KATEGORIE

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi dodoelk z miasta Ełk. Przejechałem 189391.06 kilometrów w tym 4539.60 w terenie. Moja średnia prędkość 20.60 km/h
Więcej o mnie. GG: 5934469


odwiedzone gminy



baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy dodoelk.bikestats.pl

Archiwum bloga


it outsourcing
Dane wyjazdu:
308.70 km 0.00 km teren
11:31 h 26.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wreszcie. 1/3 planu na lipiec wykonana

Środa, 18 lipca 2018 · dodano: 20.07.2018 | Komentarze 0

Budzik dzwoni o trzeciej. Wstaję, zerkam za okno - mokro. Kłaść się? Czy ruszać? Jestem już rozbudzony, oko się nie klei, więc nie ma co marudzić. Wszystko przygotowane, wskakuję więc tylko w buty, lajkry i ruszam. Jest super aura, 20 stopni, zero wiatru, żyć nie umierać...Na niebie trochę chmur poprzetykanych błękitem nieba i czerwonymi wstążkami wynurzającego się zza horyzontu słońca. Moment świtu spędzam w lesie za Sajzami, spektakularnego widoku niestety nie było, słońce focę na tle wieży kościoła w Świętajnie. Chwilę potem chmury znikają i żarówka niczym nie osłonięta zaczyna prażyć. To będzie ciężka przeprawa...

Zaraz za Kowalami Oleckimi staję pod koniec długiego podjazdu mając w pamięci, że trzeba się obejrzeć. Oczy się pasą widokiem na okolicę, korzystając z postoju rozciągam się i robię zdjęcie do archiwum. Wiem że nigdy na zdjęciu tak jak w rzeczywistości wyglądać nie będzie, ale jak już stoję to pstryknę, a co sobie będę żałował. W Filipowie już spory ruch, odbijam na jedną z najpiękniejszych dróg w okolicy - w stronę Bakałarzewa. Cudny widok na j. Garbaś, mógłbym tędy jeździć codziennie, tylko trochę daleko od domu. W Bakałarzewie przerwa na bułę, zimną kawę którą poprawiam jeszcze colą. Nogi rwą się do jazdy, po przerwie i sporej porcji cukru od razu lepsze samopoczucie. Drogą do Suwałk jechałem dawno temu, było słabo, na szczęście jest już dobry asfalt. Przed miastem wykopki przy budowie S61, do centrum nie wjeżdżam, staram się ominąć ul Mikołaja Reja, bo pamiętam że co 300 metrów jest tam skrzyżowanie ze światłami. Wychodzi prawie idealnie, jedynie 50 metrów nieutwardzonej drogi było, za to wyjeżdżam na ostatnim rondzie zostawiając uliczny zgiełk za sobą.

Przede mną gwóźdź programu. Do Jeleniewa jeszcze bez szału, widoki zaczynają się za Gulbieniszkami. Ciężko skupić się na drodze gdy po lewej takie obrazki, krótki przystanek na dokumentację, a potem super zjazd (szkoda że było pod wiatr, bo normalnie bez kręcenia spokojnie do 60 km/h da się rozbujać) i fajne podjazdy przed Rutką-Tartak. Rowelska Góra wchodzi elegancko, no może gdyby na chwilę lampka zgasła, byłoby trochę przyjemniej. Odbijam na trójstyk, kiedy bylem tu ostatnio kasowali 2 PLN za wejście, a dojazd był po polnej drodze. Teraz jest asfaltowa ścieżka, MOR, full wypas... Turystów brak, są za to litewscy robole z kosami spalinowymi, którzy zrobili sobie przerwę w pracy. Cykam więc tylko zdjęcie z granitowym monolitem i pasem zaoranej ziemi pomiędzy Polską a Rosją. Stańczyków nie miałem w planie, ale być i nie być.... tym razem nie jestem tutaj na imprezie gdzie tyka zegar, a kilka minut mnie nie zbawi. 

Szkoda, że dojazd do takiej atrakcji jest nadal w opłakanym stanie, no ale gmina do zamożnych nie należy, jak zresztą wszystkie w tym miejscu. Polska C, lub nawet D. Robię małą przerwę na tankowanie bidonów, loda, rozciąganie i kanapkę. Chętnie posiedziałbym dłużej w cieniu, ale czas goni, a w założeniach mam maksymalne cięcie postojów. Droga płynie szybko, dmucha w plecy, asfalt gładki, jest tak dobrze że przeoczam skręt na Kuty. To kolejne miejsce które jest na liście dróg do sprawdzenia, byłem tu dawno, było źle, miejscami nawet bardzo źle. Trochę przeholowałem z domniemaną porą powrotu i muszę trasę skrócić, aby być w domu tak jak małżonce obiecałem. W Kutach tankuję po raz kolejny wodę i porcję kofeiny w płynie, czuć zmęczenie trasą, ale jeszcze bardziej pogodą. Jest duszno, pogoda jak przed burzą, nicto jeździło się w gorszych warunkach. Droga do Pozezdrza zrobiona, mam w pamięci kratery jakie tu były gdy jechałem tamtędy kilka lat temu.

Zaczyna odzywać się lewe kolano, staję na rozciąganie, trzeba trochę zbastować. W okolicy Kruklanek sporo rowerów,  jak zawsze zresztą, do centrum nie zjeżdżam, bo jadąc prosto do domu do trzech setek trochę będzie brakowało. Tym razem przez Upałty zamiast przez Kruklin, całkiem fajna dróżka, pewnie do powtórki w przyszłości. W Wydminach kuszą mnie lody, lecz zniechęca kolejka przy budce, może w Starych Juchach stanę sobie pod sklepem... Ostatecznie odpuszczam, w bidonach zostały akurat cztery łyki, a pod ręką jeszcze kilka ciastek. Docieram do domu mocno zaorany, chyba trochę przesadziłem z tempem, no i pogoda swoje zrobiła. Tak to bywa kiedy się jest na głodzie i czerpie się jazdę pełnymi garściami. Najważniejsze, że 1/3 planu na lipiec wykonana, teraz chwila odpoczynku i jedziemy dalej z koksem...

Kategoria >300



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa iaiwr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]