KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189058.27 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.65 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
609.00 km 0.00 km teren
24:23 h 24.98 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

brevet 600

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 6

Plan na ten rok był zupełnie inny, miało być 1200 u Oskara, tutaj miałem sobie odpuścić. Gdy wiedziałem że do Olkusza nie pojadę postanowiłem jednak zawitać na brevet. Urlop zaplanowany, trzeba było nadmorski wypoczynek o dzień skrócić, do tego dwa dni przed startem spędziłem w podróży. W międzyczasie żaba trzy razy była za tym żeby jechać, pięć żeby nie jechać (czyli wszystko w normie), ostatecznie wystartowaliśmy razem.

Dojechaliśmy pociągiem, popołudniu w piątek. Wizyta nad rzeką, rozmowy, browarek, kiełbaska i jakoś po 22 poszliśmy spać.















Rano pobudka przed szóstą, w nocy dotarli kolejni uczestnicy, śniadanko, kawka, szykowanie rumaków i ruszamy na dojazd pod remizę w Lubominie.






Tam oficjalne rozpoczęcie, startujemy w drugiej grupie, gonić nie zamierzam, muszę trzymać tempo małżonki.



Grupka się trochę rozciągnęła, było kilka przetasowań w składzie obok mnie. Tempo zbyt mocne dla Gosi, mnie było ciut za wolno, trochę szarpania, jakoś tak nie za bardzo się czułem w tej grupce. Krótki postój w Kętrzynie, Henryk zostaje dłużej z grupą która jedzie zaraz za nami (będziemy się cały czas widzieć na trasie). Zaraz za Sztynortem mamy dodatkową przerwę na plaży, zapakowaliśmy sobie wdzianka więc skorzystaliśmy z możliwości wykąpania.







Chyba już nawet przed plażą zaczęło mnie boleć prawe kolano, tak jak podczas 300, ból nasilał się, potem doszedł prawy piszczel. Jechało się nieźle dopóki nie zaczęły się górki, ale ciągle ból był akceptowalny. Droga Węgorzewo - Gołdap jest w remoncie, wahadła, krótki kawałek bez nawierzchni, trochę bruku Baniach Mazurskich dały nieźle w kość. W Gołdapi widzimy wilka i Marcina odjeżdżających ze stacji, Big Milk, hod-dog, chwila na trawie i dalej w trasę.










Górek coraz więcej, trasą tą już jeździłem także wiem co mnie czeka, Gosia na podjazdach zostaje, dla niej jest stanowczo za szybko. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy trójstyku, ale dzieciak chciał kasę za wejście więc podziękowaliśmy, byłem tutaj w maju. Super zjazd (właśnie wtedy w maju wybrałem się specjalnie aby go podjechać), 100 m do dołu, prawie 60 na liczniku, wszystkim po imprezie został w pamięci widok z wiatrakami na szczycie. Końcówka mocno się dłużyła, co chwila ktoś się pytał "daleko jeszcze?", ostatecznie dojechaliśmy około 19.30.

Obiad, prysznic, materacyk, smarowanie nogi które niewiele pomogło, ubieramy się na nocną jazdę i po kolejnej roszadzie w składzie wyruszamy spowrotem. Początek przyjemny, choć momentami jest zimno, zrobiło się trochę bardziej płasko. Przed Raczkami Gosia ma dość, chcieliśmy zostać w tyle ale chłopaki zwolnili, więc jechaliśmy dalej w grupie. Kilka przystanków na ubranie się (Gosia dostała kutkę bo zapomnieliśmy windstopera spakować), poszukiwania rzeczy które nocą na dziurach powypadały, dołącza do nas Marcin, który spał gdzieś na przystanku. Kolejny PK w Olecku, chłopaki trochę zbłądzili gdy byłem z tyłu, na szczęście nie odjechali daleko. Zaczyna się robić jasno, pojawiają się delikatne mgły, nadal wpadamy na zimne momentami powietrze. Na kolejny pozaplanowy punkt docieramy o świcie, Gosia już wcześniej zapowiedziała że kładzie się spać, więc jakieś 20 minut poleżeliśmy w namiocie, może nawet na chwilę usnęliśmy.



Z punktu wyjechaliśmy z grupą którą mieliśmy cały czas za plecami, kolano znowu daje znać o sobie, tym razem już mocniej. Boli po prostu od zginania, nie ważne czy pracuje mocno czy lekko, czuję przy każdym obrocie korby. Noga na dole, nad stawem skokowym boli także. Około Rynu zaczynają się znowu upierdliwe podjazdy, i tak będzie już do końca, góra dół góra dół. Smaruję kolano ketonalem, poprawiam voltarenem i przez jakieś 1,5-2 h boli mniej. Na takiej trasie trudno o współpracę w grupie, każdy jedzie sam w zasięgu wzroku. Postój na Orlenie w Mrągowie, to przedostatni Punkt Kontrolny, znowu małe roszady w składzie bo wpadamy na grupę z którą przejechaliśmy większość trasy.





Krótkie leżenie w poziomkach przy drodze podczas siku-stopa znowu dodało Gosi trochę sił, wyglądała już jak zombie. Kolano zaczyna boleć naprawdę mocno, zaczynam się zastanawiać czy wogóle ukończę imprezę. Wszyscy są już mocno wymordowani, często bywa tak że na w miarę praskich fragmentach jedziemy 23-25 km/h, a pod górkę bywa, że widzę na liczniku mniej niż 10 km/h. Heniu rozwalił koło na przejeździe kolejowym, dla niego to niestety koniec imprezy bo nie dało sie dalej jechać.

Jakoś udało się doturlać do Dobrego Miasta, jest już gorąco, a jeszcze 36 km do celu, oczywiście pagórki cały czas. Gosia za to ma problem po przeciwnej stronie nogi - z achillesem, chce żebym zadzwonił w celu zwiezienia jej z trasy. Oszukałem ją trochę co do dystansu jaki pozostał do mety, twierdzi że dojedzie. Tak więc oboje z kwaśnymi minami dojechaliśmy w końcu, pół kilometra przed obozowiskiem Stasiu urwał łańcuch, więc dojechał na hulajnodze. Ostatecznie dotarliśmy do celu o 14.30. Jedzonko, prysznic i na jakąś godzinkę do namiotu. Przyjeżdżają kolejni zawodnicy, inni się zbierają do wyjazdu, i tak do wieczora czas płynie na rozmowach, jedzeniu i odpoczynku.














Kolejną noc przespałem jak zabity, rano wyjechali pozostali zawodnicy, a my tak jak założyliśmy mieliśmy jeszcze sielski dzień spędzony na nicnierobieniu. Z nogą nie jest dobrze, kolano spuchło, piszczel boli, jak na razie czekam na wizytę u lekarza, bo na trzech chirurgów w mieście dwóch jest na urlopie. Mam nadzieję że to kolejne przeciążeniowe zmęczenie, coś w tym roku mam problem, i nie mogę sobie z nim poradzić.

Najważniejsze że udało się przejechać Gosi, było zdecydowanie trudniej niż w ubiegłym roku, choć teraz były dużo lepsze warunki do jazdy. W ciągu miesiąca z kawałkiem zrobiła progres na jaki ja pracowałem prawie rok. Ślad znowu mam w kawałkach, jakiś jest problem z długimi przejazdami.



Zaliczone gminy: Nowinka (w końcu się udało, niby blisko, a nie po drodze), Kolno, Jeziorany, Świątki, Miłakowo.
Kategoria >300, z Gosią



Komentarze
dater
| 18:01 niedziela, 14 lipca 2013 | linkuj Gratuluję trasy, zacięcia i... żony ;) Nie zazdroszczę problemów z kolanem, ale długie dystanse mają to właśnie do siebie. Tak jak napisał Wilk, zainteresuj się odpowiednimi ustawieniami roweru, blokami itd. To przy długich dystansach ma zasadnicze znaczenie. Jak nie usuniesz przyczyny, to leczenie nic nie da - chyba żebyś nie jeździł, a o tym oczywiście lepiej nie wspominać ;)
Isgenaroth
| 10:48 środa, 10 lipca 2013 | linkuj Mnie kopara opadła, no a Żona... powinieneś 2 razy w miesiącu do Częstochowy chodzić i dziękować za taką małżonkę :)
Jak wpadnę do Ciebie w sierpniu, mam taką nadzieję, to może pozwolisz zapoznać się z szanowną koleżanką Małżonką ?
artd70
| 17:09 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj Szacunek :) Podziwiam i pozdrawiam !!!
wilk
| 15:46 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj A rzeczywiście widać to na śladzie - myśmy tu nie skracali, na 8 był ruch, ale i szerokie pobocze, aczkolwiek też nie pojechaliśmy ulicą Szwoleżerów jak w tej rozpisce, tylko większą drogą kawałeczek na południe, bo sama Szwoleżerów na mojej mapie kończyła się ślepo, widziałem ją tylko na GoogleMaps. I to było dobre rozwiązanie, bo jak mi później opowiadał Oskar nieźle się nakołowali, żeby ją znaleźć, były tam tablice z jakąś starą nazwą itd.
dodoelk
| 15:17 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj Obcięliśmy Suwałki, pojechaliśmy prosto zamiast ruchliwej "8". Nigdy tą drogą nie jechałem chociaż to blisko od domu, odkąd pamiętam było tam kilkanaście śmiertelnych wypadków.
wilk
| 13:51 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj Gratulacje, tylko pozazdrościć takiej żony ;))
Z kontuzjami niestety tak to bywa, ciężko jest taką trasę przejechać bez żadnych kłopotów; lekarze w takich kwestiach są z reguły mało skuteczni, bardziej radziłbym dokładne zainteresowanie się ustawieniami prawidłowej sylwetki na rowerze, czasem nawet milimetrowe różnice na blokach czy siodełku robią różnicę.
PS. Coś ten dystans chyba trochę za krótki Wam wyszedł, ja jechałem tym samym wariantem pod Baniami Mazurskimi i wyszło ponad 618km, krócej to już nie bardzo się dało.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa emchl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]