KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189391.06 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.60 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
665.50 km 0.00 km teren
29:21 h 22.67 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

MRDP Etap 1

Sobota, 19 sierpnia 2017 · dodano: 27.08.2017 | Komentarze 4

Wstaję wyspany, zakupy, jajecznica, krótka podróż i przed 10tą jesteśmy w bazie. Czas leci na rozmowach, oglądaniu sprzętu kolegów i poznawaniu strategii na kolejne dni. Postanawiam ubrać się jednak na długo, trochę pokropiło, wiatr jest chodny, a ja raczej jestem zmarzlakiem. Kolejka po nadajniki długa, przeciągnęło się trochę, spod latarni ruszamy o 12.10. 

PK 1 Świbno. godz. 15.55

Jechaliśmy autem od strony trójmiasta więc wiem co będzie po starcie. Bruk. Szczęśliwie udaje się przejechać, nic nie odpadło, mózg zbytnio o czaszkę się nie poobijał. Od Władysławowa korek. Wszystko stoi, lawirujemy więc między autami, w sumie mógłbym  zgarnąć kilka, jak nie kilkanaście punktów za manewry na drodze. No ale albo jedziemy, albo w korku stoimy. Zaczyna mnie boleć brzuch. Dziwne, nic nienormalnego nie jadłem - czym się mogłem struć? Wpycham snickersa, poprawiam góralkiem i niestety wcale nie jest lepiej. Przy drodze w Rumii niespodzianka, sąsiedzi Mariusza stoją przy drodze z transparentem. Super, aż się łezka w oku zakręciła. Bardzo miły gest. Na początku Gdańska haltuje nas policja na rowerach, skończyło się na pouczeniu, ale od tej pory jedziemy już po DDR skacząc co raz z jednej na drugą stronę drogi. Kilka kilometrów jedzie z nami Rafał Buczek, producent większości podsiodółwek uczestników maratonu. Miejski horror w końcu zostaje za nami, a mnie robi się lepiej, chyba przez wdychanie spalin tak mnie brzuch bolał. Na prom docieramy chwilę przed zamknięciem bramy, spora część zostaje jednak po zachodniej stronie Wisły. Dyrektor zarządza oczekiwanie na resztę zawodników, aby były równe szanse, więc mamy pół godzinki przerwy.

PK 2. Gronowo. godz. 21.07

Po starcie ostrym widać, że większość ostro dziduje, w tym sporo osób które są zdecydowanie słabsze fizycznie. No cóż, każdy ma swoją strategię. Krótki stop w Stegnie, kupujemy wodę i jedziemy spokojnym tempem bocznymi drogami w stronę Elbląga. Mijamy kilka grupek kibiców (między innymi Dareckiego), jedzie się przyjemnie z lekkim wiaterkiem w plecy. Sam pojechałbym szybciej, wiedziałem że tak będzie, ale trzymam się planu. Docieramy do DW503 i zaczynają się pierwsze po drodze górki. Plan ułożyliśmy w ten sposób, że co około 40 km zatrzymujemy się na rozciąganie, dosłownie na chwilę, a co 80 km na dołożenie porcji assos'a. Przez chwilę towarzyszył nam Marecki, z dyrektorem mijaliśmy się kilka razy. Przed samym Braniewem zjeżdżamy się z Jarkiem, postój w Biedronce, woda w bidony, cola oraz butelka na zapas. Przed startem sprawdzałem ten fragment i obawiałem się, że możliwa jest pustynia aż do Gołdapi, lepiej więc się zabezpieczyć. Czapeczkę zamieniam na buffa, właśnie zaczyna się noc, ale jest jeszcze całkiem ciepło.

PK 3. Sępopol. godz. 1.19

Spodziewałem się bardzo słabych dróg, kiedyś już tu byłem i wspomnień nie mam dobrych. Całe szczęście w okolicach Lelkowa sporo nowych asfaltów, słaba była tylko DW 512. Przed Bartoszycami trafiamy na mokre asfalty, musiało niedawno padać. W samym mieście jest otwarty sklep, kupuję dwie bułki, jedną zjadam i trzeba jechać dalej. W Górowie Iławieckim stajemy na zamkniętej w nocy stacji, akurat wypadała tam przerwa. Od samego początku po rozciąganiu czuję pieczenie uda, które przechodzi za kilka minut, zastanawiam się o co chodzi, bo nigdy takich dolegliwości nie było. Boli mnie głowa, myślę o łyknięciu jakiegoś procha, poprawiam na głowie buffa, odpuszczam trochę kask. Dziurawe drogi się kończą i jak ręką odjął skończył się także ból.

Prędkość mocno spadła, jedziemy w okolicach 20 km/h, czasami wolniej. Grupka liczy 5 osób, ale współpracy nie ma żadnej, ot takie turlanie się w zasięgu wzroku. Dopadł mnie kryzys, a że była otwarta stacja za Węgorzewem korzystamy z chwili odpoczynku. Zmieniam gacie na nowe, ciepła zapiekanka, a w oczekiwaniu na resztę siadam i zamykam na chwilę oczy. Nie podoba mi się taki układ, bezsensowne trwonienie czasu i jazda w pseudo peletonie w którym nie ma zupełnie współpracy. Patrząc na rozpiskę, jedziemy mniej więcej zgodnie z planem, więc głośno swoich poglądów nie wyrażam. Tutaj po raz pierwszy dopada mnie psychiczny dół i myśl, że w limicie dojechać będzie bardzo, bardzo trudno. A to przecież dopiero 10% całości. Zaczyna się nowy dzień, wokół sporo mgieł, wszechobecna wilgoć, ale nie jest przesadnie zimno. Zerkam w pogodę i widzę że deszczu nie ma szans uniknąć, no cóż, nikt nie mówił że będzie lekko.

PK 4. Gołdap. godz 6.54

W Gołdapi poleciało ze 30 minut na stacji, po odpoczynku dostaję jakby nowe życie. Jedzie się super, kryzys fizyczny i psychiczny minął. W Wiżajnach zaczyna padać. Ubieram nieprzemakalne skarpety, zakładam deszczówkę i znowu czekam na resztę. Do dupy z taką jazdą. Kilka km dalej na sztywnym podjeździe za Rutką zostaje Jarek, zwalniam żeby zobaczyć czy wszystko OK i gonię Mariusza. Przez parę minut pada mocny deszcz, nie zdążyłem zapiąć kurtki i założyć rękawiczek, więc mam mokre dłonie i korpus. 
Od Sejn znów we trójkę, fajny kawałek, przestało padać, a przed nami wizja spotkania Małgosi, która wyjechała na spotkanie. To najbliżej położony punkt od mojego domu. Posiedzieliśmy trochę, zadzwoniłem potwierdzić nocleg i chwilę po wyjeździe znów się rozpadało. Kolejny trochę przydługi przystanek na rozciąganie, ciągle mam wrażenie uciekającego przez palce czasu. Mógłbym jechać szybciej, rozmawiamy z Mariuszem o tym, ale póki trzymamy się planu jedziemy razem. W Kuźnicy również długi postój, Jarek planuje szukać tutaj noclegu, my mamy przed sobą jeszcze spory kawałek.

Nocleg. Bondary. 22.10

Gdy ruszyliśmy zrobiło się  jakoś przyjemniej, przestało lać, deszczyk tylko siąpi, a wiatr praktycznie ucichł. Lubię te tereny. Bardzo. Szkoda że padało. Za Krynkami znowu z Jarkiem i Danielem i jeszcze kimś. Odcinek szutrowy jest fatalny, pomijam tarkę, bo o niej wiedziałem, ale droga jest bardzo rozmokła i koła zapadają się w grząską ziemię. Od jakiegoś czasu jest już ciemno, deszcz nie ustaje, a ja jestem wypruty i zziębnięty (jest niecałe 10 stopni). Najchętniej zaległbym na jakimś przystanku, ale to nie ma sensu. Zostało kilka kilometrów do noclegu. Tutaj po raz pierwszy przeżywam na rowerze jazdę bez świadomości (a trochę już w swoim życiu przejechałem), wyobraźnia płata figle, co i rusz widzę różne stwory czające się w przydrożnych krzakach. Mam dziury w pamięci, jadę ostatkiem sił, dobrze że nie zasypiam i nie zjeżdżam na środek drogi. W nocy, w deszczu, na dosyć ruchliwej drodze mogłoby się to tragicznie skończyć. Gdy weszliśmy w końcu do ciepłego zaczynam mieć drgawki, nigdy w życiu tak nie zmarzłem, nigdy nie byłem na skraju wyczerpania.

Co to będzie dalej? Jak na razie pozostaje reset głowy, kąpiel, rozwieszenie mokrych rzeczy, makaron, piwo i około 23.30 spać.



zaliczone gminy: Puck (teren miejski), Rumia, Reda
Kategoria >300, zawody



Komentarze
Darecki
| 21:27 czwartek, 7 września 2017 | linkuj Dzięki za wspomnienie o mnie w relacji. Kuruj się :-)
dodoelk
| 06:38 wtorek, 5 września 2017 | linkuj po prostu trzymaliśmy się planu no i kawałek dalej czekała na mnie małżonka... :)
Pirzu - Paweł Mielczarek | 20:37 poniedziałek, 4 września 2017 | linkuj Ja też dziękuję, w sumie to się trzymałem pierwszą noc na waszą grupką w pewnej odległości - miało to wielkie znaczenie dla psychy na tych pustkowiach. Niestety Twoja upartość w jechaniu dalej w Sejnach dla mnie skończyła się nie ciekawie po obiedzie. :(
MARECKY
| 14:30 poniedziałek, 28 sierpnia 2017 | linkuj Dzięki za wspólne kilka kilometrów.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ispot
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]