KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
1010.00 km 0.00 km teren
39:26 h 25.61 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:czołg

Brevet 1000

Środa, 15 czerwca 2016 · dodano: 22.06.2016 | Komentarze 8

Do Pomiechówka docieram pociągiem, były dwie opcje - pierwsza chwilę przed startem, druga około południa. I tak źle i tak niedobrze. Wybieram dojazd poranny, dzięki temu jestem od 6tej na nogach, a start zaplanowany jest na 18tą...we środę. Zupełnie bez sensu. Zabijam czas leżeniem na ławce, drzemką i czytaniem książki,  trochę później spotykam kolegów - Krzyśka i Wieśka, oraz Adama. Chwilę spędzam w domu u organizatora (Piotrka) pijąc wspaniałą kawę i rozmawiając na różne, bardziej lub mniej rowerowe tematy. Godzinę przed melduję się w szkole, coś na ząb, przebieranie, szykowanie przepaków, trochę papierologii i montaż nadajników. Krótka odprawa, pamiątkowe foto i równo o 18.00 ruszamy.

Ubrany jestem od razu na długo, cały dzień raczej marzłem, poza tym nie chcę tracić czasu na przebieranie się za kilka godzin. Tempo spokojne, tylko Jarek jedzie szybciej, kilka osób zostaje z tyłu, peleton liczy jakieś 10 osób. Do pierwszego PK sprawnie, poza tym że było kilka odcinków kiepskiej nawierzchni. Na punkcie są organizatorzy, woda, bułka, banan i w drogę. Robi się ciemno, zrywa się wiatr, a było tak pięknie....wieje mocno z południowego zachodu. Porywy wiatru przynoszą ze sobą także niezbyt intensywny deszcz. Kazik łapie gumę, stajemy na przystanku, część peletonu jedzie dalej, ja zostaję, w sumie jest nas piątka. W tej grupce przejedziemy razem parę ładnych kilometrów jeszcze. Przed przejazdem nad A1 zaczyna mocniej padać, stajemy na chwilę założyć kurtki, całe szczęście mocny deszcz nie trwał długo. Do jednej ze skarpet górą wlało się trochę wody po wjechaniu w koleinę, chlupie ale bardzo nie przeszkadza. Docieramy do PK2, koledzy właśnie odjeżdżają, tankujemy wodę i jedziemy dalej.

Ujechaliśmy ledwie kawałek kiedy czuję że zaczyna rowerem nosić. Kolejna guma, zmieniam, pompuję, dobrze że przestało padać. Asfalt był tak nagrzany, że woda w oczach paruje, pojawiają się klimatyczne mgiełki, fajnie bo ciepło. Wiatr kręci, są momenty gdzie jest lżej, czasem  zawiewa mocniej z boku, zaczynam odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Stacja na PK3 jest zamknięta, pani sprzedaje z okienka, kupuję PEPSI, siadam pod ścianą i na chwilę zamykam oczy. Czas się zbierać, nie ma co przedłużać. W Kruszwicy widać Mysią Wieżę, jest już jasno, nie zjeżdżam jednak z trasy. Włącza mi się tryb zombie, mam wszystkiego dość, to najgorszy moment na rowerze, zaczynający się kolejny dzień. Zresztą chyba wszystkim jedzie się fatalnie turlamy się ciut ponad 20 km/h. Gdy ciągnę grupę i na podjazdach odzywają się kolana, nie boli, ale organizm daje ostrzeżenia aby nie przeszarżować. Odliczam kilometry do kolejnego punktu...

Na punkcie pałaszuję kanapkę, uzupełniam zasoby podręczne, Wojtek coś się guzdrze, pytam się o co chodzi - chce zostać. Za szybkie tempo, szkoda, ale co zrobić - jego decyzja. Droga do Gniezna to dalej walka z wiatrem, w samym mieście nie jadę tak jak prowadzi ślad, chcę zobaczyć Katedrę. Nie wiem kiedy uda mi się zawitać tutaj po raz kolejny, a być i nie zobaczyć...Nie mam ochoty na fotki po drodze, ale tą jedną planowałem już przed startem. Zaczyna się spory ruch, zarówno w samym miasteczku jak i na jego wylotach, dobrze że po odpoczynku i jedzonku jedzie się zdecydowanie lepiej. Muszę gonić kolegów, ale nie zarzynam się, pomny znaków ostrzegawczych sprzed kilkudziesięciu minut. W Wólce ciut za wcześnie skręcamy, ale dzięki temu trafiamy na sklep. Zimne mleko z lodówki, dwie drożdżówki, telefon do żony i zmiana ubrań na dzienne. Jest chwila po 9tej a już się żar z nieba leje. Dalej wiatr morduje, tryb zombie trochę odpuścił, ale nadal jestem wypruty, staram się nie patrzeć na licznik bo ten stoi w miejscu. Tomek zostaje z tyłu, kilka razy czekamy, ale jedzie coraz wolniej, więc na pierwszy DPK docieramy we trójkę. 

Dowiadujemy się że koledzy ruszyli 30 minut wcześniej, długo tu siedzieli. Nie trwonimy tak bardzo czasu, pyszna pomidorowa, jeszcze lepszy makaron, jakieś zapasy na drogę i ruszamy dalej. Nie mam zamiaru ich gonić, ciężko się jedzie z pełnym żołądkiem. Odzywają się nadgarstki, zaczynam się wiercić w siodełku, co to będzie do końca ??? Odcinek do kolejnego punktu to tylko kilka kilometrów, cały czas gorąco, cały czas mocno wieje z boku. Stajemy na kawę, znowu mnie zaczyna mulić. Przed Widawą zaczynają łapać skurcze za lewą łydkę, łykam magnez i puszcza. Także lewe kolano ostrzega aby nie przeginać, chowam się za kolegami. W notatce głosowej jakie sobie robię po trasie oznajmiłem - "jestem skonany...a to dopiero połowa trasy..." Do PK7 dobijamy mając stratę niecałej godziny do Krzyśka i Wieśka.

Kilka kilometrów po tym jak ruszyliśmy niebo zrobiło się czarne, udało się doskoczyć na przystanek. Niezła była dzida gdy przed chmurą uciekaliśmy, obrywając jedynie kilkoma kroplami. Korzystając z okazji kładę się, zasnąć się nie udaje, ale trochę odpocząłem. 20 minut później ruszamy, lekko kropi. Ubraliśmy się na deszcz, chwilę po ruszeniu przestaje padać, wychodzi słonko, a asfalt paruje tak jak w nocy. Na niebie pojawia się tęcza, fajnie to wyglądało, bo jeden z jej końców wychodził wprost z komina Bełchatowskiej elektrowni. Ten fragment to chyba najgorszy odcinek trasy, droga nierówna, wiatr jak na złość zmienił się na wschodni, a miało wiać w plecy...

Na PK8 doganiamy kolegów, właśnie ruszają, byli tutaj dłużej. Po głowie chodzi mi czy nie przeskoczyć do nich, ale odpuszczam. My też stajemy na jakieś pół godziny coś zjeść. Ruchliwa krajówka, przejazd przez Piotrków z kupą świateł, wszyscy spieszą na mecz. Za miastem wcale nie jest lepiej, "12" bardzo ruchliwa, po skręcie na "74" ciut mniej aut, choć i tak sporo, przynajmniej asfalt jest dobry. Tak jak do tej pory było, tak i teraz jest - po odpoczynku jedzie się w miarę dobrze, potem zaczyna mulić. Dwa razy proszę chłopaków o krótkie postoje na przystankach, 5 minut z zamkniętymi oczami pozwala przejechać kilka kilometrów. W końcu jest PK9, siadam na zewnątrz, bo w środku jest za gorąco, opieram się o ścianę i udało się "zrobić dzięcioła". Mózg zresetowany, kawa, batonik, dziwna sprawa bo cały czas mogę jeść słodycze i mnie nie mdli. Miły pan ze stacji mówi że czekają nas dwa podjazdy, to dobrze - coś się w końcu zacznie dziać.

Faktycznie trzeba trochę pokręcić, szału nie ma, ale gdy depnę mocniej w pedały odzywają się kolana. Mamy tylko kilka minut straty do poprzedzającej grupy i przed Skarżysko-Kamienną zjeżdżamy się. Wszystkim chyba brak snu doskwiera, bo koledzy też właśnie z przystankowej ławki się podnoszą. Zostało już tylko kilka kilometrów do PK w Iłży, od Starachowic w końcu jest fragment gdzie wiatr wieje w plecy...w końcu. Jędrzej gubi jakimś cudem podsiodłówkę, ja wykorzystuję ten moment na kolejne zamknięcie oczu, tym razem komary atakują. Każdy czuje już ciepłe jedzenie, jedziemy szybko popychani wiatrem, taki "syndrom obiadu". 

Jest 3.30, zaczyna świtać. Idę wziąć prysznic, przebieram się w coś luźnego, kolejna pomidorowa, do tego schabowy, budzik na 6.30 i lulu. Budzę się o 5.17 gotowy do drogi, ale nie chce mi się jechać samemu więc śpię dalej. Trzeba się zebrać, szybka kawa i w drogę, zostały trzy setki. Gdy patrzyłem w prognozy myślałem że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Wiatr w plecy, będziemy lecieć nie mniej niż 30 km/h. Tyle teorii, bo w praktyce tak różowo nie było.

Ruszamy o 7mej, ubieram się na długo, może dlatego że po spaniu jest mi zimno. Szybko robi się ciepło, ale mocny, boczny południowy wiatr skutecznie chłodzi. Odcinek od Iłży do Opola Lubelskiego był ciężki, na Wiśle piździło jak w kieleckim :) choć to granica mazowieckiego i lubelskiego. Po skręcie na północ zdecydowanie milej, jedyny problem to szybko rosnąca temperatura. Meldujemy się na stacji w Puławach, trafiamy na autokar z wycieczką, noszkur...ani do kibla ani do kasy się dostać nie można. Robię striptease na zewnątrz, mam wszystko głęboko w d... Trzeba coś zjeść, przejeżdżamy ledwie kilometr i trafiamy na otwartą pizzerię. Zimna cola, zamiast pizzy biorę calzone, ogarniam służbowe telefony, jest cień, na zewnątrz ponad 30 stopni... Zabawiliśmy bitą godzinę.

Z nowymi siłami ruszamy dalej, gorąco, mocno wieje, za bardzo nie pomaga, bo zamiast wiać z południa (jak to było o świcie) zawiewa bardziej z zachodu. Momentami żałuję tego że spałem, choć z drugiej strony nie wiadomo czy czułbym się tak dobrze. Koło Dęblina widać czarne chmury, zaczyna pizgać konkretnie. Stajemy uzupełnić wodę, pytam się kobiety w sklepie czy możemy się schronić w środku, ale koledzy chcą jechać. Jeszcze nigdy wiatr mnie z drogi nie zepchnął, gdyby był rów, płot albo las zrobiłbym sobie krzywdę, a tak wylądowałem na polu jakieś 2 metry od pobocza. Szybki sprint spowrotem, leje mocno, ale krótko, 15 minut później wyruszamy. Wychodzi słonko, kolejny raz asfalty parują. Mnóstwo połamanych gałęzi, połamanych jak zapałki drzew, również takich wyrwanych z korzeniami. My dostaliśmy chyba tylko kantem tej chmury. W Wildze zamknięta droga, jedziemy objazdem przez wiśniowe sady. Kolejna wizyta w sklepie, wracamy do 801, stąd już rzut beretem do PK12. 

Na punkcie jest wallace, rozmawiamy o imprezie, o zamkniętej z powodu nawałnicy DK50, kolejna kawa i czas ruszać. Coraz mocniej doskwiera mi tyłek, nadgarstki już nie bolą, za to czuję poduszki w dłoniach. Czuć już koniec, nie zamulamy, systematycznie posuwamy się do przodu. Wiatr trochę zelżał, nadal wieje z boku, zaczynają mnie boleć kolana, po tym jak zaszło słońce zaczyna mi być zimno, a jest przecież ciągle dobrze ponad 20 stopni. Stajemy pod sklepem, ubieram się, woda, cola i coś na ząb. To ostatni postój na trasie. 

Wracają siły, czyżby znowu "syndrom obiadu"? i wizja piwa z czipsami na mecie ?. Wołomin, Radzymin, Nieporęt, pojawiają się tablice z Nowym Dworem Mazowieckim, ale nasza trasa odbija jeszcze na północ. W Nasielsku stajemy tylko po pieczątkę, doganiamy kolegów którzy (jak widzę teraz) sporo pobłądzili i wspólnie wjeżdżamy na metę. W Pomiechówku jest mokro, odbicie do Nasielska pozwoliło uniknąć kolejnego spotkania z deszczem.

Trasa nie była trudna, najbardziej doskwierał mocny, w większości boczny wiatr i wysoka temperatura. Kilka razy trafiałem na deszcz, ale nie był to problem. W czasie jazdy myślałem o tym jak to będzie jechać jeszcze jeden tysiąc. Inaczej się do sprawy podchodzi mając 300 w nogach, inaczej mając 900 a jeszcze inaczej siedząc w fotelu przed ekranem gdy dupa nie boli. Nic już chyba nie wymyślę, przyjdzie się po prostu z bólem pogodzić. Przygotowanie fizyczne jest OK, to był niezły trening psychiki, generalny sprawdzian przed BBT zaliczony. Czas brutto 52h12min.

tych kilka zdjęć, jakie zrobiłem po drodze

ślad z trackcourse.com:
dzień 1
dzień 2
dzień 3



Gmin 83: Pomiechówek, Załuski, Naruszewo, Wyszogród, Młodzieszyn, Słubice, Płock, Gostynin (obszar wiejski), Gostynin (teren miejski), Łanięta, Nowe Ostrowy, Krośniewice, Chodów, Kłodawa, Babiak, Sompolno, Wierzbinek, Piotrków Kujawski, Kruszwica, Strzelno, Mogilno, Trzemeszno, Gniezno (obszar wiejski), Gniezno (teren miejski), Niechanowo, Witkowo, Strzałkowo, Września, Kołaczkowo, Pyzdry, Gizałki, Chocz, Blizanów, Żelazków, Opatówek, Godziesze Wielkie, Brzeziny, Błaszki, Wróblew, Sieradz (obszar wiejski), Sieradz (teren miejski), Burzenin, Widawa, Zelów, Drużbice, Wola Krzysztoporska, Piotrków Trybunalski, Sulejów, Aleksandrów, Paradyż, Żarnów, Końskie, Stąporków, Bliżyn, Skarżysko-Kamienna, Suchedniów, Skarżysko Kościelne, Wąchock, Starachowice, Rzeczniów, Sienno, Lipsko, Solec nad Wisłą, Łaziska, Puławy (obszar wiejski), Puławy (teren miejski), Dęblin, Stężyca, Maciejowice, Wilga, Sobienie-Jeziory, Karczew, Otwock, Józefów, Wiązowna, Halinów, Zielonka, Poświętne, Wołomin, Radzymin, Nieporęt, Wieliszew, Serock.
Kategoria >300, zawody



Komentarze
Keto
| 16:44 piątek, 8 lipca 2016 | linkuj Moje gratulacje i dzięki za wspólną długą końcówkę.
starszapani
| 16:53 czwartek, 23 czerwca 2016 | linkuj Moje gratulacje :)
dodoelk
| 18:36 środa, 22 czerwca 2016 | linkuj Jeszcze raz piszę że w dupie mam okienka, jest to dla mnie jedynie archiwum wycieczek, opis swoich odczuć, przygód, pogody etc. Co jakiś czas wracam do swoich wpisów z lat poprzednich, analizuję je, porównuję, przypominam sobie. Dla mnie jest to jedna spójna wycieczka, to że spałem 2 godziny w niczym tej wycieczki nie zmienia. Jeden wyjazd, jednym rowerem, po jednej trasie i w jednym celu.


Nie podoba się, to nie czytaj
mxdanish
| 16:27 środa, 22 czerwca 2016 | linkuj O rany chłopie, nie każdemu zależy na tym aby być oknach chwały. Niektórzy traktują to jako dziennik treningowy. Miej odwagę pisać komenty ze swojego konta albo chociaż się podpisać, bo teraz wychodzisz na trola któremu Paweł przez przypadek ''okienko'' ukradł. Lipa panie lipa.
Gość | 16:23 środa, 22 czerwca 2016 | linkuj Fakt, wycieczka z zupełnie innego dnia. Długie wypracowanie, ale taka tworczosc nie usprawiedliwia manipulowania datami. Jest tutaj kilku delikwentow, ktory to robia regularnie. Zwykla slabosc charakteru. Nie wiem, czy na trasie bylo jakies spanie, ale jezeli tak, to byloby to kolejne naginanie regul.
dodoelk
| 16:20 środa, 22 czerwca 2016 | linkuj oczywiście gOŚCIU nie przyszło cI do głowy że mogła to być zwykła pomyłka? w dupie mam okienka
Gość | 16:00 środa, 22 czerwca 2016 | linkuj Szczere graty za dystans i czas w którym on został przejechany. Ale porażka żeby zmieniać daty żeby znaleźć się w okienku na BS :(((. No chyba, że się jeździ tylko po to żeby się znaleźć w tym okienku :D:D:D. Jednym słowem żałosny wpis :(
mxdanish
| 14:08 środa, 22 czerwca 2016 | linkuj No to teraz masz więcej plan do załatania na mapie gmin :) Graty jeszcze raz!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa przed
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]