KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
497.60 km 0.00 km teren
21:50 h 22.79 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maraton Podróżnika 2017

Sobota, 3 czerwca 2017 · dodano: 06.06.2017 | Komentarze 0

Chyba nigdy tak dobrze nie spałem w noc przed. Budzę się chwilę przed budzikiem nastawionym na 6.00. Śniadanie w postaci musli, niespieszne ubieranie się, sprawdzenie bagażu na drogę i trzeba ruszać na start. Wypiłem mnóstwo przed startem, pomny tego co się działo w górach dwa lata wcześniej, dziś na szczęście aż tak gorąco nie będzie. Zapomniałem słuchawek, ale nie chce mi się już po nie cofać. Ruszamy w piątej grupie, o 8.20.

Tempo spokojne, takie w okolicy 30-32 km/h, nikt nie szarpie, w grupie nie ma przypadkowych osób. Bez sensu jest się zarżnąć na początku. Po jakichś 15 km Wiesiek ma problem z kołem, okazuje się że nowo zakupione koło z dynamem ma zupełnie luźne szprychy. Zostawiamy Go na przystanku, mijają nas dwa szybkie pociągi z zawodnikami startujących na końcu grup, z których dołącza do nas Jarek. Tak krystalizuje się nasza czwórka, w której dojedziemy do końca imprezy. Pierwszy postój na uzupełnienie płynów, wyciągam drożdżówkę z worka, pepsi, woda i po dłuższej chwili ruszamy dalej. Przed nami zaczynają się schody.

Mam od zawsze problem z dłuższą jazdą przy wysokim tętnie. Tak samo jest podczas biegania, dlatego chyba biegać nie lubię. Rędzińska podjechana "na Providenta", czyli w wielu ratach (tutaj akurat czterech). Zatrzymywałem się, czekałem aż się serducho uspokoi i ruszałem dalej. Spory kawałek w słońcu, męczy toto dodatkowo, ale pogoda jest całe szczęście łaskawa. Jest ciepło, w okolicy 28-30 stopni, ale nie ma upału. Czekamy z Łukaszem na Krzyśka i Jarka, można przy okazji zadzwonić do domu. Całkiem fajny widok ze szczytu, spotykamy trzysetkowiczów jadących w przeciwnym kierunku oraz zjazdowców na trajkach. To musi dostarczać masę adrenaliny... 

W Podgórzynie robimy kolejny postój. Podjazd mocno osuszył bidony, dodatkowo chyba wszyscy są głodni. Kupuję to, co ostatnio dobrze wchodziło czyli bułki, parówki i sok pomidorowy. Można zaczynać mierzyć się z Karkonoską. Chciałem ją podjechać, specjalnie po to założyłem kasetę MTB, ale nic na siłę. Pierwsza część do Drogi Sudeckiej podjechana na raty, choć końcówka już rzutem na taśmę. Kolejny etap zaczyna się tak jak się pierwszy skończył, czyli grubo, po paru metrach rezygnuję i dołączam na chwilę do innych ludzi prowadzących rowery. Czuję nadchodzące skurcze w udach, łykam fiolkę magnezu, poprawiam elektrolitami w tabletce i więcej się nie szarpię. Gdy się wypłaszczyło na tyle, że można ruszyć jadę, ale końcówka również z buta. W sumie przeszedłem pewnie z 300-400 metrów. Na górze fotka, jest zdecydowanie chłodniej, tylko 19 stopni, trochę chmurek - super. Kładę się na asfalt, jest cieplej niż na trawie i odpoczywam jakieś 10 minut. Jestem wypompowany, nie mam ochoty jeść, to zły znak...

Na długi zjazd ubieram wiatrówkę, w sumie mamy jakieś 28 km ciągle w dół. Szybki przejazd przez Czeskie miasteczka, zjeżdżamy się w większą grupę. Krótki postój na zakup wody, dobrze że ktoś miał korony, bo złotówek ani kart nie akceptowano. Kolejny długi i męczący podjazd, robię jedną przerwę w połowie. Lepiej zaczekać dwa razy w krótszym czasie niż raz długo. Zaczyna się problem z tyłkiem. Niby smarowałem, gdy tylko była możliwość, niby nie ma upału, ale tak źle dawno już nie było. Za to nie mam żadnych innych dolegliwości. Bałem się o ręce i kolana, ale jest idealnie, może dlatego że na każdym postoju rozciągam się. Wracamy do Polski, w Lubawce kolejna przerwa pod sklepem, niby blisko do punktu żywieniowego ale nie mam już co pić.

Punkt zlokalizowany pd wiatą, jest full wypas. Pyszny makaron z sosem, arbuz, cola, soki... Przebieram się na nocną jazdę, kolejne rozciąganie, kolejne smarowanie tyłka. Super że można wziąć ze sobą coś na drogę, biorę sezamki, wafelki i dwie drożdżówki. Sporą grupą robimy drugi przelot przez Czechy, przyjemnie bo było cały czas lekko w dół, czas przeleciał szybko na rozmowach. W Kudowie krótki stop na napisanie SMSa i ruszamy pod górę. Zaczyna mi się kojarzyć ta droga, jechaliśmy tędy na GMRDP z Gavkiem, długi ale niezbyt stromy podjazd z masą zakrętów - stąd też pewnie nazwa - "droga stu zakrętów". Zaczyna dopadać mnie zmęczenie, coraz częściej ziewam. W Polanicy odwiedzamy ORLEN, hot-dog, kawa i zamknięcie oczu na chwilę.

Przed nami dwie kolejne górki. Puchaczówka (jeden stop) strasznie dziurawa nawierzchnia z obu stron, o ile na podjeździe nie przeszkadza tak bardzo, do jadąc w dół trzeba uważać. Wpadłem w jedną z dziur, na szczęście nic się nie stało. Lądecka, także dziurawa, ale po czeskiej stronie idealny asfalt do zjazdu - super. Tutaj zastaje nas wstające słońce, ale żal było stawać na fotkę na takim zjeździe. W Javorniku kładę głowę na kierownicy, czekając aż wszyscy dojadą, kolejny kryzys senny. Aby do kolejnej stacji...

W Paczkowie kolejny hot-dog i zamknięcie oczu, kawy nie piję, zamiast tego zaraz po starcie wciągam coś co zawsze stawia na nogi. Została ostatnia setka. Niby koniec, niby płasko. Ale żeby nie było zbyt pięknie twórca trasy zadbał abyśmy jechali najgorszymi drogami w okolicy. Tyłek cierpi, próbuję co chwila wstawać, jechać więcej stojąc, wietrzyć, coś poprawiać... Myślę nawet o jakiejś tabletce przeciwbólowej... Kolejny raz zaczyna się Sahara w bidonach. Niedziela. Rano. Zielone Świątki !!!! Wszystko zamknięte. Zagaduję do napotkanej przy domu kobiety o wodę, lejemy do pełna, jest także gdzie się przebrać, bo słonko już wysoko na niebie. Z kawy proponowanej przez Panią już rezygnujemy, szkoda czasu - koniec tak blisko. W końcu zaczyna wiać. W dobrą stronę. :) Momentalnie zaczynamy jechać szybciej, żeby jeszcze było równo...Ostatnia górka na trasie, zjazd i o dziesiątej trzydzieści cośtam meldujemy się na mecie.

Miałem kilka zwątpień na trasie, ale wszystkie na wymagających podjazdach. Przed MRDP trzeba będzie coś poćwiczyć, choć z drugiej strony, aż takich siekier jak Karkonoska tam nie będzie. Rozciąganie na każdym postoju przynosi efekty, bólu kolan brak. Niestety nie jest dobrze z rękoma, ale chyba znalazłem przyczynę - długie rękawiczki zakładane na noc, muszę rozejrzeć się za innymi. Nowe opony (gatorskin'y) niosły bardzo dobrze, uchwytu na telefon nie przetestowałem. Tak jak myślałem jeszcze przed startem, jazda była podzielona na trzy etapy. Początkowo góry mi się podobały, potem nie zwracałem na widoki uwagi, a na koniec miałem ich dość. Maraton zaliczony, kolejny trening odbyty, kolejne doświadczenia w nogach i głowie.

kilka fotek


Zaliczone gminy - 21: Marcinowice, Mietków, Żarów, Strzegom,  Mściwojów, Paszowice, Jawor, Męcinka, Świerzawa, Wojcieszów, Bolków, Marciszów, Polanica-Zdrój, Kamieniec Ząbkowicki, Ząbkowice Śląskie, Ziębice, Ciepłowody, Kondratowice, Niemcza, Dzierżoniów (obszar wiejski), Łagiewniki.
Kategoria >300, zawody



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa lamac
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]