KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
398.00 km 0.00 km teren
15:20 h 25.96 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rajd Wyszehradzki

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 20.05.2013 | Komentarze 8

Początkowo miałem startować z kolegami w grupie Randonneurs Polska, ale nie wdając się w szczegóły wyszło tak że wystartowaliśmy pod szyldem Kadra MASTERS PZKOL.

Startujemy jako dziewiąta grupa, na początek spory podjazd, potem dziurawy zjazd, na którym Jarek zakończył swoją przygodę z rajdem przebijając na raz obydwie dętki na jednej dziurze. Tempo jak dla mnie kosmiczne, peletonik jedzie cały czas około 40 km/h. Po prawej fajny widok na Dunaj, ale nie ma czasu się rozglądać. Za chwilę dochodzi nas ekipa CORRATEC TEAM, nasza grupa rwie się na dwie części, ci mocniejsi pognali za nimi, a my zostaliśmy z tyłu. Potem prawie 100 km po płaskim do pierwszego punktu jechaliśmy z Węgrami z TriGranit. Z tym że ostatnie kilometry do punktu jechałem już cały czas z tyłu, wioząc się za grupą tylko aby dotrwać do checkpointa. Tam wcale się nie spiesząc ubrałem nogawki, wziąłem z samochodu plecak i dynapack'a, udzieliłem wywiadu :) i sam ruszyłem w noc. Kawałek za Nitrą pojawiają się błyski na niebie i bardzo porywisty wiatr, czuję że może być ciekawie za chwilę, ale jadę swoje. Gdy zatrzymałem się na chwilę zmienić baterię w latarce trafiłem na Węgra jadącego samotnie, ale z samochodem, załapałem się z nim, potem złapaliśmy Marcina i Łukasza z ULTRATEAM i spory kawałek jechaliśmy we czwórkę. Z 5 minut ostrych opadów i w sumie jakieś 1,5 h mżawki. Na jakimś zjeździe Marcin złapał gumę, dobrze że w samochodzie była duża pompka więc poszło sprawnie. Chłopcy z ULTRATEAM zostali, jechałem dalej z Węgrem, ale w Prievidzy podziękowałem mu za współpracę, musiałem chwilę odsapnąć i zjeść coś normalnego, bo od słodyczy robiło mi się niedobrze. Za miastem rozpoczął się podjazd, na początku niewinnie, obserwowałem wysokość na GPS, bo i tak nic więcej widać nie było :) Potem pojawił się znak 12% i wiedziałem że za chwilę będzie ciekawie, ale nic - cisnę. Dojechałem mniej więcej do 700 m.n.p.m. i spotkałem Maćka prowadzącego rower, okazało się że miał problem z łańcuchem i prawie godzinę spędził na naprawie. Weszliśmy z buta te prawie 100m do góry, jakie brakowało do szczytu, wiedziałem po odprawie że będzie dziurawy zjazd, ale takiej rzeźni się nie spodziewałem. Udało się może ze 300-400 m zjechać i niestety trafiłem... przymusowy postój na zmianę dętki, potem przed Ziliną Maciek też trafił na jakąś dziurę. Byliśmy głodni wściekle, zero wody, trochę poratowali nas panowie z wozu technicznego jakiejś ekipy. Mieliśmy nadzieję że w dużym mieście coś będzie w nocy otwarte, a tu dupa - policjanci mówią że może coś na granicy - ile do granicy? 40 jakieś !!! no pięknie toż to z 1,5 h jazdy !!!. Po drodze dostajemy jeszcze trochę wody (prywatnej) od policjantów zabezpieczających trasę. Na kolejnym 12% podjeździe już nie staram się na siłę wjechać, ale i tak zaczyna mnie boleć lewa noga, w dziwnym miejscu bo z przodu na piszczeli tuż nad kostką. Na zjeździe ból ustępuje, ale tylko na chwilę, bo zaraz jest kolejny podjazd, może już nie tak stromy ale boli jak cholera. Wpychamy rowery z buta na górkę, na granicy nie ma dosłownie nic, gość z obsługi dał nam po kawałku kiełbasy, opchaliśmy się wafelkami i ruszyliśmy w dół do Czech. Drogi tutaj zdecydowanie lepsze, na Słowacji jest podobnie jak w Polsce, a może wręcz jeszcze gorzej. Ból nie ustępuje, gdy próbuję jechać bardziej na prawą nogę zaraz zaczyna mnie boleć kolano. W Ostravicach wreszcie znaleźliśmy otwarty sklep, zjedliśmy w końcu coś normalnego, zadzwoniłem do Jarka który powiedział że ma być autobus jadący na końcu i może mnie z punktu w Cieszynie zabrać. Po drodze cały czas spore hopki, boli jak cholera i tutaj podejmuję decyzję że odpuszczam, od Cieszyna jeszcze 130 km, lepiej na pewno nie będzie a może być już tylko gorzej. Kondycyjnie było OK, ze snem też żadnych problemów, wydaje mi się że te 5h bym z Maćkiem przekręcił jeszcze. Na puncie spędziłem ponad 2 h czekając na autobus, okazało się że był, ale pojechał inaczej. Wkurw niesamowity, ładnie mnie Lang wycyckał. Cudem przekonałem kierowcę busa żeby zabrał mnie z rowerem, ale udało się jakoś do Krakowa dotrzeć. Przejazd przez miasto okropny, nie miałem już GPS, bo na puncie pożyczyłem chłopakowi z dziewczyną, znajomości miasta zero, korki straszne, ale się udało na Błonia dostać.

Nie wiem co z nogą będzie, mam nadzieję że to tylko ból przeciążeniowy, boli nadal przy chodzeniu. Trzeba odpocząć, a przed następnym wypadem w góry odpowiednio mięśnie wzmocnić. Do takiego wyzwania nie byłem przygotowany, i to czego się najbardziej obawiałem ziściło się. Ale jak miało być jeśli w górach byłem pierwszy raz w życiu rowerem ?
Kategoria >300, zawody



Komentarze
WuJekG
| 17:46 wtorek, 21 maja 2013 | linkuj łooo kurde, ile dziur było, nie sądziłem, że aż tyle. Ja szalałem na tych ''brukach'' i nawet powietrze mi nie zeszło z kół...
Koledze z Twojego teamu pożyczałem spinkę i skuwacz, bo wasz wóz techniczny był chyba z 4h z przodu. Dobre zaplecze ;)
Tak czy inaczej - gratki za wytrzymanie i tyle trasy, łatwa nie była.
dater
| 20:22 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj Naprawdę szacunek. Wziąłeś byka za rogi i niewiele brakowało by go powalić. Gratuluję odwagi i podjęcia wyzwania.
Co do bólu, to już kiedyś o tym czytałem. Nie jestem lekarzem, ale na forach czasami opisują ten ból. Związany jest z przeciążeniem mięśnia piszczelowego przedniego. I rzeczywiście może wynikać z tego twojego podchodzenia. Poczytaj, poszukaj jeszcze w necie. Oczywiście nie namawiam Cię, żebyś był domowym lekarzem, ale zawsze dobrze coś wiedzieć :)

http://www.fizjoklinika.com/bole_piszczeli_diagnostyka.html
artd70
| 19:55 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj Rozumiem że do lekarza strach iść bo powie żeby nie jeździć ;)
dodoelk
| 19:08 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj W butach jeżdżę od początku, tzn od początku gdy jeżdżę w SPD, więc to raczej nie to. Mam teraz taką teorię że to może przez podchodzenie pod górę z rowerem, bo w sumie to pewnie z 1,5-2 km przeszedłem. Na boso w domu jest OK, w butach boli po kilku krokach, na rowerze wcale (z tym że lajtowo bez żadnego naciskania). Miejsce bólu to zewnętrzna strona kości piszczelowej w 1/3 od dołu mniej więcej jest największy.
czegevara
| 18:04 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj Gratuluję odwagi podjęcia wyzwania. Niewiele zabrakło. Organizacja tej imprezy słyszałem że mimo wszystko słaba. A noga czasem może nie boli od źle ustawionych bloków?
artd70
| 15:40 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj Ładnie :) Szacunek za wytrwałość !!!
memento
| 14:26 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj Szacunek.
Isgenaroth
| 08:05 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj O stary, i tak masz ogromny szacunek !! Nie wiem czy podjąłbym się tego wyzwania będąc w swojej najlepszej formie w zeszłym roku. Po mimo tego, ze nie ukończyłeś, należą Ci się gratulacje :)
I szybkiego powrotu do zdrówka, żeby nóżka szybko przestała boleć i podawała sprawnie. Znam ten ból :(
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ragna
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]