:15 h 16.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Środa, 17 lipca 2013 · dodano: 17.07.2013 | Komentarze 1

Dziś postanowiłem wrócić z pracy rowerem, który garażował tam od soboty. Przy jeździe nie boli, ale i tak najkrótszą drogą i powoli. Gdy wróciłem do domu kolano jednak jest ciepłe, odstawiam dalej rower, kończę kurację lekami przeciwzapalnymi i dalszy odpoczynek.

Plany na ten rok ulegają dalszym zmianom, oby wogóle dało się jeździć... o dystansach jakichkolwiek nie wspominając...aż strach o tym myśleć. Póki co czekam na wizytę u ortopedy.
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
6.50 km 0.00 km teren
00:28 h 13.93 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

do/z pracy

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 13.07.2013 | Komentarze 0

Chyba jeszcze za wcześnie, nawet przy lekkim kręceniu czuję coś w środku kolana. Opuchlizna prawie zeszła, za to nadal kolano jest ciepłe, już nie tak jak na początku ale różnicę czuć.
Rower zostaje w pracy, do środy przynajmniej. Dalej odpoczynek od wszelkiego ruchu, wkurza mnie siedzenie na dupie ale cóż...
Kategoria dom/praca


Dane wyjazdu:
609.00 km 0.00 km teren
24:23 h 24.98 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

brevet 600

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 6

Plan na ten rok był zupełnie inny, miało być 1200 u Oskara, tutaj miałem sobie odpuścić. Gdy wiedziałem że do Olkusza nie pojadę postanowiłem jednak zawitać na brevet. Urlop zaplanowany, trzeba było nadmorski wypoczynek o dzień skrócić, do tego dwa dni przed startem spędziłem w podróży. W międzyczasie żaba trzy razy była za tym żeby jechać, pięć żeby nie jechać (czyli wszystko w normie), ostatecznie wystartowaliśmy razem.

Dojechaliśmy pociągiem, popołudniu w piątek. Wizyta nad rzeką, rozmowy, browarek, kiełbaska i jakoś po 22 poszliśmy spać.















Rano pobudka przed szóstą, w nocy dotarli kolejni uczestnicy, śniadanko, kawka, szykowanie rumaków i ruszamy na dojazd pod remizę w Lubominie.






Tam oficjalne rozpoczęcie, startujemy w drugiej grupie, gonić nie zamierzam, muszę trzymać tempo małżonki.



Grupka się trochę rozciągnęła, było kilka przetasowań w składzie obok mnie. Tempo zbyt mocne dla Gosi, mnie było ciut za wolno, trochę szarpania, jakoś tak nie za bardzo się czułem w tej grupce. Krótki postój w Kętrzynie, Henryk zostaje dłużej z grupą która jedzie zaraz za nami (będziemy się cały czas widzieć na trasie). Zaraz za Sztynortem mamy dodatkową przerwę na plaży, zapakowaliśmy sobie wdzianka więc skorzystaliśmy z możliwości wykąpania.







Chyba już nawet przed plażą zaczęło mnie boleć prawe kolano, tak jak podczas 300, ból nasilał się, potem doszedł prawy piszczel. Jechało się nieźle dopóki nie zaczęły się górki, ale ciągle ból był akceptowalny. Droga Węgorzewo - Gołdap jest w remoncie, wahadła, krótki kawałek bez nawierzchni, trochę bruku Baniach Mazurskich dały nieźle w kość. W Gołdapi widzimy wilka i Marcina odjeżdżających ze stacji, Big Milk, hod-dog, chwila na trawie i dalej w trasę.










Górek coraz więcej, trasą tą już jeździłem także wiem co mnie czeka, Gosia na podjazdach zostaje, dla niej jest stanowczo za szybko. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy trójstyku, ale dzieciak chciał kasę za wejście więc podziękowaliśmy, byłem tutaj w maju. Super zjazd (właśnie wtedy w maju wybrałem się specjalnie aby go podjechać), 100 m do dołu, prawie 60 na liczniku, wszystkim po imprezie został w pamięci widok z wiatrakami na szczycie. Końcówka mocno się dłużyła, co chwila ktoś się pytał "daleko jeszcze?", ostatecznie dojechaliśmy około 19.30.

Obiad, prysznic, materacyk, smarowanie nogi które niewiele pomogło, ubieramy się na nocną jazdę i po kolejnej roszadzie w składzie wyruszamy spowrotem. Początek przyjemny, choć momentami jest zimno, zrobiło się trochę bardziej płasko. Przed Raczkami Gosia ma dość, chcieliśmy zostać w tyle ale chłopaki zwolnili, więc jechaliśmy dalej w grupie. Kilka przystanków na ubranie się (Gosia dostała kutkę bo zapomnieliśmy windstopera spakować), poszukiwania rzeczy które nocą na dziurach powypadały, dołącza do nas Marcin, który spał gdzieś na przystanku. Kolejny PK w Olecku, chłopaki trochę zbłądzili gdy byłem z tyłu, na szczęście nie odjechali daleko. Zaczyna się robić jasno, pojawiają się delikatne mgły, nadal wpadamy na zimne momentami powietrze. Na kolejny pozaplanowy punkt docieramy o świcie, Gosia już wcześniej zapowiedziała że kładzie się spać, więc jakieś 20 minut poleżeliśmy w namiocie, może nawet na chwilę usnęliśmy.



Z punktu wyjechaliśmy z grupą którą mieliśmy cały czas za plecami, kolano znowu daje znać o sobie, tym razem już mocniej. Boli po prostu od zginania, nie ważne czy pracuje mocno czy lekko, czuję przy każdym obrocie korby. Noga na dole, nad stawem skokowym boli także. Około Rynu zaczynają się znowu upierdliwe podjazdy, i tak będzie już do końca, góra dół góra dół. Smaruję kolano ketonalem, poprawiam voltarenem i przez jakieś 1,5-2 h boli mniej. Na takiej trasie trudno o współpracę w grupie, każdy jedzie sam w zasięgu wzroku. Postój na Orlenie w Mrągowie, to przedostatni Punkt Kontrolny, znowu małe roszady w składzie bo wpadamy na grupę z którą przejechaliśmy większość trasy.





Krótkie leżenie w poziomkach przy drodze podczas siku-stopa znowu dodało Gosi trochę sił, wyglądała już jak zombie. Kolano zaczyna boleć naprawdę mocno, zaczynam się zastanawiać czy wogóle ukończę imprezę. Wszyscy są już mocno wymordowani, często bywa tak że na w miarę praskich fragmentach jedziemy 23-25 km/h, a pod górkę bywa, że widzę na liczniku mniej niż 10 km/h. Heniu rozwalił koło na przejeździe kolejowym, dla niego to niestety koniec imprezy bo nie dało sie dalej jechać.

Jakoś udało się doturlać do Dobrego Miasta, jest już gorąco, a jeszcze 36 km do celu, oczywiście pagórki cały czas. Gosia za to ma problem po przeciwnej stronie nogi - z achillesem, chce żebym zadzwonił w celu zwiezienia jej z trasy. Oszukałem ją trochę co do dystansu jaki pozostał do mety, twierdzi że dojedzie. Tak więc oboje z kwaśnymi minami dojechaliśmy w końcu, pół kilometra przed obozowiskiem Stasiu urwał łańcuch, więc dojechał na hulajnodze. Ostatecznie dotarliśmy do celu o 14.30. Jedzonko, prysznic i na jakąś godzinkę do namiotu. Przyjeżdżają kolejni zawodnicy, inni się zbierają do wyjazdu, i tak do wieczora czas płynie na rozmowach, jedzeniu i odpoczynku.














Kolejną noc przespałem jak zabity, rano wyjechali pozostali zawodnicy, a my tak jak założyliśmy mieliśmy jeszcze sielski dzień spędzony na nicnierobieniu. Z nogą nie jest dobrze, kolano spuchło, piszczel boli, jak na razie czekam na wizytę u lekarza, bo na trzech chirurgów w mieście dwóch jest na urlopie. Mam nadzieję że to kolejne przeciążeniowe zmęczenie, coś w tym roku mam problem, i nie mogę sobie z nim poradzić.

Najważniejsze że udało się przejechać Gosi, było zdecydowanie trudniej niż w ubiegłym roku, choć teraz były dużo lepsze warunki do jazdy. W ciągu miesiąca z kawałkiem zrobiła progres na jaki ja pracowałem prawie rok. Ślad znowu mam w kawałkach, jakiś jest problem z długimi przejazdami.



Zaliczone gminy: Nowinka (w końcu się udało, niby blisko, a nie po drodze), Kolno, Jeziorany, Świątki, Miłakowo.
Kategoria >300, z Gosią


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:25 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

dojazd na brevet

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 0

Kolega zabrał nam graty z Lubomina ze stacji PKP, po tygodniu przerwy od roweru czułem się co najmniej dziwnie.
Kategoria <50, z Gosią