KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 192240.84 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.53 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
557.50 km 0.00 km teren
20:48 h 26.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

quasi pierścień

Niedziela, 22 lipca 2018 · dodano: 23.07.2018 | Komentarze 0

Kolejny wyjazd treningowy, tym razem zdecydowanie dłuższa i trudniejsza trasa.

Umawiam się z Pawłem, który jest ode mnie sporo mocniejszy, ale jego rekord to ciut ponad 200 km, do tego nigdy nie jechał nocą. Po pracy obiad, szybkie pakowanie i ruszamy. Gorąco, ale dzień się powoli kończy więc temperatura nie zabija, choć już w Giżycku w bidonach pusto. Paweł zostawił pod sklepem telefon na parapecie, cofamy się jakieś 2 km, na szczęście nikt się nie zainteresował. Musiałem za to 3 razy przejeżdżać przez centrum tego cyrku, brrrrrr. Piękna jak zwykle droga wzdłuż j. Jagodnego, pomijając pół Warszawy która tam obecnie przebywa. Z fatalnej drogi do Rynu sporo zostało naprawione, więc aż takiego dramatu nie ma. Co prawda tyłek cierpi, ale to pozostałość zaniedbania po środowej wycieczce. Trzeba zęby zacisnąć i jechać dalej...

W Mrągowie kolejne tankowanie, zaraz za miastem zachodzi słońce za j. Juno. Jechałem tędy tylko raz, ale nie pamiętam że tutaj tak pięknie, kolejna droga do przejechania w przyszłości. Mijamy zabytkowe stacje drogi krzyżowej między Świętą Lipką a Reszlem, potem jeszcze trochę widoków, póki nie zrobiło się kompletnie ciemno. Obawiałem się fragmentu do Dobrego miasta, kiedyś tu była niezła rzeźnia, ale najgorsze odcinki zastąpiono już nowym asfaltem. Kultowość końcówki PTJ to już historia, nie żebym tęsknił do kraterów w resztkach asfaltu, ale to już nigdy nie będzie ten sam pierścień...

Kolejny postój w Dobrym Mieście, szybki przelot do Ornety, a stamtąd do Lidzbarka. Korzystam sporo z koła kolegi, można trochę sił zaoszczędzić na drugą część trasy. Kolejny Orlen zaliczony, wciągam hot doga i ubieram nogawki, górę na razie odpuszczam. Pusta krajówka do Bartoszyc, niestety zaczynają się mgły, które z każdą chwilą gęstnieją. O dziwo woda na ciele jest ciepła, nie ma potrzeby się ubierać. We mgle dojeżdżamy do Kętrzyna, kolejny postój, tym razem dłuższy, tutaj nasze drogi się rozjeżdżają. Mam przed sobą jeszcze ponad 200 km, w upale i zdecydowanie trudniejszym terenie.

Początek obiecujący, chociaż gdy za Srokowem zaczęły się podjazdy wiedziałem że będzie słabo. Noga zupełnie nie podaje, ot turlam się do przodu. Robię kilkuminutowe leżakowanie na przystanku, wcale nie jest lepiej, nicto trzeba będzie jakoś to zmęczyć. Cały czas trzyma mgła, komfortowe toto nie jest, ale jak sobie pomyślę o słońcu, to chyba jednak wolę mgłę. Jest otwarty sklep, biorę czekoladę, colę i paczkę czipsów, wpycham wszystko do żołądka - zobaczymy czy cokolwiek pomoże. Spać się nie chce, noc minęła bardzo dobrze, jestem znużony, długa trasa po dniu w pracy to nie jest dobry pomysł. W Okolicy Gołdapi słońce się przez mgłę przebiło i zaczyna się smażalnia. Póki jeszcze jestem mokry i godzina w miarę wczesna nie ma jeszcze tragedii. Muszę zrobić kolejną przerwę, na dłuższą niestety nie mogę sobie pozwolić, bo chcę spędzić chociaż kilka godzin weekendu w domu. Kolejne kalorie pochłonięte, dawno tyle po drodze nie zeżarłem. 

Niestety zaczyna się to czego się obawiałem. Słońce prawie w zenicie, non stop spore hopki i boląca już w tej chwili dupa której wyboisty asfalt nie pomaga. Ciekawe jest to, jak się zmienia punkt widzenia, bo gdy jechałem tędy 3 dni wcześniej mając w nogach 150 a nie 400 kilometrów wydawało mi się że droga jest równa. Tempo coraz bardziej siada, wiem że się zgodnie z planem nie wyrobię i nie pomaga fakt że pierwszą (wspólną) część trasy pokonałem szybciej niż planowałem. Biję się z myślami co dalej, ostatecznie wybieram trudniejszą, ale krótszą drogę do domu przez Jeleniewo i Suwałki. To była mordęga...

Bardzo ciężko zmotywować się do jazdy nie biorąc udziału w zorganizowanej imprezie, tym bardziej gdy się jest blisko domu. Gdybym musiał to zacisnąłbym pośladki i te 30-40 km które odpuściłem bym przejechał, robiąc po drodze kilka postojów. Wiedziałem że jutro będę tego żałował i tak się też czuję, ale w tamtym momencie decyzja wydawała się słuszna. Kolejny trening zaliczony, mam nadzieję że zaprocentuje za miesiąc. Tym razem to nie był mój dzień...

fotki

Kategoria >300



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa adaja
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]