KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2020

Dystans całkowity:2384.64 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:93:27
Średnia prędkość:25.52 km/h
Maksymalna prędkość:57.24 km/h
Suma podjazdów:8771 m
Suma kalorii:50869 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:103.68 km i 4h 03m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
47.30 km 0.00 km teren
02:12 h 21.50 km/h:
Maks. pr.:39.24 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:313 m
Kalorie: 1308 kcal
Rower:żwirek

do/z pracy plus

Wtorek, 4 sierpnia 2020 · dodano: 05.08.2020 | Komentarze 0

Za oknem stalowe chmury, ale jest sucho, najwyżej zmoknę. Przyjemny chłodek, plan test tylko taki mniej-więcej, mam ochotę na trochę szutrów. Bienie, Lepaki, szukam ikonki cmentarza, bo nie szukałem ich na mapie przed wyjazdem. Jest. Droga mocno zarośnięta, gdy docieram na pole widzę że jeszcze drugie tyle przede mną, więc odpuszczam i zawracam. Niedługo potem widzę kolejny tuż przy asfalcie, cmentarz zarośnięty, ale widać że choć raz na jakiś czas ktoś tutaj zagląda. Gdzie dalej? Przypominam sobie o nowym asfalcie we wsi Rogale, wstyd się przyznać ale nigdy tutaj nie byłem, powodem był chamski bruk ciągnący się przez wioskę. Całkiem przyjemnie tutaj. W drodze powrotnej odwiedzam jeszcze cmentarz wojenny w Grabniku.
POwrót w mocnym deszczu, w tym roku jeszcze w takim deszczu nie jeździłem i mam nadzieję że nie będę musiał.
IMG-20200804-071109226 IMG-20200804-071208698 IMG-20200804-071153032 IMG-20200804-071203107 IMG-20200804-071138878 IMG-20200804-074959440-HDR
Kategoria dom/praca, <50


Dane wyjazdu:
42.40 km 0.00 km teren
01:43 h 24.70 km/h:
Maks. pr.:41.76 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:156 m
Kalorie: 1141 kcal
Rower:żwirek

rozkręcić nóżkę po 11tu godzinach snu...(praca)

Poniedziałek, 3 sierpnia 2020 · dodano: 04.08.2020 | Komentarze 0

Przejechać autem 500 km po zrobieniu 500 km rowerem i niecałych dwóch godzinach snu to nie lada wyczyn. Odespałem za to porządnie we własnym łóżku i o dziwo rano byłem już na rowerowym głodzie. Tradycyjny objazd Selmętu. Cisza, spokój i przyjemny poranny chłodek.
Powrót w ciepłej mżawce.


Kategoria <50, dom/praca


Dane wyjazdu:
524.00 km 0.00 km teren
17:47 h 29.47 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Kórnicki Maraton Turystyczny 2020

Sobota, 1 sierpnia 2020 · dodano: 03.08.2020 | Komentarze 3

Kilka godzin przed wyjazdem Gosia dowiaduje się, że niestety nie może jechać, nie dostanie wolnego z pracy. Jacierpiedolę. Patrzę w rozkład kolejowy, dojechać i wrócić się da, ale szans na kupienie biletu na rower dzień przed wyjazdem w wakacyjny weekend nie ma. Zostaje dojazd autem, tak jak planowaliśmy, ale będę musiał jechać sam, prawie pięć stów w jedną stronę. Nie spodziewając się sukcesu piszę na FB ogłoszenie o wolnym miejscu startowym i możliwości dowozu na maraton. Odzywa się Darek, jest na wakacjach nad morzem i ma ze sobą rower, gdyż do Stegny właśnie nim dojechał. Pozostaje zorganizować to czego kolega ze sobą nie ma i ustalić miejsce spotkania na Ostródę, jemu blisko, a mi mniej więcej po drodze. Dojazd koszmarny, przed Olsztynem wypadek, jadę objazdami po wioskach, potem piątkowe korki w mijanych miastach i kolejne dwa wypadki po drodze już przed Poznaniem. Na miejsce docieramy po 18tej. Pozostaje oporządzić rowery, zrobić małe zakupy i miło spędzić czas przy piwku i kiełbasce na rozmowach na mniej lub bardziej rowerowe tematy.

Noc jak zwykle słabo przespana, budziłem się przy każdym przejeżdżającym pociągu, dodatkowo wiadomo - inaczej się śpi w swoim łóżku, inaczej na materacu. Niemniej jednak budzę się wypoczęty, nie jest źle, kawa i wielki kawał ciasta na śniadanie, ostatni rzut oka na rower i wyposażenie i można startować. Znów prawdopodobnie wziąłem ze sobą więcej niż potrzeba, ale jak się potem okazało było warto. Startujemy z Darkiem, który na numerze startowym ma napisane "Małgorzata" w pierwszej grupie, jest tutaj też Mario, Kurier na tandemie, Hans na poziomce i Marzena. Sprawnie do Kórnika, tam fotka pod balonem, odliczanie czasu do startu ostrego i....poszli. 

Grupa się dzieli szybko, siedzę komuś na kole kilka minut, daję zmianę i gdy chcę z niej zejść widzę że za mną jest tylko Darek. Pogoda dla mnie idealna, słonko i 17 stopni, jest wręcz lekko chłodno za sprawą północnego wiatru. Choć jest on przeciwny, na szczęście nie jest zbyt mocny, a przyjemnie chłodzi. Chwilę jedziemy z Kurierem, a niedługo potem dochodzi nas mocna trzyosobowa grupa w której jest Krzysiek. Pytam się Darka czy jedziemy z nimi, odpowiedź jest twierdząca, więc szybkie spawanie i mamy darmowe +10 do prędkości przez jakieś 15 kilometrów. Odpadamy od tego zdecydowanie zbyt szybkiego dla nas peletonu i na chwilę zbaczamy z trasy zaliczyć gminę miejską Wągrowiec, nadkładając jedynie jakieś 3 kilometry. Przejeżdżamy przez uroczą Noteć, na horyzoncie widać że czeka nas wyjazd z doliny i może być ostro. Tak też jest, podjazd trzyma koło 8%, lewe kolano momentalnie zaczyna protestować, pięknie - 137 km na liczniku i miałby to być koniec jazdy? Na całe szczęście na równym przechodzi, muszę uważać w dalszej części trasy. Powoli robi się ciepło, woda w bidonach się kończy, trzeba stanąć zatankować. Oprócz wody biorę jeszcze puszkę coli, zbliża się czas na drugą kawę, poza tym nie wyobrażam sobie jazdy rowerem bez zimnej coli :) Mija nas parę osób, kawałek dalej spotykamy Tomka który ma awarię (urwaną linkę) ale twierdzi że do punktu dojedzie, a przed samym punktem dochodzimy dwóch uczestników którzy niedawno nas wyprzedzili. Po drodze po głowie chodził mi schabowy z mizerią, pomyliłem się niewiele, zamiast ogórków jest surówka z kapusty. Dojeżdża Andrzej, szybko, bo startował grubo po nas, zabieramy się razem nim z Bartkiem. Miałem tutaj odbić po kolejną gminę, aby dziur po drodze nie zostawiać, ale widać że kroi się sensowna ekipa do jazdy, więc odpuszczam.

Ruszamy powoli, obiad był obfity, ciężko znowu wejść na obroty. Andrzeja łapią skurcze, co jest pokłosiem zbyt mocnej jazdy na początku, dobrze że zabrałem ze sobą SaltStick-i zabezpieczając się właśnie przed odwodnieniem. Zaczyna się najładniejszy fragment trasy, dużo lasów, sporo jeziorek i trochę hopek. Łagodne 2-3 procentowe wchodzą dobrze, ale gdy gradusów jest więcej przełączam się na tryb młynka i wciągam dupę na szczyty z kadecją koło setki. Raz tylko sprawdziłem co będzie gdy spróbuję pojechać mocniej i więcej już nie testowałem odporności kolan, lepiej wjechać na końcu peletonu niż potem żałować. Prognozy wieściły w tym rejonie jakieś 25 stopni,  ale sporo leśnego cienia daje wytchnienie, maksymalną temperaturę jaką widziałem na liczniku była 28 stopni. Przed Połczynem musimy stanąć na uzupełnienie płynów, sok pomidorowy, kolejna cola i drożdżówka. Oczywiście obowiązkowe rozciąganie i chwila odpoczynku. Do punktu niedaleko, mijamy Połczyn-Zdrój, jeszcze dwie dyszki i meldujemy się na drugim PK. Pyszna zupa, kolejna cola, dłuższa chwila odpoczynku, wizyta w toalecie niestety nie zakończona sukcesem, wzdęty brzuch dowiozę niestety aż do mety. Jedzenie było pyszne, z tym że było go mało, odwrotnie niż poprzednio (to znaczy tam też było smaczne, tylko za dużo). Ustalamy następny postój na Orlen w miejscowości Człopa, przed nami jakieś 90 kilometrów, do grupy dołączył kolejny mocny zawodnik -  Tomek.

Jest jeszcze parę górek po trasie, miejsca są urocze, ale ruch na południkowo położonej DW177 jest bardzo duży. Podjazdy odpuszczam tak jak Andrzej, dobrze że chłopaki czekają i jedziemy wspólnie. Grupa jest dla mnie trochę za mocna, nie ma na szczęście takiej różnicy jak tydzień temu w Parczewie, spokojnie na kole dam radę się utrzymać, ale moje zmiany są wyraźnie dużo słabsze. Docieramy w końcu na stację już w szarówce, kolejna próba w toalecie, rozciąganie, zapiekanka i tradycyjnie na noc rozrabiam red speed'a. Postanawiam nie ubierać się jeszcze, rękawki które w dzień miały za zadanie ochronę przed słońcem mam nadzieję zabezpieczą mnie teraz przed nadchodzącym chłodem. Kolejny przelot to 80 kilometrów do Sękowa.

Poza tym że jest ciemno żadnych zmian nie ma. Prędkość w zasadzie na podobnym poziomie jak poprzednio, zrobiło się płasko więc już się grupa nie rozrywa. Mogę określić ten kawałek jako nudnawy, bo poza uciekającymi kilometrami nic się nie dzieje. Systematyczne przesuwanie się do przodu i wypad na koniec, ot kolarskie rzemiosło. Brzuch coraz bardziej dokucza, mam nadzieję zjeść coś niesłodkiego, bo od batoników i ciastek robi mi się już niedobrze. Przy drodze jest stacja Total, stajemy tutaj, bo na Orlen musielibyśmy odbić trochę z trasy. Niestety nie ma nic na ciepło, nie mam już nawet ochoty na colę, sprzedawca proponuje mi paluszki lub chipsy - tak, to jest coś na co w sumie mam ochotę, choć wcześniej o tym nie pomyślałem. Już kilka razy zdarzało mi się jeździć na smażonych ziemniakach w charakterze paliwa, nigdy nie było źle. Siedzimy stosunkowo krótko, do mety niedaleko, nie ma co zwlekać.

Ostatni fragment podobny do poprzednich, jedyna różnica to dużo gęstsza zabudowa, wszak jedziemy przez podpoznańskie miejscowości. Kilometry jak zawsze w końcówce schodzą dużo wolniej niż na początku, może dlatego że zbyt często zerka się na licznik. Momentami zaczyna być zimno, szczególnie przy zbiornikach wodnych, mogłem się jednak na ostatnim postoju ubrać... Do mety docieramy jeszcze przed świtem (3.35), z bardzo dobrym czasem, którego sam na pewno bym, nie wykręcił. Tak jak ostatnio byłem raczej hamulcowym w tej grupie.

Szkoda że nie było Gosi, to miała być jej impreza tego sezonu. Fakt że wszystko wyglądałoby wtedy zupełnie inaczej, dużo wolniej i wtedy byłby to dla mnie maraton TURYSTYCZNY, jak wskazuje jego nazwa. Od strony organizacyjnej nie ma żadnych zarzutów, to jedna z najlepiej zorganizowanych imprez w kalendarzu, więc nie dziwi fakt że miejsca rozchodzą się błyskawicznie jak ciepłe bułki. Sama trasa także na dobrym poziomie, dużo lasów, jezior cieszących oko i pagórków na pojezierzach Drawskim i Krajeńskim. Kolejny raz mam problemy jelitowe, w poprzednich latach nigdy mi się to nie zdarzało, tak samo muszę nadal uważać z kolanem. Zostały 3 tygodnie do startu w głównej imprezie w tym dziwnym roku, forma jakaś tam jest, trzeba uważać żeby nie przesadzić na początku. Dobrze że nie mam żadnych założeń ani żadnych planów, nie jadę na poprawę wyniku, ot co ma być to będzie. Na przyszły rok pozostaje jeszcze poszukiwanie nowego siodełka, teraz przed wyjazdem już nie będę żadnych eksperymentów robił.













Zaliczone gminy +26: Kleszczewo, Kostrzyn, Pobiedziska, Kiszkowo, Skoki, Wągrowiec (obszar wiejski), Wągrowiec (teren miejski), Budzyń, Margonin, Szamocin, Wysoka, Krajenka, Barwice, Wierzchowo, Człopa, Wieleń, Lubasz, Wronki, Ostroróg, Szamotuły, Kaźmierz, Duszniki, Buk, Stęszew, Mosina, Puszczykowo. 
Kategoria >300, zawody